niedziela, 28 kwietnia 2013

Nueve

 Powoli otworzyłam zaspane oczy. Czułam na swojej talii ciepłą, męską dłoń. Uśmiechnęłam się na same wspomnienie nocy. Był taki delikatny i za razem dokładny. Czuję dreszcze pod wpływem jego ciągłego dotyku. To wszystko było dziwne. Znam go bardzo krótko, ale to tak jakby jakaś niewidzialna lina mnie do niego ciągnęła. Jest przystojny i mogła bym z nim rozmawiać godzinami o wszystkim. Zaufałam mu i powiedziałam, że Fernando jest ojcem mojego synka. Nie kazał nic sobie tłumaczyć. Zaakceptował to.
  Spojrzałam na elektroniczny zegarek, stojący na mojej szafce nocnej. Dochodziła dziesiąta. Lekko się obróciłam i zobaczyłam jeszcze śpiącego Jordiego. Lekko się uśmiechał. Naprawdę wyglądał słodko. Zaśmiałam się cicho i powoli zeszłam z łóżka, tak żeby go nie zbudzić. Podeszłam do szafy i wzięłam z niej bieliznę, szorty i biały top. Udałam się do łazienki by wziąć prysznic. Później zeszłam na dół. Na wieszaku w korytarzu wisiała bluza Jordiego, a na niej moja torebka. Coś mi tu nie pasowało, bo nie przypominam sobie żebyśmy odwieszali te rzeczy. Weszłam do kuchni, a na wysepce leżał talerz po kanapkach i kubek z resztką kawy na spodzie. Obok nich leżała kartka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać:

Nie martw się o Leo, sztab Hiszpanów z Czarneckimi się nim zajmuje. Siostra, gdzieś ty uciekła?! Rano wchodzę do domu by się przebrać i wziąć rzeczy na zajęcia, a tu mnie witają rzeczy na podłodze, w tym męska bluza! Okazało się też, że nie było już trzech piłkarzy, ale Pique czmychnął z Shakirą, a Iker z tą swoją dziennikareczką, a Alba zaginął w akcji. Wiesz może coś o tym? ;> (nie martw się, nie zaglądałem Ci do pokoju).
                                                                                                               M.

   - Świnia. - szepnęłam, wyrzucając kartkę do kosza. Albo zaglądał, albo faktycznie uszanował moją prywatność, co okazałoby się nowością. Włożyłam naczynia do zmywarki, tak jak to zawsze po nim robię, bo chyba nigdy się nie nauczy. Podeszłam do lodówki i wyjęłam z niej kilka rzeczy. Przygotowałam kanapki i schowałam je z powrotem do lodówki, by się nie zeschły. Nastawiłam też ekspres do kawy. Wtem rozdzwonił się domowy telefon, a na maleńkim ekraniku pojawił się numer mojego ojca.
   - Słucham. - odebrałam.
   - Cześć córeczko. - zaczął w swoim ojczystym języku. - Właśnie zostaliśmy sami z twoim dziadkiem, bo Aneta z babcią uciekły na zakupy, więc postanowiliśmy zadzwonić. - no tak, jest w Hiszpanii, siedzi z dziadkiem, więc mówi przez telefon po hiszpańsku. Z resztą w domu też tak często robiliśmy, chcieliśmy przyzwyczaić Leo do dwóch języków. - Co tam u was? Jak radzisz sobie z hotelem?
   - Jest w porządku. Dziś piłkarze mają wolne, więc ja też sobie zrobię, żeby pobyć z Leosiem. Hotel zostawię pod wodzą Kingi, która dziś ma już być, bo przez kilka ostatnich dni, siedziała z chorym synkiem. - wspięłam się na blat kredensu kuchennego.
   - To dobrze, że sobie radzisz. - powiedział. - Ej słuchaj, dlaczego na tym całym waszym facebooku wyświetliło mi, że Miłosz i Dani już nie są razem?
