czwartek, 28 marca 2013

Ocho

Jak widzicie, mamy nową szatę graficzną, więc ładnie dziękujemy za nią Blacky !
Ja osobiście zakochałam się w tym szablonie. Zapraszam Was też do nowej zakładki - Thriller!
 I moje drogie, nie myślałam, że brak Jordiego w poprzednim rozdziale tak was wzburzy! Ale spokojnie! Gdzieżbym zapomniała o Albie?! Coś czuję, że ten rozdział BARDZO Wam się spodoba. Zapraszam ;)
 ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   Leżałam po ciemku na skraju dużego, hotelowego łóżka,  na którym smacznie spał Miłosz, Laura i Daniela z Norą i Leosiem. Skończyliśmy oglądać mecz oraz studio po nim. Tamci automatycznie usnęli, tylko ja czuwałam. Wtem pokój rozświetlił się przez reflektory wpadające przez okno. Czyli nasi zwycięzcy już wrócili. Zeszłam z łóżka i zanim wyszłam z pokoju, poprawiłam się co nieco.
 Gdy pojawiłam się na dole, oni właśnie przekraczali próg, głośno krzycząc i śpiewając. Cały ten konwój prowadzili Fernando z Jose, trzymając pod boki biednego Davida, który gdy tylko mnie zobaczył, wyrwał się im i pobiegł za mnie.
   - Ja rozumiem, że się cieszą, ale coś w nich wstąpiło. - jęknął i zrobił smutną minkę.
   - Oj David, jeżeli byłbyś z nimi tam na murawie, czułbyś to samo. - zaśmiałam się. Nie minęła chwilka, kiedy byłam już tulona przez swojego kuzyna, który ciągle coś śpiewał.
   - Jose, bo mnie zmiażdżysz. Ratunku! - pisnęłam i zostałam odbita i odciągnięta na bok.
   - Dzięki. - odpowiedziałam i dopiero po chwili zorientowałam się, że to był Jordi.
   - Zawsze do usług. - uśmiechnął się. - Co niektórzy już zdążyli czegoś się napić w autokarze. Trener na to pozwolił, bo jak nam obiecał, cały jutrzejszy dzień mamy wolny. - dodał.
   - Tak, coś słyszałam... Czyli obstawiam, że jedni będą leczyć kaca, a drudzy na spokojnie zwiedzać miasto. - uśmiechnęłam się.
   - Między innymi ja. Chcę poznać jego uroki, bo jak na razie to widziałem hotel, boisko treningowe, stadion no i twój dom. - uśmiechnął się. Dlaczego on to tak słodko robi?
   - Wszyscy będą chodzić po mieście w dzień, nie wiedząc, że Gdańsk najpiękniejszy jest nocą. - poruszyłam brwią.
   - Wiesz... Zaintrygowałaś mnie tym. Coś mi się zdaję, że powinienem sobie znaleźć dobrego przewodnika na dzisiejszą noc. Wolę mieć dziś nieprzespaną noc niż jutro. - mówił, ciągle uśmiechnięty.
   - Co to za tematy nocy? - na ramieniu Alby zawisnął ojciec mojego syna. - Jeżeli o noc chodzi... Nora śpi? Nie ucałowałem jej dziś na dobranoc i z resztą Leo też chcę ucałować. - bełkotał.
   - Ucałujesz, ale gdy nie będzie od ciebie zajeżdżać alkoholem, a poza tym cała piątka śpi na górze. - rozłożyłam ręce.
   - Cała piątka?! Matko, kiedy ja tyle tego narobiłem?! - złapał się za głowę i odszedł, a ja wybuchnęłam śmiechem.
   - Piątka? - zapytał Jordi. - I czemu Leo też chce ucałować? - zapytał, a ja jakbym trochę stępiała. Nie wiedział. Z resztą jak większość tu przebywających.
   - Zrozum pijanego... - lekko się uśmiechnęłam i przewróciłam oczami. Miało nie być kłamstw panno Zuzanno! - Do dwójki brzdąców zaliczyłam Laurę, Danielę i Miłosza. Oglądaliśmy razem wasz mecz, a zaraz po nim tamci wszyscy padli, więc już tak zostali w moim pokoju na łóżku. - wytłumaczyłam. - Wróciwszy do tematu przewodnika, to wiedz, że zanim na świecie pojawił się mały Leo, to ulubionym zajęciem Zuzanny Robles było szukanie najpiękniejszych miejsc w mieście. - uśmiechnęłam się szelmowsko.
   - No proszę... A czy pani przewodnik miałaby czas jeszcze dziś czy może jednak jest już zmęczona? - zapytał, przymrużając oczy.
   - Pan poczeka, pójdę po swój kalendarz, bo mam strasznie napięty grafik ostatnio. - pokręciłam głową. - Poczekaj, pójdę po torebkę i kluczyki do samochodu. - uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę windy. Minęła jedenasta, a ja właśnie zgodziłam się na wyjście z Albą. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że praktycznie to wyszło ode mnie. Nie! Wcale na niego nie lecę! Tak po prostu chce mu pokazać miasto. Tyle.
 Zajrzałam jeszcze do pokoju, gdzie przebywała moja śpiąca ekipa. Jak spali, tak spali nadal. Przeszłam do gabinetu i wzięłam swoją torebkę z telefonem i dokumentami oraz kluczyki. Wyszłam na korytarz i słyszałam coraz to głośniejsze okrzyki piłkarzy. Cholera, tylko żeby mi nie obudzili Leo i Norę. Wtem zauważyłam zbliżającego się Villę.
   - David! - podbiegłam do niego. - Oni zaraz się rozlezą po tym hotelu jak mrówki, więc proszę cię, nie dopuść żeby weszli do gabinetowego i obudzili dzieci. - mówiłam.
   - No dobra, a ty gdzieś teraz wychodzisz? - zapytał zdziwiony. Pokiwałam głową. - Gdzie?! O jedenastej?! - otworzył szeroko oczy.
   - Na wieczorny spacer, tatusiu. - puściłam do niego oczko.
   - Udanej zabawy! - usłyszałam za sobą. Uśmiechnęłam się. Zeszłam na sam dół i w tłumie odnalazłam Albę. Podeszłam do niego i oznajmiłam, że jestem gotowa i możemy jechać. Wyszliśmy z hotelu i od razu wsiedliśmy do mojego samochodu.

