piątek, 28 grudnia 2012

Tres



  Obu wydałam ich karty-klucze i zameldowałam. Wzięłam Leo na ręce, chłopaki wzięli swoje torby i wspólnie ruszyliśmy do windy. W ostatnim momencie, tuż przed zasunięciem jej drzwi, do środka wpadło jeszcze czterech piłkarzy. Dobrze, że winda, nie jest mała… Ci piłkarze to dwie słynne parki La Roji, Sernando oraz Fabrique.
   - Panowie, ja wam może przedstawię moją kuzynkę, bo wątpię, że ktoś te dwa lata temu, po meczu cokolwiek pamiętał. – zaśmiał się Jose. – To właśnie Zuza.
   - Sergio Ramos. – ukłonił się nisko jeden z nich i ucałował wierzch mojej dłoni.
   - E, Romeo. Stopuj! – zaśmiał się Fabregas i teraz on uścisnął moją dłoń. – Jak przez mgłę, ale twarz pamiętam. – uśmiechnął się. – Cesc Fabregas.
   - Gerard Pique. – przedstawił się trzeci, najwyższy. Szczerz mówiąc, to było zbędne, bo przecież znałam ich nazwiska. Spojrzałam na blondyna, który podawał mi dłoń.
   - My się znamy. – uśmiechnął się delikatnie, a ja kiwnęłam głową. Leo zaczął się rozglądać i przypatrywać nowym twarzom. Zatrzymał się jednak przy najmłodszym z piłkarzy i zaczął go zaczepiać.
   - Jordi, przypadłeś małemu do gustu. – śmiał się Ramos.
   - Co się dziwisz, przecież Alba to też jeszcze dziecko. – dogryzł roześmiany Gerard.
   - Bardzo zabawne. – wykrzywił się młody obrońca i posłał delikatny uśmiech w moją stronę, a ja zrobiłam to samo. W końcu winda się zatrzymała
   Gdy z niej wyszliśmy, mały zaczął wyciągać ręce do piłkarza, którego wcześniej zaczepiał.
   - Ja cię nie poznaję. – zaśmiałam się i podałam Jordiemu Leo, bo ten się wyrywał. Reina wziął torbę kolegi.
   - Jordi, pasuje ci. – rechotał za plecami Pique.
   - No co ty chcesz, mój chrześniak lubi poznawać nowe osoby. Zawsze z nim przesiadują same kobiety, rzadziej wujek z Miłoszem, więc lubi męskie towarzystwo. – odpowiedział roześmiany Pepe. – Polubił Albe. – dodał.
 Pierwsi z naszego pochodu odpadli Fabregas i Pique, którzy mieli pokoje naprzeciw siebie, a zaraz za nimi Ramos i Torres. Zostaliśmy tylko we czwórkę. Skręciliśmy w boczny korytarz, gdzie znajdowało się jeszcze kilka pokoi, a na jego końcu maleńkie pomieszczenie bez drzwi, a w nim sofa, niski stolik i doniczka z dużą, zieloną rośliną. Od niego odchodziły dwoje drzwi, jedne prowadzące do gabinetu, a drugie do prywatnego pokoju, który używaliśmy tylko my. Dwa ostatnie pokoje przy bocznym korytarzu, jak się okazało należały do mojego kuzyna i Alby. Jose od razu wszedł do przedostatniego pokoju, a ja chciałam zabrać Leo od Jordiego. Trochę pomarudził, ale wrócił do mnie.
   - Hej, nie martw się. Zobaczysz jeszcze swojego nowego przyjaciela. – zaśmiałam się, a ten włożył dwa palce do buzi i spoglądał to na mnie, to na piłkarza.
   - Oczywiście, że zobaczy. – uśmiechnął się chłopak, a ja przyznaję, że jego uśmiech jest bardzo czarujący.
   - Jakby co, to ja będę u siebie, tam na końcu. – uśmiechnęłam się nieśmiało do niego.
   - Okey, dzięki. – odparł.
   - Ty się pożegnaj, bo idziesz na drzemkę mój drogi. – zwróciłam się do swojego syna, a ten pomachał piłkarzowi.
   - Miłych snów Leo. – odpowiedział i wszedł do pokoju, a ja ruszyłam do gabinetu. Przeszłam od razu przez tajemne drzwi do dużego pomieszczenia, obok, pokoju należącego tylko do nas, gdzie w jednej części znajdywało się nawet łóżeczko i jakieś zabawki dla małego.