   - Bo palant ją zdradzał. - odpowiedziałam od razu. - Przyłapała go kiedyś. Okazało się, że robił to od dłuższego czasu. Poza tym ja też będę musiała z tobą o czymś porozmawiać, ale to nie jest rozmowa na telefon. - wiedziałam, że na niego kabluję, ale odwdzięczam się za te wszystkie lata, kiedy to on pięknie nadawał na straszą siostrę. Wtedy w progu kuchni pojawił się Jordi, w swoich jeansach i T-shirtem przewieszonym na swoim ramieniu. Uśmiechnęłam się do niego.
   - Słuchaj, jak tylko wrócę to muszę z nim poważnie porozmawiać. Tak się kobietom nie robi. Z tobą też porozmawiam i wysłucham, bo czuję po twoim tonie, że to nie jakaś błahostka. - powiedział lekko wkurzony tata. Piłkarz podszedł i stanął przede mną, opierając się rękami o blat i ciągle się na mnie patrząc.
   - Tato, to jest ich decyzja. Rozeszli się w zgodzie. - odpowiedziałam.
   - No dobrze. Dam ci teraz dziadka do telefonu. - westchną, przekazując komórkę swojemu ojcu.
   - Witaj Zuziu. Co u ciebie słychać? - usłyszałam.
   - Cześć dziadku. Wszystko w porządku, a u was? - wtedy Jordi pochylił się nad moim ramieniem i delikatnie musnął moją skórę, nie odrywając wzroku od moich oczu. Uśmiechnęłam się i pokazałam mu język.
   - Też dobrze, ale jeszcze zastanawia mnie jedno. Czy jeszcze zdążę zatańczyć na weselu swojej wnuczki?
   - Dziadku!
   - No co? Prawnuka się doczekałem, ale przed za mąż pójściem wnuczki. Kochana, my wiecznie żyć nie będziemy. Może ty jakiejś randki w ciemno potrzebujesz? - zapytał na końcu, a ja szeroko otworzyłam oczy.
   - Nie dziadku, nie potrzebuję żadnej randki w ciemno! - powiedziałam głośno, a Jordi zaczął się śmiać, odwracając głowę, by nie było go słychać.
   - No dobrze, dobrze. Wiedz, że życzymy ci jak najlepiej i byś znalazła dobrego męża. - ciągnął dziadek. Pokręciłam tylko głową. - Javier, coś mi tu pika. - zwrócił się do mojego ojca.
   - A to pewnie bateria pada. - usłyszałam głos taty. - Dobra Zuziu, bateria nam tu pada. Do usłyszenia. I nie zwariuj tam z Hiszpanami. Ucałuj Leosia i pozdrów dziewczyny. Pa.
   - Pa. - odrzekłam i rozłączyłam się.
   - Czyżby dziadek organizował ci randkę w ciemno? - zapytał roześmiany piłkarz.
   - Proszę cię, ty nie zaczynaj! - zaśmiałam się.
   - A teraz mogę cię pocałować? - uśmiechnął się zawadiacko. Spojrzałam do góry i zrobiłam zamyśloną minę.Po chwili, niespodziewanie musnęłam wargi Jordiego. - Słodko. - szepnął, a ja się uśmiechnęłam.
   - Jesteś głodny? - zapytałam, schodząc z blatu.
   - A mogę cię zjeść?
   - Nie możesz. - zaśmiałam się, wyjmując z lodówki talerz z kanapkami. - Zapraszam do stołu.

^^^

  Usiadłem na jednym z krzeseł przy stole i przyciągnąłem ją do siebie. Opadła na moje kolana.
   - Jesteś szalony, wiesz? - zaśmiała się perliście. Jaka ona jest piękna! Ma cudowne oczy i uśmiech. W całej tej sytuacji czułem się jak mały chłopiec, który dostał coś o czym marzył, albo mężczyzna, który odniósł sukces. Wiem, że dopiero ją poznałem, ale każdy jakoś zaczyna, prawda? Każdy jakoś zaczyna znajomość. Wczorajszy wieczór był po prostu cudowny. Pokazywała mi miasto, rozmawialiśmy, szczerze rozmawialiśmy. Później tej spacer i deszcz. Ucieczka do jej domu, a potem emocje całkiem wzięły nad nami górę. Sen.