^^^

  Przyczłapał do trójki swoich przyjaciół i zawiesił się na ramieniu Sergio.
   - Ej panowie, czuję się niekochany. - mruknął, a tamci spojrzeli na niego pytająco. - No, bo David ma Patricie, Jose ma Yolande, a Lobo od niepamiętnych czasów kocha się w Gracii. Tu Cesc zaczaił się na... - zaciął się, by pomyśleć. - Na Danielę, a Alba flirtuje z matką mojego syna. - rozłożył ręce. - Wy mnie przynajmniej kochacie? - miauknął.
   - Tak Niño, kochamy cię i to bardzo. - odpowiedział Sergio. - Ale teraz, kochanie ty moje, jesteś trochę za bardzo pijany żeby szukać swojej drugiej połówki. - Ramos go podtrzymał.
   - To może odprowadź go do pokoju, a ja się zajmę Pepe, hmm? - zaproponował Villa. Obrońca skinął głowę i wziął pod ramię przyjaciela, ciągnąc go do windy. W końcu doczołgali się do pokoju blondyna. Sergio wtargał go do środka i ułożył go na łóżku, wcześniej zdejmując mu buty.
   - Przyjacielu, jestem nieszczęśliwy. - bełkotał z głową w poduszce.
   - Dlaczego jesteś nieszczęśliwy? - usiadł obok niego. - Strzeliłeś dziś dwa gole, a poza tym masz dwójkę cudownych dzieci.
   - Wiem. - uniósł się na rękach. - Ale wszyscy mają swoje kobiety, a ja nie. - mruknął ze smutną minką.
   - Biedactwo. - zaśmiał się Sergio. - A Laura?
   - Co Laura? To opiekunka mojego dziecka. - mruknął, znów opadając na czystą pościel.
   - No, ale jest ładna i całkiem w twoim stylu.
   - Ale opiekunka... - zaczął, ale nie dokończył ponieważ można było usłyszeć już tylko chrapanie.
   - Tak Niño, idź spać... - westchnął Ramos, poklepał go po ramieniu i zostawił samego.