  ^^^

 Od kilku godzin przed oczami miałem tylko jeden obraz i jej uśmiech. Jest naprawdę czarującą kobietą, do tego ma wspaniałego i pociesznego synka.
   - Ej, Jordi co o tym myślisz? Jordi. Halooo! – usłyszałem głos Xabiego.
   - Przepraszam, zamyśliłem się.
   - No, bo… A z resztą nie ważne. Nie chce mi się drugi raz wszystkiego powtarzać. – odparł Alonso.
 Siedzieliśmy grupką w lobby hotelu, na czterech wygodnych sofach. Odpoczywaliśmy po kolacji. Po chwili z windy wyszła Zuza z synkiem na ramieniu. Od razu skierowała się do nas co, nie przeczę, ale mnie ucieszyło. Stanęła nad Jose, obok którego siedziałem.
   - Nie widziałeś żeby Miłosz wchodził do hotelu? – zapytała go, podając mu małego, który od razu przeczołgał się po jego kolanach do mnie, co wywołało u naszych przyjaciół uśmiechy. Na jej twarzy też pojawił się lekki jego zarys.
   - Nie, a ma być? – odpowiedział bramkarz.
   - Po pierwsze, ma mi przywieść samochód, po drugie, miał tu dziś zostać na noc, a po trzecie, miał być pół godziny temu. Leo już wariuje i ja też mam ochotę spotkać się z moim łóżkiem. – odpowiedziała, grzebiąc w torebce. – Ja obiecuję, że któregoś pięknego dnia, go zasztyletuję. – mówiła, wyjmując telefon.
   - Zastanów ty się nad tym dwa razy. Zostałabyś wtedy jedynaczką. – zreflektował Reina, zaczepiając Leo, siedzącego na moich kolanach. Zaraz, zaraz… Jedynaczką? Czyli… Wtem do środka wbiegł młody chłopak, ten sam, którego widziałem rano.
   - Przepraszam siostrzyczko! – zawołała, hamując tuż przed nami. ‘Siostrzyczko’. Czyli moje podejrzenia były trefne i to nie jest jej facet tylko brat? Właśnie poczułem dziwne uczucie jakby kamień spadł mi z serca.

