poniedziałek, 9 września 2013

Trece

  Po obejrzanym w telewizji półfinale z bratem i z synkiem, obaj poszli szybko spać, a ja nie mogłam... Leżałam i przewracałam się z boku na bok. W końcu stało się to dla mnie uciążliwe, zeszłam na dół i rozejrzałam się po całym parterze. Nie powiem, że było tu czysto... Wszędzie coś się walało, a w końcu nie musiałam ciągle siedzieć w hotelu, więc musiałam się tym zająć, bo za niedługo wraca ojciec z Anetą. Była już noc, ja nie mogłam spać, a przecież samo się nie posprząta. Najpierw zajęłam się kuchnią, później salonem i tak dalej. Na sam koniec został mi przedpokój. Buty pochowałam do szafki i zaczęłam przeglądać to co wisiało na wieszakach. Schowałam do szafy kurtki Miłosza, bo tego było najwięcej. W końcu mój braciszek codziennie musiał wyjść w innej... Pod koniec moją uwagę przykuła bluza wisząca pod jedną z skórzanych kurtek brata. Wzięłam ją niepewnie do ręki. Od początku wiedziałam czyja ona jest... Tylko nie miałam pojęcia, że nadal tutaj była, że jej właściciel nie zabrał jej gdy był tu wtedy... Coś zmusiło mnie, żebym ją ubrała. Rękawy były za długie i topiłam się w niej. Zaciągnęłam się jej zapachem... Był taki sam jak wtedy, pachniała tak samo jak chłopak, który ją nosił. Przymknęłam powieki i cicho westchnęłam. Wyszłam w niej na taras i usiadłam na ławce, patrząc na ogród i księżyc na ciemnym niebie.
 Ciągle czułam zapach Alby. Podkuliłam nogi i przysunęłam kolana do klatki piersiowej. Przed oczami pojawiły mi się obrazki z tego wieczoru, który spędziłam z Jordim, nocy i później tych dwóch kolejnych dni, które spędziliśmy uśmiechając się do siebie, skradając całusy, gdy spotykaliśmy się na korytarzu czy rozmawiając. Przecież nie znałam go długo. Praktycznie tyle co nic, ale coś ściskało mnie od środka gdy o nim myślałam. Teraz żałuję, że wtedy jak wyskoczyłam z tym wszystkim. Jordi mi się podobał. Był przystojny, ale i podobał mi się jego charakter i sposób bycia, co teraz otwarcie przyznaję. Wiem, że chciał dobrze i dla mnie i Leo, a ja skreśliłam to od razu na starcie. Czy długo będę sobie pluć w twarz, że nie dałam nam szansy? Czy to co zrobiłam było na pewno najlepszą decyzją? Siedziałam tam w spodniach od dresu i bluzie piłkarza. W dłoni ściskałam swoją komórkę, którą wcześniej miałam w kieszeni spodni. Chciało mi się w tym momencie po prostu płakać.