^^^

   Naprawdę cieszył mnie fakt, że wyszedłem wspólnie z Zuzą. Na początku, w samochodzie zażarcie dyskutowaliśmy na temat dzisiejszego meczu, a później o osobach, które mają prawo jazdy, a wcale nie potrafią jeździć. Temat wywołany tym, że ktoś nagle wepchnął się nam pod maskę. Szczerze przyznam, że nie miałem dużo do opowiedzenia w tym temacie, a tak na marginesie - muszę się w końcu wziąć za jego wyrobienie!
 Zuza zaprowadziła mnie na Stare Miasto, gdzie jak się okazało, nasi kibice urządzili sobie fiestę, z rozstawionym telebimem, na którym pokazywane były urywki z meczu. Od razu mnie rozpoznali, ale kobiety nie piszczały, nikt nie prosił o autografy czy zdjęcia, tylko zaprosili nas do wspólnej zabawy. Jakiś mężczyzna porwał Zuzę do tańca, a mnie pociągnęły młode dziewczyny. Co chwila zerkałem w jej stronę. Cudownie się uśmiecha. Tańczyła i śmiała się. Czułem taki dziwny ścisk, gdy widziałem, że któryś z facetów, dotykał jej talii, dłoni, lub po prostu jej dotykał w tańcu. Wodziłem za nią wzrokiem i przyglądałem się jak kolejni kibice ją odbijają i przez chwilę tańczą. Zaniepokoił mnie jeden typek, widać było, że już wstawiony. Podszedł do Zuzy i przyciągnął ją do siebie, coś szepcząc do ucha. Zaczęła się mu wyrywać, ale ją docisnął. Rzuciłem wszystko i pognałem w ich stronę.
   - Przepraszam bardzo pana, ale ta pani jest ze mną. - chwyciłem ją za rękę.
   - Wyluzuj kolego, zawsze możemy się podzielić. - zakpił, a ja miałem ochotę mu przywalić.
   - Licz się ze słowami. - zawołałem i pociągnąłem za sobą Zuzię. - Nic ci nie zrobił? - zapytałem.
   - Nic, w porządku.
   - Ej, a może jednak? Później ci ją oddam! - krzyczał pijak. Zacisnąłem pięść i już miałem się do niego wrócić, kiedy poczułem jak Zuza łapie i ściska moją dłoń.
   - Nie warto. - powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Odeszliśmy jeszcze kawałek od szalejącego tłumu. - Dziękuję.
   - Dziś już po raz drugi to słyszę.
   - Wcale nie! Już minęła północ, więc dziś po raz pierwszy. - zaśmiała się słodko, a ja uniosłem dłonie w geście przegranej.
   - Co ci mówił?
   - A co może mówić zalany napaleniec? - przewróciła oczami. - 'Chodź, zabawimy się troszkę.' - udała męski głos. 
   - Dlaczego mnie zatrzymałaś? - zapytałem po chwili.
   - Gość był pijany, a poza tym jutro byłbyś na pierwszych stronach brukowców. 'Piłkarz uderzył swojego kibica' - gestykulowała.
   - Też racje. - zauważyłem. - Dziękuję.
  Zuza zaczęła mi pokazywać co gdzie jest. Oczywiście słuchałem ją, ale to co wpadało jednym uchem, zaraz wypadało drugim. Wolałem patrzeć na nią, na jej urocze dołeczki w policzkach, gdy się uśmiechała, na jej skupioną minę, gdy coś opowiadała, lub gdy coś ją irytowało.
 Spacerowaliśmy nad M... M... Nad rzeką! Chociaż nie raz łamałem sobie przy niej język na tej nazwie, co doprowadzało ją do niepohamowanego śmiechu, to i tak tego nie powtórzę.Wszystko cudownie oświetlone. Było idealnie. Miała rację, bo rzeczywiście, Gdańsk nocą jest wspaniały.
 Zabrała mnie w jeszcze jedno miejsce, a mianowicie do Parku Oliwskiego. Tą nazwę jakoś zdołałem zapamiętać. To miejsce było wprost magiczne. Wszędzie kwiaty, woda, drzewa. Taki prawdziwy ogród królewski, jak z bajki.
  Staliśmy na drewnianym mostku, a pod nami szumiał maleńki strumyk, obłożony skalniakiem.
   - Tu jest cudownie. - westchnąłem.
   - Mówiłam. Zawsze lubię tu przychodzić po prostu pomyśleć, lub pobyć sama. - odpowiedziała.
   - Zuza... - zacząłem. To będzie głupie pytanie, ale zaraz rozedrze mnie od środka, jeżeli go nie zadam. - Masz kogoś? - pokiwała głową. - A ojciec Leo? - spuściła wzrok. - Jeżeli nie chcesz...
    - Nie. W porządku. - przerwała mi. - Nic nas nie łączyło. Impreza, alkohol, hotel... Po prostu. Ja nic do niego nie czułam, ani on do mnie. - wzruszyła ramionami. - Ale jestem szczęśliwa, bo mam wspaniałego syna. - dodała z uśmiechem.
   - A interesuje się przynajmniej Małym? - zapytałem. 
   - Teraz już tak. - odparła. - A ty? Istnieje dziewczyna, którą uszczęśliwiasz? - spojrzała mi w oczy. Również pokręciłem głową.