   - Muszę wymyślić, jak to wszystko dziś załatwić. Nie wiem czy najpierw jechać po samochód, czy do hotelu po Leo. - zamyśliła się, gdy skończyliśmy jeść. - Tak czy siak będę musiała zamówić taksówkę, bo na zewnątrz jest chłodno i mokro.
   - Najpierw pojedziemy samochód, później hotel. - odparłem. 
   - Chcesz jechać ze mną?
   - A mogę?
   - Możesz. - zaśmiała się, co było symfonią dla moich uszu. - Jeżeli chcesz, możesz iść pod prysznic.
   - Z chęcią. Pójdziesz ze mną? - poruszyłem zabawnie brwiami. Szczerze? Nie poznaję samego siebie. Wcześniej nie byłem taki wygadany i odważny przy dziewczynach. Przy Zuzi wszystko jest inne.
   - Ja już to mam za sobą. - mrugnęła powieką. - Muszę przygotować rzeczy Leo, które wezmę. - dodała z uśmiechem, a ja skierowałem się w stronę schodów. - Łazienka jest obok mojego pokoju, a czyste ręczniki są na półce.

  Najpierw pojechaliśmy po samochód, ale to zajęło trochę czasu i jeżdżenia. Przez cały czas, ciągle o czymś rozmawialiśmy. Ani ja, ani ona nie wspomnieliśmy o tym co się wydarzyło w nocy, ani o tym co mi później powiedziała. Fernando jest ojcem Leo. Przyznaję, że to mnie zaskoczyło, ale... Co mogłem powiedzieć? Cieszę się też dlatego, że mi zaufała. Inaczej by tego nie wyjawiła.
  Przekroczyliśmy próg wejścia do hotelu. Gdy wysiedliśmy z jej samochodu, pierwszy sięgnąłem po plecak, leżący na tylnym siedzeniu. Były ten rzeczy jej synka, które zabrała z domu. Powiedziała wtedy, że to ona powinna to nosić, a ja, że to rola dla faceta. Zaczęliśmy się sprzeczać, ale z uśmiechami na twarzy.
   - Boże! - usłyszeliśmy nagle i zatrzymaliśmy się, patrząc przed siebie. Na środku lobby stała Daniela w dość dziwnej pozycji, jakby przerażona naszym widokiem?
   - Nie, wystarczy Zuza. - powiedziała niepewnie Robles.
   - Na dole ich nie ma! - nagle podbiegł do niej Robert, consierge hotelu wraz z Busquetsem oraz Matą i zamroziło ich tak samo jak Danielę.
   - Pierwsze piętro czyste. - teraz tak samo postąpili Xavi z Fabregasem i Navasem.
   - Coś się stało? - zapytałem.
   - No właśnie. Znów ktoś się zgubił? - dorzuciła Zuza.
   - W pokojach na drugim też ich nie ma. - teraz przyszła kolej na Gracię, Sergio i dwóch Fernando - Torres i Llorente, którzy wypadli z windy jak poparzeni.
   - Ktoś mi powie co tutaj się dzieje? I przede wszystkim, gdzie jest mój syn? - wykrzyczała już lekko podenerwowana właścicielka hotelu.
   - Na basenie być nie mogli, bo drzwi były zamknięte, ale i tak sprawdziliśmy. - teraz na naszym polu widzenia pojawił się Jose i David. - Oooo, Zuzia! - wyszczerzył się jej kuzyn.
   - Powtórzę to tylko raz... - powiedziała dziewczyna, mierząc wzrokiem całą grupę. - Co tu się dzieje i gdzie jest Leo?! - otworzyła szeroko oczy.