 ***

  Półfinał z Portugalią był ciężki, naprawdę! Ciągła gra i staranie się, a i tak ani nam, ani Portugalczykom nie udało się wpakować piłki do bramki. Dziewięćdziesiąt minut, później jeszcze półgodzinna dogrywka no i karne, przed którymi się mocno stresowaliśmy.
 Najpierw Xabi, któremu się nie udało, później Iker obronił strzał z Portugalii. Andres dał nam powód do początku dumy, bo świetnie pokonał Patricio. Pepe strzelił i już było 1:1. Następny Gerard ustrzelił swoje Waka Waka, ale Naniemu również się udało. Ramos tym razem strzelił, ale Bruno już nie. W piątej kolejce, do swojego karnego wyszedł Cesc, który zaczął tam czarować piłkę. No i zdobył bramkę, nie dając szansy Ronaldo, na to by sobie nawet mógł podejść.
Zaczęło się szaleństwo, bo w końcu weszliśmy do finału Euro 2012 - moich pierwszych, ważnych mistrzostw z La Roja. Reinie całkowicie zaczęło odwalać, bo latał i wszystkich podnosił. Mnie też!
 Do hotelu dojechaliśmy dosyć późno, ale i tak nikomu nie chciało się spać. Euro zaczęło się przyjemnie, no przynajmniej dla mnie, bo poznałem Zuzę, ale kończy się już mniej, bo nic się nie udało, no oczywiście prócz wejścia do finału.
 Kroczyłem korytarzem razem ze swoim kumplem z reprezentacji oraz mojej byłego i za razem przyszłego klubu. 
   - Pedro, powiedz mi jak to było z tobą i Carol? - zapytałem nagle, a on aż się zatrzymał.
   - Myślałem, że wiesz to od niej samej? - zdziwił się. - A wręcz znasz tą historię na pamięć. - dodał.
   - No to tak, ale pytam o to, jak to było z tobą? Co czułeś? - zapytałem cicho i zwolniliśmy tempo.
   - Jak się domyślam to chyba chodzi o Zuzę, co? - zaczął, a ja skinąłem głową. - No więc, gdy poznałem Carolinę, po prostu mi się podobała, później poznałem jej charakter i tak jakoś lubiłem z nią rozmawiać, spędzać czas. - wzruszył ramionami. - A ty? Dalej myślisz o niej?
   - Żebyś wiedział - westchnąłem i podrapałem się po karku. - Nie dość, że mi się podoba to ciągle o niej myślę. Stary, byłem z nią blisko! Potem powiedziała, że to nie ma sensu.
   - No, bo to nie takie hop-siup. Ona ma syna i myśli też o nim. Kobiety są skompilowane, ale jakoś można do nich dotrzeć. - uśmiechnął się. - A ty może spróbuj jeszcze jakoś zawalczyć o Zuzę, co? Teraz pewnie już śpi, ale jutro możesz spróbować zadzwonić. Jeżeli od ciebie odbierze, to dobry znak.
   - Boję się, że odrzuci! - spojrzałem na Pedro, a on westchnął.
   - Jeżeli nie będziesz próbował to się nie przekonasz, Jordi. Będziesz się potem bił po głowie, że mogłeś, a nie spróbowałeś. Jeżeli faktycznie ci na niej zależy, to walcz stary, walcz. - poklepał mnie po ramieniu. - Teraz już chodźmy. Świętujemy wejście do finału - zaśmiał się i skierowaliśmy się do pokoju Ramosa, gdzie było już podobno kilka osób. Weszliśmy tam bez pukania, a oni automatycznie zamilkli i chowali coś za siebie.
   - To wy! - westchnął Sergio i wyjął zza siebie puszkę piwa. - Przestraszyliście nas! Uprzedza się! - wymachiwał ręką.
   - A co? Boicie się, że Del Bosque przyłapie? - zaśmiał się Rodriguez i usieliśmy w okręgu na ziemi, obok nich. Siedzieli tu Gracia, Serigo. Shakira, Gerard, Fernando, Navas z Llorente oraz Reina.
   - Skąd w ogóle wytrzasnęliście to piwo? - zaśmiałem się, gdy Lobo podał mi jedną z puszek.
   - A myślisz, że po co lataliśmy po meczu z tymi podpisami na koszulce?! - wypalił Jesus.
   - Trzeba było przekupić jakoś tego młodego recepcjonistę żeby nas zaopatrzył - wyszczerzył się młodszy Fer.
   - Więc świętujemy - zaśmiał się Sergio i uderzył się puszką ze swoją przyjaciółką. Cieszyłem się faktem, że przeszliśmy do finału, ale jeszcze bardziej cieszyłbym się, gdybym mógł mieć tu teraz obok Zuzę, jak Pique ma Isabel. Nagle rozdzwonił się telefon Graci. Wstała i wzięła telefon do ręki. Usiadła na rogu łóżka, a my wszyscy zamilkliśmy, patrząc na nią.