^^^

   Nie wiem co we mnie siedzi przez ten cały czas. Po prostu mówię mu wszystko, bo czuję, że mogę mu zaufać. Dowiedzieliśmy się, że ja nikogo nie mam, ani on. Stoimy teraz jak kołki, w ciszy i z lekkim uśmiechem patrzymy sobie w oczy. Stop! To trzeba przerwać.
   - Dochodzi czwarta, więc nie wiem czy powiedzieć, że jest późno czy wcześnie. - odezwałam się pierwsza, przenosząc wzrok na pieniącą się wodę.
   - Możemy użyć obu tych określeń. - uśmiechnął się.
   - Chodźmy. - szepnęłam. Początek drogi powrotnej był cichy, jakbyśmy oboje byli czymś skrępowani, lecz później gadaliśmy o tym, co nam ślina na język przyniosła, czyli o wszystkim.
 Wróciliśmy do miejsca, gdzie na samym początku zostawiłam samochód, stał, ale na kołach miał blokady, a za wycieraczką wsadzony był mandat. Tak samo zostały potraktowane dwa pozostałe auta, które stały obok.
   - Od kiedy tu jest zakaz parkowania?! - krzyknęłam i się rozejrzałam. Na początku ulicy stał nowiutki, postawiony znak! Musiałam go wcześniej nie zauważyć. - Czyli jutro muszę zawitać na komendę policji, żeby mi to zdjęli. - ciężko westchnęłam. - Zamawiamy taksówkę czy masz ochotę na kontynuowanie spaceru? - zapytałam, chowając karteczkę do torebki.
   - Jak dla mnie możemy się przejść, chyba że jesteś zmęczona? - spojrzał na mnie.
   - Chodźmy. - uśmiechnęłam się. Ruszyliśmy przed siebie. Noc jest piękna, a my mamy siły na to by iść dalej, w swoim towarzystwie. Gdy byłam nastolatką, zawsze marzyłam o chłopaku, z którym mogłabym rozmawiać w nieskończoność o byle czym. O takim, z którym mogłabym spacerować godzinami i który by mnie rozumiał. Dlaczego właśnie wszystko musi mi się przypominać to, co określa Albę?
  Byliśmy już w takim miejscu, gdzie gdybyśmy wybrali skręt w lewo, za dziesięć minut bylibyśmy w moim domu, idziemy prosto, więc jeszcze chwile czasu nam zejdzie, zanim dotrzemy do 'Maravillas'.
 Nagle poczuliśmy chłodny wiatr i zobaczyliśmy przed nami błyskawicę, która momentalnie przeszyła niebo.
   - Cholera. - pisnęłam.
   - Boisz się burzy? - zapytał piłkarz.
   - W dzień nie, ale w nocy tak. - odparłam. Chlap. Poczułam kroplę wody, która rozprysnęła mi się na czubku nosa. Kap, kap, kap. Coraz częstsze krople. Obawiałam się najgorszego, a mianowicie... Zaczęło lać! Zaklęłam po polsku pod nosem i złapałam Jordiego za dłoń. Zaczęłam biec, skręcając w stronę swojego domu. Deszcz stawał się coraz intensywniejszy. Widziałam gdzie biegnę tylko, dzięki lampom ulicznym rozstawionym co kilkanaście metrów. Taki urok mieszkania na obrzeżach. Czułam tylko ciepły żar bijący, od ściskanej przeze mnie dłoni Katalończyka. W końcu znaleźliśmy się pod domem, który wiele lat temu wybudował mój ojciec dla swojej rodziny. Wbiegliśmy przez furtkę, w międzyczasie wyjmując klucze z torebki i dosłownie wpadliśmy do środka, sapiąc i dysząc. Przynajmniej ja. Nie mam takiej kondycji jak on. Błyskawica, która nagle rozjaśniła cały ciemny dom i grzmot. Prawie podskoczyłam.
   - Pójdę po jakieś ręczniki. - powiedziałam, ale gdy zrobiłam krok do przodu, poczułam jak przyciąga mnie do siebie. Nadal ściskałam jego dłoń, czego praktycznie już nie zauważałam. Stanęliśmy twarzą w twarz, bardzo blisko siebie. Za blisko... Poczułam jego dłoń na swojej talii. W tym momencie moje całe ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Błyskawica. Przez ułamek sekundy zobaczyłam jego zbliżającą się do mojej twarz. Zuza, nie pozwól na to... Nie! 
Na swoich ustach poczułam jakby muśnięcie skrzydełek motyla. Nie Zuza! Gdzie twój zdrowy rozsądek i rozum?! Znów delikatnie dotknął moich ust. Cała już drżałam. Nie mogłam się powstrzymywać. Rozchyliłam lekko wargi i oddałam pocałunek. Zaplotłam palce z jego, u dłoni, którą wcześniej ściskałam, a drugą oparłam na jego klatce piersiowej, którą opinała mokra bluza i koszulka. Odczytał moje pozwolenie i zachłanniej wpił się w moje usta. Rozsunęłam zamek jego bluzy i zrzuciłam ją na ziemie. Powoli zaczęliśmy się przemieszczać w kierunku schodów, na które wchodziłam tyłem, nie przerywając pieszczot. Weszliśmy na piętro i tam skierowałam go do swojej sypialni. Opadłam na brzeg łóżka, oddając się pocałunkom Alby, którymi obdarzał moją szyję i dekolt. I w tym momencie zrozumiałam, że mój zdrowy rozsądek razem z rozumem poszli się pieprzyć z diabłem. Czułam jak chłopak rozpina moją bluzkę. Guziczek po guziczku. Bardzo powoli. Po chwili wodził ustami po moim brzuchu. Włożyłam swoje ręce pod jego koszulkę, której za chwilę oboje się pozbyliśmy.
 Krok po kroku, poznawaliśmy wspólnie najmniejsze zakątki swoich ciał, a największą frajdę sprawiło to, że mamy nawet łaskotki w tym samym miejscu, pod pachami i wzdłuż linii bocznej brzucha. Co chwila, niby przypadkiem, przejeżdżałam w tamtych okolicach opuszkami palców, po czym zaczynał się uśmiechać, albo oddawał tym samym. Szczerze przyznam, że czuję się przy nim jak nastolatka, pierwszy raz zabawiająca się ze swoim chłopakiem, tak by obojgu sprawiało to frajdę. Nie raz słyszałam, jak chłopaki w hotelu porównywali go, ze on sam jest jeszcze dzieckiem. Może, ale nie do końca. Dziecko TAK nie całuje, TAK nie dotyka, TAK nie rozmawia, TAK nie rozumie kobiety.
 Nagle oboje, na chwilę spoważnieliśmy. Spojrzeliśmy w swoje ciemne tęczówki i lekko musnęłam jego usta. Wplotłam palce dłoni w jego włosy i znów spojrzałam w oczy. Poczułam go. Cicho jęknęłam, wbijając paznokcie w jego nagie plecy. Znów jego usta zataczały szlaczki na mojej szyi. Czułam jak nasze ciała się połączyły, jak tańczyły w jednym rytmie, jak w tym momencie liczyła się tylko nasza dwójka.