   - No, bo właśnie... - plątała młoda studentka. - Laura musiała wyjść na chwilę, bo jako jedyna z zespołu była w mieście, a w budynku, gdzie mają studio było jakieś włamanie i musiała sprawdzić czy niczego nie wzięli od nich. Nora z Leo spali, bo wymęczyli się od rana z chłopakami, więc wyszłam do łazienki, a gdy wróciłam już ich nie było na łóżku. - pisnęła na końcu.
   - Co?! - krzyknęła Zuza.
   - Zgubiłam dzieci. - dodała.
   - Liśmy. - wtrącił Cesc. - Zgubiliśmy.
   - Piętra, basen, piwnica... - wymruczała i gdyby nie to, że stałem za nią, upadłaby na podłogę. Zasłabła.
   - Zuza?! - nagle wszyscy zlecieli się do nas. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem na sofę, stojącą niedaleko recepcji. Ułożyłem ją na niej. Po krótkiej chwili znów otworzyła oczy, a my wszyscy odetchnęliśmy z ulgą
   - Wszyscy, którzy zostali w hotelu zabrali się za ich szukanie. Czyli wszyscy, którzy tu są. - wytłumaczył Jesus.
   - Zuzia, spokojnie. Znajdą się. - mówił Torres, gestykulując rękami. Starał się zachować spokój.
   - Cholera Fernando! Jesteś ojcem! Szukaj ich! - krzyczała ze złością, która z niej buchała. Z resztą się jej nie dziwię. Chodzi o jej syna.  
   - Mam wasze zguby! - po całym holu rozległ się donośny głos naszego trenera. Wszyscy spojrzeli w jego stronę. Na rękach trzymał Małego, a z drugiej strony trzymał za dłoń małej Torresówny. Zuza od razu się zerwała i pobiegła do stronę Mistera. Za nią ruszył Fernando. Od razu wzięła na ręce Leo i mocno go przytuliła, to samo zrobił Fer ze swoją córeczką.
   - Gdzie byli? - zapytał Torres.
   - W schowku na miotły na drugim piętrze. - odparł ironicznie del Bosque.
   - Aha! - zawołał Jose niczym sam Sherlock. - Mówiłem, że daleko odejść nie mogli!
   - Fernando, ja się zgodziłem żeby Nora tu z nami była, ale...
   - Tak wiem trenerze. Bez żadnych przygód! To było pierwszy i ostatni raz. - odpowiedział od razu blondyn.
   - No. - pogroził palcem Vincente.
   - Ej, ja pamiętam jak pani Flora zawsze opowiadała, że mały Ferdzio był niesforny i zawsze uciekał. - zauważył inteligentnie Ramos.
   - Najwidoczniej przekazał ten gen dalej. - mruknął pod nosem Jose i wcale nie zważał na to, że wszyscy to słyszą. Wszyscy, czyli WSZYSCY, nawet ci którzy nie wiedzą o ojcostwie Niño.
   - Torres, ja ci któregoś pięknego dnia coś zrobię. - mruknęła Zuza, nadal mocno przytulając syna.
   - O którym mowa? Masz trzech do wyboru. - zaśmiał się od razu Reina.
   - Jak to trzech? Ja widzę dwójkę. - spostrzegł zdziwiony Cesc.
   - Fernando chyba ma tu coś do wyjaśnienia. - powiedział Villa, a Nando zmierzył go wzrokiem.
   - Nando? - odezwał się Xavi.
   - Tak, więc wy tu sobie wyjaśniajcie, a my pójdziemy na górę. - oznajmiła Zuza, kierując się ku windzie. Gracia wzięła od Fera jego córkę, a Dani plecak z rzeczami Leo i podążyły za Zuzią. Reszta, tych niewtajemniczonych, włącznie z del Bosque wbiła wzrok w blondyna.
   - Mam syna i jest nim Leo. - ogłosił Hiszpan, włożył ręce do kieszeni i ruszył w stronę restauracji. Pomiędzy moimi kolegami rozległ się szum zdziwienia, a ja po prostu ruszyłem w stronę schodów. Jednak w połowie drogi dopadli mnie Pepe z Guaje.