^^^

  Obudziłam się dość wcześnie, ale tylko dlatego, że postanowił tak mój syn. Zjedliśmy śniadanie, a później włożyłam go do kojca z zabawkami w salonie, a sama wtopiłam się w sofę, z kawą i włączyłam telewizor. Po chwili usłyszałam dźwięk otwierających się drzwi frontowych. Do domu wparowała Laura.
   - No cześć. – rozbrzmiał jej melodyjny głos. Najpierw podeszła do Leo i ucałowała go w czoło, a po chwili usiadła obok mnie. – Ty się wylegujesz w domu zamiast skakać wokół piłkarzy w hotelu? – zaśmiała się.
   - Czemu miałabym niby wokół nich skakać? – zdziwiłam się, a ona jakby nigdy nic napiła się mojej kawy.
   - No nie wiem, troszczyć się o to, żeby dobrze im się mieszkało w Maravillas? – odpowiedziała. – A właśnie, jak tam wczoraj poszło?
   - Lepiej niż sobie wyobrażałam. – uśmiechnęłam się pod nosem.
   - A widziałaś się z… - zaczęła, a ja od razu na nią spojrzałam. – No dobra, nic nie mówiłam.
   - Chciałaś zapytać czy widziałam się z Torresem? Tak, widziałam się. Małego też widział.
   - I?
   - Co i? Jose od razu dopadł Leo, ale ten go zlał obejmując sobie innego piłkarza jako nowego przyjaciela. – wzruszyłam ramionami.
   - Ooooo, a coś więcej o tym ‘innym piłkarzu’? – drążyła.
   - Co mówić? Młody, przystojny, ma ładny uśmiech… Leo go uwielbia. – mamrotałam pod nosem.
   - Ej, co ty masz taki kiepski humor, co?
   - Ty masz za to nazbyt wspaniały. – upiłam kolejny łyk swojej kawy.
   - Mój jak się nazywa to twoje młode cudo… Chcę go sobie obczaić. – wyjęła telefon z kieszeni spodni i włączyła przeglądarkę. Spojrzała wyczekująco na mnie.
   - Czekaj… Jordi… Jordi… Mam! Jordi Alba. – powiedziałam i spojrzałam na spory ekran jej komórki. Wpisała jego nazwisko i weszła w galerię zdjęć.
   - Ej no. Fajny. – wyszczerzyła się. – Dziecko ci go upoluje, więc bierz się za niego.
   - Co to ma znaczyć, że mi go dziecko upoluje?!
   - Oj nooo. Wiesz o co mi chodzi. – przewróciła oczami. – Ty chyba dziś wstałaś lewą nogą. Trzeba cię rozruszać. – dodała i znów wbiła wzrok w ekran komórki. – Co my tu jeszcze o nim mamy? Jordi Alba Ramos, urodzony 21 marca 1989, w L'Hospitalet de Llobregat. Były gracz Valencii, a po Euro ma dołączyć do zespołu Dumy Katalonii. Słyszałaś? Ma dołączyć do klubu, któremu kibicujemy. – uśmiechnęła się. – Przystojny to jest, ale nie aż tak jak Nino. – westchnęła, a ja automatycznie spojrzałam na nią. – Nie… Nie! Nie słyszałaś tego! – rozkazała.
   - Słyszałam! – wyszczerzyłam się.
   - Tobie się Torres podoba! Od kiedy?! – ożywiłam się od razu.
   - Nie! Wcale! Przesłyszałaś się. – wstała i podążyła do kuchni.
   - No powiedz noo! – prosiłam. Właśnie się dowiedziałam, że mojej przyjaciółce podoba się ojciec mojego dziecka. Dlaczego wcześniej mi nie powiedziała.
   - Już przed mistrzostwami świata do niego wzdychałam. – odpowiedziała, przewracając oczami.
   - Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zrobiłam smutną minkę.
   - Bo jakbyś wiedziała, to pewnie nie byłoby na świecie tego małego słodziaka. – wskazała na Leo, zajętego samochodzikiem, siedząc w kojcu. Pokręciłam głowę i obie, śmiejąc się, na środku holu, zaczęłyśmy sobie dokuczać, jak za starych dobrych lat.