  Leżałam na plechach, okryta kołdrą. Tuż obok mnie, na boku leżał Jordi z przymkniętymi powiekami, obejmujący mnie w talii, z ustami tuż przy moim uchu. To co się przed chwilą stało? Sama nie wiem jak mam to wytłumaczyć i jak na to patrzeć, ale wiem, że powinnam mu powiedzieć o jeszcze jednej rzeczy.
   - To Torres. - szepnęłam, a on otworzył oczy. - Fernando jest ojcem Leo. - dodałam. - Po finale w RPA, na imprezie...
   - Ciiiiiii. - szepnął mi do ucha. - Naprawdę, nie musisz się tłumaczyć. - przysunął mnie bardziej do siebie. - I dziękuję, że mi ufasz. Bona nit, Zuzia. - pocałował mnie w policzek.
   - Bona nit, Jordi. - odparłam cicho.
______________________________________
 Bona nit (z katalońskiego) - dobranoc
 Myślałam, że pociągnę te ich 'końskie zaloty' nieco dłużej, przed takim momentem, ale mądra Coppernicana, niedawno sobie przypomniała, że Hiszpanie po trzecim meczu już się zmyli na Ukrainę! Grrrr!

Podsumowanie meczy reprezentacyjnych Hiszpanów:
 Hiszpania U21 - 5 : 2 - Norwegia U21
 Hiszpania U21 - 3 : 0 - Rosja U21
 Hiszpania - 1 : 1 - Finlandia
 Francja 0 - 1 - Hiszpania
Gratulujemy zdobycia bramek: Tello, Thiago, Iker, Rodrigo, Canales, Bartra (ale niby po samobóju Norwega) oraz Pedro i Sergio.
 Ale też przesyłamy gorące całusy dla tych dwóch naszych kontuzjowanych Barcelonistów. Anims Jordi. ♥ Anims Pedro ♥
 Ej! Panowie mistrzowie, co jest?! Tylko remis i wygrana z jednym golem?! Za to młodziki zasługują na wielkie gratulacje! ;)

czwartek, 21 marca 2013

Siete

  Wkładałam swój telefon do torebki i już miałam opuścić biuro, kiedy usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
   - Proszę. - powiedziałam. Drzwi się uchyliły i zobaczyłam w progu sylwetkę blondwłosego napastnika La Roji.
   - Mogę ci zająć chwilkę? - zapytał niepewnie.
   - Miałam już wychodzić, ale okay, wejdź. Siadaj. - wskazałam na krzesło, stojące po drugiej stronie biurka.
   - Chodzi o to, że dla każdego faceta mieć syna, to marzenie. - zaczął, siadając. - Nie wiem jak ja mam ci to powiedzieć... Chciałbym, żeby miał coś ode mnie, coś mojego. - plątał.
   - Chodzi ci o nazwisko? - domyśliłam się. Spojrzał na mnie z ulgą. Skinął głową.
   - Właśnie dokładnie o tym chciałem z tobą porozmawiać. - odezwał się.
   - Jestem na prawdę zmęczona dzisiejszym dniem. Dasz mi się przespać z tą myślą? 
   - Jasne, oczywiście. Chłopaki coś wspominali o tym, że miałaś dziś jakieś spotkania. - mówił, kiedy ja pakowałam swoje rzeczy do torby, stojąc już obok biurka.
   - Tak. Musiałam przedłużyć umowę z jednym dostawcą, a z drugim uregulować rachunki. - odparłam. Wyszliśmy z biura i szliśmy ramię w ramię długim korytarzem.
   - Chciałem ci jeszcze podziękować za to, że zwerbowałaś Laurę do opieki nad Norą i za to, że nie powiedziałaś nic Olalli o tym wszystkim.
   - Co jak co, ale ja potrafię ukrywać jakieś rzeczy. - spojrzałam wymownie na niego.
   - No tak. Gdyby nie to, że mieszkamy w tym hotelu, to pewnie nadal nie wiedziałbym o tym, że mam syna. - przystanął przy swoim pokoju.
   - Nie no, może kiedyś bym ci o tym powiedziała. - uśmiechnęłam się.
   - No dzięki. Za jakieś 30 lat, dostaję list z Polski : 'Fernando, masz syna' - gestykulował zabawnie.
   - Zabawne. Dob...
   - Fernando, ty masz syna?! - nagle z pokoju blondyna wyskoczył, jakby oparzony Sergio Ramos. Oboje spojrzeliśmy zdziwieni na niego, ale i lekko przerażeni.
   - Przepraszam cię bardzo Wilczku, ale co ty robiłeś w moim pokoju? - zapytał poważnie.
   - No czekałem na ciebie, bo przyszedłem i ciebie nie było, a teraz usłyszałem twój głos na korytarzu i wyszedłem. Nando, ty masz syna?! - pytał obrońca. Fernando spojrzał na mnie.
   - Zajmę się tym. - szepnął, a ja skinęłam głową.
   - Dobranoc chłopaki. - powiedziałam cicho i ruszyłam szybkim krokiem dalej, przed siebie, kierując się do wyjścia.