   - Młody, a gdzieś ty był w nocy? - zapytał Jose.
   - A gdzie miałem być?
   - No właśnie się pytamy, bo raczej w swoim pokoju cię nie było. - wyszczerzył się Villa.
   - Zwiedzałem, podziwiałem, spałem... - zacząłem wymieniać.
   - Sam? - Reina zabawnie poruszył brwiami. Ja tylko spojrzałem na nich pytająco i pokręciłem głową. Ruszyłem w górę po schodach. Tamci zostali na dole. Usłyszałem jeszcze tylko jak przybijają sobie piątki. Wariaci.

^^^

 Rano, gdy Laura wyszła, Cesc został z nią w pokoju, pilnując śpiących dzieci. Z jego strony to naprawdę było miłe. Wtedy zapytał ją czy później wybierze się z nim na spacer. Zgodziła się. Z resztą dlaczego miałaby odmówić spędzenia chwili z tak fajnym facetem? Później Cesc musiał na chwilę wyjść do Xaviego, a ona wyszła do łazienki i później... Będzie się ganić za to do końca swojego życia. Przecież im mogło się coś stać! Zuzia zapewniała ją, że się nie gniewa i jest w porządku, ale ta nadal wiedziała swoje. I co jeszcze było w tym wszystkim cudowne? Powiedział, że to ich wina, nie tylko jej. Ich wspólna.
 Po tym wszystkim, podczas gdy słoneczne promienie umilały spokojne popołudnie, wyszli razem z hotelu. Długo spacerowali, zanim nie obrali kierunek na plac zabaw, gdzie uciekli po odkryciu pamiętnej zdrady Miłosza, gdzie było w tym momencie sporo osób. Gdy przekroczyli bramę, od razu zauważyli długą ławkę, na której siedziały Zuza, Laura, Gracia i Nagore, żona Xabiego, a kawałek dalej razem z czwórką dzieciaków - Leo, Jontxu, Norą i Ane, w piaskownicy siedzieli Alonso, Torres, Ramos i Alba. Wyglądali wprost genialnie z nimi. Cesc się do niej uśmiechnął. Nawet nie wiedziała dlaczego. Podeszli do ławki. Daniela usiadła obok dziewczyn, a Fabregas stanął za nimi.
   - Co, dzisiaj oni zamienili się w niańki? - zaśmiał się piłkarz.
   - I dobrze im to wychodzi. - zaśmiała się Gracia.
   - Ej dziewczyny, co chwila spogląda tu Jordi. Na którą to? - zauważyła najstarsza Hiszpanka.
   - Na nią! - zawołały równo Gracia, Laura i Dani, wskazując palcem na siedzącą w środku pannę Robles.
   - Ogarnijcie? - powiedziała ironicznie Zuza.
   - Nie? - zadrwiła Laura. - Wspomnisz nasze słowa...
   - Ale jakie? - zdziwiła się.
   - Coś z tego będzie. - westchnęła starsza Czarnecka i przytuliła przyjaciółkę.
   - Ale nie mówiłyście nic takiego. - zauważyła Zuza.
   - No to mówimy teraz. - zaśmiała się Daniela. - Patrz jak on fajnie pomiędzy tymi dziećmi wygląda.
   - A no żebyś wiedziała. Jordi sam to jeszcze taki dzieciak. - zabrechtał Cesc.
   - Sam żeś jest dziecko... - Dani zmierzyła go wzrokiem.
   - Że ja?! - udał obrażonego.
   - Oj Cesc, każdy facet to dzieciak. Nawet taki Xabi. - skomentowała Nagore.
   - Oj dobra... - mruknął i obrócił się. - O, Geri i Isabel idą. - zauważył.
   - No w końcu ją tu przyciągnął... - uśmiechnęła się Gracia. Ona jedyna miała szczęście, że Ramosowi udało się załatwić dla niej miejsce w Maravillas, bo przecież cała reszta partnerek i rodzin piłkarzy mieszkali w innych hotelach, porozbijanych po mieście. Właśnie między innymi Nagore z dziećmi czy sama Isabel Mebarak.