   - Halo? Cześć Zuza! - uśmiechnęła się i zauważyłem, że kątem oka spogląda na mnie. Poczułam się dziwnie, że Zuza do niej zadzwoniła. Poczułem taką dziwną gulę w gardle, której nie mogłem przełknąć. - Czemu dziewczyny nie odbierają? Wiesz co, Daniela gdzieś szwenda się z Fabregasem, zresztą jak zwykle, a Laura poszła położyć Norę... Jasne, że możemy pogadać! Mów o co chodzi. - wstała i skierowała się do wyjścia na balkon, ale w połowie drogi się zatrzymała i odwróciła. Wbiła wzrok we mnie. - Zuzia, poczekaj sekundę. Coś mi zasięg przerywa. Sekundkę... - powiedziała szybko, podeszła do mnie i złapała mnie za rękę, ciągnąc za sobą na balkon. Byłem całkowicie zdezorientowany. - Nic nie mów, jedynie słuchaj. - szepnęła blondynka, zakrywając mikrofon, gdy byliśmy na balkonie. Skinąłem głową. Przyłożyła telefon do ucha. - Dobra, Zuza. Już jest dobrze. Mów, a ja cię słucham. - powiedziała i od razu podała mi telefon. Przyłożyłem go do ucha, a ona weszła z powrotem do środka.
   - No to dobrze - usłyszałem jej cichy głos, a po tym od razu ogarnęło mnie dziwne uczucie. Chciałem ją już dawno usłyszeć. - Gracia, chciałam pogadać z którąś z was, bo już tak nie mogę! Ciągle o nim myślę i to nie daje mi spokoju. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, odsyłając Jordiego z kwitkiem... - mruknęła smutno, a u mnie na twarzy pojawił się lekki uśmiech i maleńki cień nadziei. - Niech to wszystko szlag trafi, że go poznałam, bo o nikim innym tak nigdy nie myślałam jak o nim! Czuję coś do niego i jest mi trudno to wymazać. Gracia, ja go chyba kocham. - mówiła, a ja mogłem wtedy skakać do samego nieba. Przygryzłem zaciśniętą pięść, by nie krzyknąć z radości, która mnie teraz rozpierała. - Gracia, jesteś tam? - zapytała po chwili.
   - Zuza, kocham cię! - powiedziałem i nagle nastała głucha cisza.
   - Jordi? - usłyszałem po chwili. - Słyszałeś...
   - Gracia podała mi telefon na samym początku - wytłumaczyłem.
   - Czyli słyszałeś wszystko? - zapytała nieśmiało. 
   - Tak - skinąłem głową. - Zuza posłuchaj, ja też nie myślę o nikim innym, jak o tobie. Proszę cię, daj nam szansę - powiedziałem, wpatrując się już po raz ostatni w nocną panoramę Doniecka. Rano wyjeżdżaliśmy do Kijowa, by przygotowywać się do finału.
   - Jordi, ale jak...
   - Jak to sobie wyobrażam? Teraz wiem jak to sobie wyobrażam, Zuza. Chcę żebyś zabrała Leo i tu przyjechała, na nasz ostatni mecz na tym Euro. - powiedziałem pewnie. - Później chcę żebyście oboje ze mną zamieszkali w Hiszpanii. I uprzedzając twoje pytanie, tak jestem tego pewny! - dorzuciłem, a ona na chwilę zamilkła. Myślała, a ja to rozumiałem. Jedynie przełknąłem cicho ślinę, bo bałem się jednak jej odpowiedzi. - Zuza? - zapytałem po chwili.
   - Przyjadę. - szepnęła. - Przyjadę do Kijowa i porozmawiamy, dobrze?
   - Oczywiście - odparłem. - Cieszę się.
   - Ja też, Jordi - powiedziała, a ja wtedy miałem od oczami obrazek jak się uśmiecha. - Późno już. Pójdę się położyć. Dobranoc.
   - Pa. Śpij dobrze. - uśmiechnąłem się. - Śnij o mnie - dodałem roześmiany.
   - A o kim innym mam teraz śnić? - zaśmiała się. - Kocham cię. - szepnęła.
   - Ja ciebie też. Do zobaczenia. - odpowiedziałem i się rozłączyłem. Chciało mi się krzyczeć, ale był środek nocy, więc sobie to oszczędziłem. Jedynie szeroko się uśmiechnąłem i wszedłem z powrotem do pokoju Wilczka, a tam wszyscy wbili we mnie wzrok. Oddałem telefon Gracii i usiadłem na swoim wcześniejszym miejscu, a tamci nadal patrzyli tylko na mnie.
   - I?! - zaczął Jose.
   - Przyjedzie - skinąłem głową, a Pedro wtedy poklepał mnie po ramieniu.
   - No i teraz mogę się znów przyznać, że Roblesowa to moja kuzynka! - wyszczerzył się Pepe, a wszyscy się zaczęli śmiać. Gratulowali mi i powtarzali, że wierzyli, że tak to się skończy! Szaleństwo!