^^^

   - Stary, masz syna?! - zawołał, wchodząc za blondynem do jego hotelowego pokoju. - Dlaczego ja nic o tym nie wiedziałem?! - ciągnął dalej. - Odpowiesz coś?
   - Tak Sergio, mam syna. - rzucił, siadając na rogu łóżka.
   - A z jakiej paki wie o tym Zuza, a ja nie? - stanął z założonymi rękami. - Ej nie! - jakby coś sobie ułożył w głowie. - Nie mów mi, że Leo...
   - Leo to mój syn? Sam się dopiero dowiedziałem. To znaczy dwa dni temu. - wytłumaczył.
   - Ale jak?! Kiedy? - wypytywał dalej Ramos.
   - Finał po Mistrzostwach, ale... Sergio, nie chce mi się tego wszystkiego tłumaczyć. - westchnął.
   - Okay. - mruknął i usiadł obok przyjaciela. - Ale faktycznie... Jakby się tak przyjrzeć tobie i małemu... To on jest do ciebie podobny. - stwierdził.
   - W końcu to mój syn. - delikatnie się uśmiechnął. - Sergio, ja mam syna. - dodał ze szczęściem.
   - Zawsze go chciałeś mieć. - klepnął go po plecach i ciężko westchnął. - A ja wczoraj się dowiedziałem, że Gracia jest w kimś zakochana.
   - Czyżbyś w końcu, jasno się przyznał, że coś do niej czujesz? - zapytał Torres.
   - Ja sam nie wiem co do niej czuję... - przejechał dłońmi po swojej twarzy. - Jak mi powiedziała, że kogoś kocha, to jakby kolana się pode mną ugięły. Znów. Po raz już enty. - mówił.
   - Weź jej w końcu to powiedz.
   - Powiem...
   - Kiedy? Za rok, dwa, a może dziesięć? - zadrwił blondyn.
   - Ej, panie tatuś... W końcu to zrobię, tak?
   - Tak Sergio, tak... - westchnął Fernando, patrząc na niego błagalnie i kierując się do łazienki.

^^^

  Przekroczyła próg domu i od razu skierowałam się do salonu, skąd dobiegały odgłosy z telewizora. Miłosz leżał rozwalony na kanapie z pilotem w ręku, wpatrzony tępo w ekran.
   - Leoś śpi? - zapytałam, siadając obok niego.
   - Śpi jak suseł od godziny. - odparł i wziął do ręki butelkę z napoczętym już piwem. - Muszę w końcu porozmawiać z Danielą. - dodał i przechylił butelkę, upijając trochę jej zawartości.
   - Nie zaprzeczę, że pasowałoby. - odparłam, spoglądając na niego. - Jutro popołudniu ma być w hotelu.
   - Przyjdę po zajęciach na uniwerku. - westchnął.
   - A na którą masz rano?
   - Na dziesiątą dopiero. Czego pytasz?
   - Muszę coś rano załatwić. Zająłbyś się rano Leosiem i podrzucił go do hotelu Laurze? Zostawię ci samochód.
   - No dobra, ale gdzie chcesz jechać?  - zapytał.
   - Muszę jechać do urzędu i nie wiem ile mi to zajmie.
   - Coś z hotelem? - zdziwił się, a ja pokręciłam głową. - Więc?
   - Chcę zmienić nazwisko synowi. - odpowiedziałam spokojnie, a on zrobił jeszcze bardziej zdziwioną minę. - Powinien nosić pierwsze nazwisko ojca.
   - Czyli? Siostra, raz, na samym początku zapytaliśmy cię kim on jest. Nie odpowiedziałaś, okay. Nikt nie wnikał i to uszanował, ale teraz to się stało intrygujące.
   - Leo Torres Robles. - powiedziałam i spuściłam głowę, a on prawie zakrztusił się swoim piwem.
   - Co?! Ten Torres? - skinęłam głową. - Aha. - mruknął.
   - Nie pytaj. Kiedyś ci to wytłumaczę, bo teraz jestem padnięta. - wstałam. - Dobranoc braciszku. - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
   - Dobranoc. - usłyszałam i wyszłam do siebie.