   - Że co?! Że zaraz będzie tu Shakira?! - Laura gwałtownie się odwróciła i popatrzyła w ich stronę.
   - Tobie co? - zaśmiała się Perea.
   - Przecież Shaki to najmilsza istota, stąpająca po tym świecie. - dorzuciła zdezorientowana Aranburu.
   - Ona o tym wie. - zaśmiała się Daniela.
   - Chodzi o to, że Laura uważa Shakirę za swoje piosenkarskie guru. - dorzuciła rozbawiona Robles.
   - Cicho bądźcie. Idą tu. - warknęła wokalistka, a stojący za nimi Cesc prawie zwijał się ze śmiechu.
   - Cześć wszystkim. - wyszczerzył się Pique.
   - A witamy, witamy i zapraszamy. - uśmiechnęła się Zuza i specjalnie zrobiła miejsce pomiędzy sobą i Laurą, by blondynka mogła tam usiąść.
   - Jak wiecie, to jest Shakira, Isabel. - zaczął Gerard. - Poznaj, to jest Daniela, Zuza i Laura, dalej Gracię i Nagore znasz. - ciągnął dalej.
   - Miło was poznać dziewczyny. - podała każdej dłoń i usiadła. - Ty jesteś Laura? - zwróciła się do Polki. - Gerard wspominał, że śpiewasz, tak?
   - No tak. - odparła niepewnie.
   - No to teraz zaczną się babskie ploty... - westchnął pomocnik.
   - To w takim razie co wy tu jeszcze robicie?! Szorować do piaskownicy! Wprawiać się w bawienie dzieci! - zaśmiała się Nagore i wskazała na miejsce z resztą piłkarzy.
   - I to będzie chyba najlepsze rozwiązanie. - dorzucił Pique. - Ej Cesc, pamiętasz jak raz zjadłeś trochę piasku z piaskownicy? - zaśmiał się Geri, kierując się z przyjacielem do placu zabaw.
   - Ejj, weź mnie nie kompromituj! - warknął niezadowolony. Dziewczyny się tylko głośno zaśmiały.
   - Kretyni. - skomentowała Gracia, a reszta wybuchła tylko większym śmiechem.
____________________________________________
 Środek mi się nie podoba wcale, a wcale. Myślę, że z początkiem i końcówką lepiej. No, ale ważne, że w końcu wybrnęłam i udało mi się napisać ten rozdział, na który tak bardzo czekaliście :) 
Wiecie co Wam jeszcze zdradzę? Gdy wpadłam na pomysł z tą historią, myślałam, że będzie to niewypał i tak dalej. Teraz? Ciągłe pytania o nowe rozdziały... Normalnie Was Kocham! Zaskakujecie mnie i to bardzo pozytywnie :)  Rozpisuję się, wiem, ale mam Wam dużo do powiedzenia jeszcze. 
 Stworzyłam zakładkę Informowani. Wypełniłam ją, ale jeżeli o kimś zapomniałam... Piszcie tam w komentarzach, zostawiając swoje kontakty!
 Miałam to napisać pod poprzednim rozdziałem, ale tradycyjnie Coppernicana musiała zapomnieć! DZIĘKUJĘ INSZY ZA POMYSŁ Z PARKIEM OLIWSKIM ♥
 Co ja jeszcze miałam...  
Jeżeli macie jakieś pytania do mnie, lub nawet prywatne pytania do bohaterów, zapraszam na swojego aska.
 Dedykuję jeszcze ten rozdział osobom, którzy ciągle mnie wypytywały o nowy rozdział tutaj! :) 
 Co mam pisać teraz? Na który blog? Jakieś specjalne życzenia? ;)
  Jest rozdział, ponieważ Coppernicana pobrała sobie wszystkie mecze Hiszpanów z Euro, napatrzyła się i zobaczyła kawałek gaci Chomiczka. Amen!