^^^

   Po śniadaniu mieliśmy się wszyscy zebrać w lobby. Trener oznajmił nam, że trening mamy dopiero późnym popołudniem, a teraz z przewodnikiem, mamy iść zwiedzać miasto.
   - Przepraszam trenerze, a czy mogę poznać plan wycieczki? – wtrącił Reina. Del Bosque podał mu kartkę, a bramkarz wgłębił się w lekturę. – A czy jest opcja pozostania w hotelu? – zapytał po chwili.
   - Dlaczego? – zdziwił się trener.
   - Ja już byłem w tych wszystkich miejscach, a poza tym to same nudne muzea i parki. – wytłumaczył.
   - Muzea? – jęknęli równo Pique i Fabregas. Też nie byłem zadowolony z tego faktu.
   - Więc jest taka możliwość? – zapytał Jose.
   - No dobrze… - mówił selekcjoner, a wspomniani wyżej mu przerwali.
   - To my zostaniemy z Reiną, trenerze. – wyszczerzył się Cesc.
   - Ja też chcę. – dodałam i stanąłem obok tej trójki. Dołączyli też do nas Fernando i Sergio.
   - Może ktoś jeszcze? – zapytał ironicznie dowódca tej armii. Nikt się nie zgłaszał.
   - Trenerze, a jeżeli zostaje nasza szóstka, to możemy sobie wyjść na miasto? Zrobić własne zwiedzanie? – pytał uparcie bramkarz.
   - Nie ma mowy. Albo idziecie z nami, albo zostajecie w hotelu. – skończył mężczyzna i wyszedł razem z resztą drużyny na zewnątrz. Nasza szóstka opadła na sofy.
   - Jose, więc może tak teraz wymyślisz co będziemy robić? – odezwał się Ramos.
   - To przecież pewne, że wyjdziemy. – prychnął. Wtedy z windy wyszedł syn właściciela hotelu. Zauważył nas i lekko zdziwiony podszedł.
   - Witam panowie. Nie mieliście przypadkiem iść na miasto? – podał rękę każdemu z nas. Jose wytłumaczył kuzynowi, że my zostaliśmy i dodał także, że z wielką chęcią byśmy się wymknęli, ale niezauważenie. – Przecież to nie problem. Zaraz zawołam kierowcę, on weźmie większy samochód i możecie jechać. – zaśmiał się.
   - Miłosz, jesteś wielki! – wyszczerzył się nasz przyjaciel.
 Nie minęła chwila, a my siedzieliśmy już wszyscy w siedmioosobowej, hotelowej taksówce. Reina podał kierowcy adres, a w międzyczasie napisał do Xaviego, że gdy będą już w ostatnim miejscu na ich liście, żeby dał nam znać, byśmy zdążyli wrócić.
 Nie wiedzieliśmy gdzie on nas wiezie. Nie chciał nic powiedzieć.
 Po niedługim czasie samochód zaparkował pod dużym, ładnym domem, okrążonym dużym ogrodem.
   - I gdzie ty nas przywlokłeś? – zapytał Torres.
   - Zobaczycie jak wygląda polsko-hiszpański dom. – zaśmiał się i ruszył prosto do drzwi. Już miał nacisnąć na klamkę, kiedy zatrzymał go Pique.
   - A nie masz zamiaru zapukać albo zadzwonić dzwonkiem?
   - Ten dom zawsze jest otwarty, więc nie ma z tym problemu. – wyszczerzył się i nacisnął pewnie na klamkę, popchnął drzwi, a naszemu wzrokowi ukazały się dwie kobiety, śmiejące się, łaskoczące i rozwalające sobie nawzajem włosy. Jedną z nich była Zuza. Od razu zauważyły naszą obecność i wyprostowały się.

^^^

 Usłyszałam otwierające się drzwi i od razu się wyprostowałam, odgarniając sobie włosy z twarzy. W progu domu stała szóstka piłkarzy z Jose na czele. Obie od razu spoważniałyśmy.
Pierwszy do środka wkroczył oczywiście mój kuzyn, a reszta niepewnie za nim.
   - Jose! – krzyknęła Laura po hiszpańsku i rzuciła się w objęcia Hiszpana.
   - Laura! Długo się nie widzieliśmy. – odpowiedział, a ja wtedy podeszłam do nich.
   - Tak właściwie to co wy tu robicie? – zapytałam, spoglądając na każdego.
   - Uciekliśmy. – palnął Fabregas.
   - Będą nas listem gończym szukać. – dorzucił Ramos.
   - A potem znajdą w domu właścicielki hotelu, która ich przetrzymywała. – wzruszył ramionami Pique.
   - Jesteście niemożliwi. – zaśmiałam się. – Tak właściwie to może was sobie przedstawię. – spojrzałam na szatynkę. – To jest Laura, moja przyjaciółka. To Sergio, Cesc, Gerard, Fernando i Jordi. – wymieniałam, a ona kolejno uścisnęła dłoń każdego. Dobrze widziałam, że przy blondynie robiła maślane oczka, a przy ostatnim, z ukosa spojrzała na mnie. Z jednej strony cieszyła mnie zaskakująca wizyta chłopaków, a z drugiej byłam lekko skrępowana obecnością jednego z nich. Nie trudno się domyślić którego. Za chwilę pewnie usiądziemy wszyscy w salonie, gdzie jest Leo, tak więc znów w jednym pomieszczeniu będą przebywać ojciec i syn. Dlaczego to wszystko jest takie zagmatwane? 
_______________________________________________
Oto spodziewanka dla mojej Nataleczkii :) Dorzucę też Naty i Anię ; )