 Było już południe. Trzymając w ręku białą teczkę z ważnymi papierami, wysiadłam z taksówki. Autobus reprezentacji już stał pod hotelem, więc chłopaki już wrócili z treningu. Weszłam do budynku i po drodze mijając kilku Hiszpanów, w końcu dotarłam do pokoju, który należał do Nory i za razem Laury, która bawiła się w opiekunkę dziewczynki. Zapukałam cicho i nacisnęłam na klamkę. Weszłam do pomieszczenia, które okazało się dość pełne. Nora i mój Leo bawili się klockami na środku pokoju, a wokół nich siedzieli Laura, Gracia, David, Jose, Sergio i Fernando. Gdy tylko mój synek mnie zobaczył, pisnął, wstał z miejsca i podbiegł do mnie, wykrzykując radosne - mama.
   - No chodź, brzdącu. - zaśmiałam się i podniosłam go do góry. Przytulił się do mnie, ale zaraz po tym zażądał bym go odstawiła i pobiegł go swojej siostry, dalej się bawić. Przywitałam się z resztą, którzy i tak byli zajęci obserwacją malców. Usiadłam na wolnym miejscu, na kanapie, tuż obok blondyna. Podałam mu teczkę. Zdziwiony ją wziął i otworzył. Spojrzał na pierwszą, białą kartkę wypełnioną czarnym druczkiem. Zmarszczył czoło, ponieważ niczego nie rozumiał w tym języku. - Chcę żebyś to podpisał. - szepnęłam. Spojrzał  na mnie pytającym wzrokiem i znów przeniósł go na kartkę.  Znów obejrzał ją z góry do dołu, ale tym razem utkwił wzrok w jednej rubryce, gdzie widniał napis Leo Torres Robles. Kąciki jego ust uniosły się ku górze. Ciągle wpatrywał się w to okienko. W końcu spojrzał na mnie.
  Uśmiechnął się i szepnął ciche - dziękuję. Poprosił o długopis i podpisał tam, gdzie mu wskazałam.
   - Co to jest? - zainteresowała się Gracia, widząc Fera wśród papierów.
   - Z tego co wiem, to chyba wszyscy jesteśmy tu wtajemniczeni... - zaczął Jose, wisząc nade mną i Torresem.
   - Powiedziałam o tym Gracii. - wtrącił Sergio.
   - No więc wszyscy jesteśmy. - mruknął bramkarz i wbił wzrok w kartkę. - Z tego co ty zobaczyłem i zrozumiałem, to Leo teraz będzie się nazywał Torres. - dodał uśmiechnięty.
   - Czyli wszystko już jest wyjaśnione i jest w porządku. - odezwał się zadowolony Villa. Wtedy Leo nagle pojawił się pod moimi nogami i Fernanda. Trzymał w ręku połączone ze sobą dwa klocki. Najpierw wyciągnął rączkę do mnie. Chciał bym je rozłączyła. Wzięłam je od niego, ale faktycznie były mocne ściśnięte. Malec, widząc, że nie daje rady, odebrał mi go i podał blondynowi. Jemu się udało.
   - Proszę. - podał je naszemu synowi, a on je wziął i szeroko się uśmiechnął. Podreptał z powrotem do Nory by kontynuować zabawę. Na twarzy Torresa malował się ciągły uśmiech. Był szczęśliwy.

^^^

   Stała przy recepcji i plotkowała. Nie widziała, zbliżającego się piłkarza, z palcem na ustach, żeby pracownica go nie wydała. Podszedł i niespodziewanie wbił delikatnie palce w boki dziewczyny. Przestraszona odskoczyła i spojrzała na swojego napastnika.
   - Cesc! - pisnęła. - Chcesz żebym dostała zawału?
   - Oj wybacz. - śmiał się. - Przed dzisiejszym drugim treningiem mam jeszcze chwilę czasu i wielką chęć napić się z tobą kawy. Co ty na to? - zaśmiał się.
   - Nie znudziły cię się jeszcze te kawy ze mną? - zapytała, przymrużając zabawnie powieki. On tylko się wyszczerzył i pokręcił energicznie głową.
 Usiedli przy stoliku obok okna. Kelnerka przyjęła zamówienie na kawę i dwa pucharki lodowego deseru.
   - Tylko mnie nie wydaj. Nasz dietetyk by mi chyba głowę urwał. - przybliżył się do niej i szeptał.
   - W porządku, w razie czego oba są moje. - zaśmiała się Daniela.
   - Okay, będziesz mnie ratować. - spojrzał w jej oczy, a ona speszona, odwróciła wzrok. Czuła jak się rumieni. - Trener ostatnio naciska na treningi po tym remisie z Włochami. - zaczął, by jakoś przerwać chwilową ciszę.
   - Jesteście mistrzami, więc nie możecie pozwolić sobie na więcej takich sytuacji. - odparła Dani z uśmiechem.
   - Obiecał, że jeżeli postaramy się w meczu z Irlandią, da nam wolne byśmy mogli w końcu na własną rękę poznać miasto. Więc moja skromna osoba chce spiąć pośladki i zdobyć kolejnego gola jutro. - wyszczerzył się. - Byś mogła znaleźć dla mnie chwilę czasu i pokazać mi miasto. - dodał, z miną jakby bujał w obłokach.
   - Z wielką chęcią. - uśmiechnęła się. Wtedy podeszła do nich kelnerka z zamówieniem.