***

 Nie spałam dziś w nocy długo. Za dużo emocji. Nawijałam do tej słuchawki z myślą, że mówię do blondynki, a tam po chwili odezwał się sam Jordi! Przeraziłam się wtedy i to mocno, że to usłyszał, ale... To chyba nawet dobrze. Przez to od rana chodzę jak w skowronkach.
 Dochodziło południe. Mój syn właśnie ucinał sobie drzemkę, a Miłosz... Był czwartek, czyli środek tygodnia, a mój brat sobie jeszcze spał. Ja biegłam po pokojach, moim i Leo by spakować nasze rzeczy do torby.
   - A co ty robisz? - Miłosz zszedł ze swojego gniazdka w samych spodniach od dresu, zaspany i drapiący się do głowie.
   - Pakuje się - odparłam uśmiechnięta i nawet pocałowałam go w policzek.
   - Po co? Gdzie?! I dlaczego jesteś taka radosna, jakby w nocy zawitał tu do ciebie Alba i przelizał - wypalił, a ja spojrzałam na niego i nawet nie byłam zła.
   - Nie zawitał, nie pocałował, ale rozmawiałam z nim. Lecę z Leo do Kijowa. - uśmiechnęłam się.
   - Serio?! - wyszczerzył się. - Nie no, no to elegancko, siostra! Mam kuzyna bramkarza, ojcem mojego siostrzeńca jest napastnik, przyszłym szwagrem obrońca i jeszcze pasuje żeby Leo był pomocnikiem. - śmiał się.
   - Przypominam, że Leo niedawno skończył rok, weź jeszcze poczekaj chwilę zanim zaczniesz ustawiać mu przyszłość? - pokręciłam głową.
   - No dobra - mruknął i zawiesił się na moim ramieniu. - Weź sobie ułóż to życie z Albą i bądź szczęśliwa, ok? - spojrzał na mnie błagalnie.
   - A co ci tak na tym zależy? - przymrużyłam powieki. Znając życie zaraz wyskoczy z jakąś głupkowatą odpowiedzią.
   - Wiesz, jeżeli będziesz z Jordim, pewnie zamieszkasz z nim w Barcelonie i będę miał w domu ciszę i spokój - wypalił, a ja od razu trzepnęłam go w ramię.
   - Ty to jednak wredny jesteś, wiesz? - pokręciłam głową i patrzyłam jak znikał za drzwiami łazienki. Miłosz czasami był wredny, ale z tego co zauważyłam to chyba polubił Albę i życzył mi dobrze. Pojadę tam i nie wiem co dalej. Coś mi w duchu podpowiada, żebym tam jechała i porozmawiała z piłkarzem, a inna część się boi tego wszystkiego...

 Udało mi się zabukować bilety jeszcze na ten sam dzień popołudnie. Miłosz odwiózł nas na lotnisko i życzył miłego lotu. Wsiadłam z Leo na pokład, a on od razu zasnął na moich kolanach. Miałam miejsce przy okienku, więc ciągle w niego patrzyłam. Myślałam o Jordim i tym wszystkim. Czy faktycznie byłabym gotowa na przeprowadzkę do innego kraju? Niby mi znanego, bo ojczyzna mojego ojca, ale nadal mam w sobie ten niepokój o wszystko. 
 Po półtorej godziny lotu dotarliśmy na lotnisko w Kijowie. Kierowca taksówki pomógł mi się zapakować, podałam mu adres hotelu i ruszyliśmy w drogę. Od tego momentu byłam już w stałym kontakcie z kuzynem, u którego już była żona i ich trójka dzieci. Wiedziałam, że Jose się stęsknił bardzo za tą bandą. 
 Pod hotelem byłam po siedemnastej. Pracownik pomógł mi zabrać obie torby, małą i tą większą. Ja wzięłam swoją małą torebkę i Leo na ręce. Przy recepcji czekali na mnie Jose, Yolanda oraz Fernando. Uśmiechnęli się szeroko na nasz widok. Przywitałam się, a Leo od razu powędrował na ręce do swojego ojca. Ja sama się cieszyłam, że już go rozpoznawał, a Torres to pewnie był już tam w siódmym niebie widząc po jego uśmiechniętej twarzy. Cieszył się po prostu z syna, którego co prawda poznał niedawno, ale poznał.
   - A gdzie podzialiście resztę gromadki? I mam tu na myśli tych najmłodszych. - uśmiechnęłam się, gdy Pepe objął mnie ramieniem. 
   - Wyobraź sobie, że w jednej z konferencyjnych zrobili mini przedszkole, bo trochę dzieciaków już tu jest. - odparła mi żona kuzyna. 
   - I właśnie tam zabieramy teraz Leo, do reszty dzieci, a ty... - zaciął się i wyszczerzył. - No to się zmywamy - dodał i razem z Reinami zrobili odwrót i ruszyli w stronę wind. Spojrzałam na nich lekko zdziwiona, bo zostawili mnie tam samą, lekko zdezorientowaną, ale po chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie delikatnie w pasie, przysuwa do siebie i kładzie głowę na moim ramieniu. 
   - Dzień dobry - szepnął, a ja automatycznie się uśmiechnęłam, nie wspominając już o przyjemnym cieple, które mnie ogarnęło. 
   - Cześć - odparłam i oparłam swój policzek o jego, lekko zarośnięty. 
   - Cieszę się, że jesteś. - odwrócił mnie do siebie przodem i pocałował w czoło. - Pokój dla ciebie i Leo już czeka. - uśmiechnął się i pociągnął mnie do recepcji. Po chwili moje torby były w pokoju, my udaliśmy się do reszty. Chciałam się przywitać. I wiem, że mnie i Jordiego czeka jeszcze rozmowa.
_______________________________________
 Dryń, dryń, dryń! Szkoła się zaczęła, pierwszy dzwonek zadzwonił, a wraz z tym przybyła wena! :D
Jaram się golem Jordiego z meczu z Finlandią! To było cudeńko, noo! 
 I też bym tak się z chęcią przytuliła! Do obu! ♥