 Wychodzili z pomieszczenia. Ona chciała pójść do siostry i Zuzy, a on do swojego pokoju, by przygotować się do popołudniowego treningu.
   - Dani! - usłyszała, gdy szli oboje w stronę wind. Obejrzała się i zobaczyła Miłosza. - Musimy w końcu pogadać. - powiedział lekko zdyszany.
   - Ja pójdę. - powiedział cicho piłkarz i odszedł.
   - Też myślę, że musimy. - odparła. Robles zaprowadził ją na wolną kanapę w lobby. Usiedli obok siebie.
   - Dani, ja cię naprawdę przepraszam. Nie będę cię teraz okłamywać. Powiem po prostu, że to już się toczyło od dłuższego czasu. - mówił po woli łącząc słowa. Ona siedziała ze wzrokiem wbitym w podłogę. Nie reagowała. - Jesteś wspaniałą dziewczyną Dani, a ja jestem idiotą, który cię zranił. - cisza z jej strony. - Dani powiedz coś.
   - Tak Miłosz, jesteś idiotą. - mruknęła. - Byliśmy ze sobą długo, ostatnio się nie układało, ale nie myślałam, że skończy się to w taki sposób. Mogłeś mi powiedzieć. Zrozumiałabym. Oczywiste, że mam do ciebie żal, ale stało się.
   - Przepraszam... - szepnął. - Po prostu nie czuję już tego co kiedyś. Może zostaniemy...
   - Przyjaciółmi? - zapytała brunetka, a on speszony skinął głową. - Zawsze uważałam cię za przyjaciela. - uśmiechnęła się lekko i przytuliła się do niego.
   - Dziękuję. - usłyszała. - Podobasz mu się. - poruszył brwiami, gdy już się od niego oddaliła. Spojrzała na niego pytająco. - No Fabregasowi, noo. - zaakcentował.
   - Wcale nie! Spadaj! - zajęczała z oburzoną miną.
   - Ej! I on tobie też się podoba. - wyszczerzył się, a ona zmierzyła go wzrokiem. Poczuła się jakby znów była małą dziewczynką, która sprzecza się ze swoim przyjacielem. Może faktycznie przez ten cały czas był tylko nim?

^^^

  Rano znów byłam w urzędzie. Tym razem by oddać papiery. Za niedługo powinien przyjść wniosek, że nazwisko mojego syna zostało zmienione.
 W tym momencie leżymy w szóstkę na dużym łóżku w sypialni obok gabinetu. Ja, Daniela, Laura i Miłosz, a pomiędzy nami drzemała Nora z Leo. Toczyła się już druga połowa drugiego, grupowego meczy Hiszpanów. Było już 2:0 po golach Fernando i Davida Silvy. Chwila spokoju i wrzaski! Torres strzelił swojego drugiego gola! Biegał i się cieszył. Pokazywał dwa palce. Dwa. Dwa gole?
 Trochę później, po kolejnych trzynastu minutach na 4:0 dobił Fabregas. Ja nie chcę wiedzieć co oni będą wyprawiać jak wrócą do hotelu. Jeden wielki krzyk. Dzieci pobudzą!
 Po meczu, przez chwilę jeszcze pokazywali krótkie wywiady z piłkarzami. Jeden z dziennikarzy zapytał Piegusa: '- Co oznaczała liczba '2' wskazywana przez ciebie?' Uśmiechnął się i odpowiedział: '- To gole dla moich dwóch skarbów.' Dwóch skarbów... Fernando naprawdę pokochał Leo. Teraz chyba nawet się cieszę z tego, że Torres o wszystkim wie. Koniec kłamstw.
________________________________________________
Tak! Udało mi się i napisałam go dziś !
Jest okazja i to nie byle jaka! 
Feliz Cumpleaños Fernando Torres! - co prawda, urodziny miał wczoraj, ale nie zapominamy!
 Feliz Cumpleaños Jordi Alba ♥ ! - dziś ten pan skończył 24 lata :)