czwartek, 18 lipca 2013

Once

 Leo został dziś w domu z Miłoszem, bo ten leń zrobił sobie wolne, więc niech siedzi z siostrzeńcem. Coś za coś... Gdy tylko pojawiłam się w hotelu, zaszyłam się w gabinecie i nie wychodziłam. Wiedziałam, że prędzej czy później przyjdzie się przywitać, ale ja na razie wymyślałam jak poprowadzić tą nieuniknioną rozmowę.
  Godzinę później usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Chłopaki już chyba wrócili z treningu, więc zapewne to któryś z nich.
   - Proszę. - odpowiedziałam i wbiłam wzrok w futrynę, w której po chwili pojawiła się uśmiechnięta twarz Alby. Nie, proszę jeszcze nie teraz!
   - Mogę? - zapytał, a ja niepewnie skinęłam głową. - Cześć. - podszedł do biurka i pochylił się by mnie pocałować, ale ja odwróciłam twarz, co pozostawiło go w osłupieniu. - Stało się coś?
   - Możemy porozmawiać? - zapytałam, błądząc wzrokiem po blacie biurka.
   - Mam się bać? - uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko, kładąc dłoń na mojej. Nie odsunęłam jej. Może nie chciałam?
   - Jordi... - zaczęłam i spojrzałam w okno. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na piłkarza. - Jak ty to sobie wszystko wyobrażasz?
   - To znaczy co? - oparł się o krzesło i oczekiwał mojej odpowiedzi. Dlaczego to musi być takie trudne?
   - Jordi... Za chwile Euro się skończy i wrócicie do Hiszpanii. Ja zostaję tutaj, a my... - znów zaczęłam błądzić wzrokiem po pokoju. Po woli przysunęłam swoją dłoń do siebie, pozbawiając się tym jego dotyku.
   - My? Zuza, nie chcesz spróbować stworzyć właśnie 'nas'? - zapytał, patrząc na mnie.
   - Jak?! Dwa i pół tysiąca kilometrów od siebie? - przymrużyłam powieki. - Wyobrażasz to sobie jakoś? Posłuchaj, ja mam syna i chcę dla niego jak najlepiej. Potrzebuję spokoju i stateczności.
   - Czyli żałujesz tego co było? - zapytał ciszej.
   - A co było? Kilka pocałunków i miłych słówek? - wypaliłam i po chwili mnie samą zraniły te słowa. Było mi z nim dobrze, a tak go traktuję... Ale to nie ma sensu. On wraca do Hiszpanii by grać w FC Barcelonie, a ja zostaję w Gdańsku by zajmować się synem i pomagać ojcu z hotelem.
   - Aha, okay... - mruknął, a w jego oczach od razu zobaczyłam smutek.
   - Chcę zostać teraz sama. - szepnęłam.
   - Zuza...
   - Proszę cię, wyjdź! - krzyknęłam i z trudem powstrzymałam łzy. Alba wstał i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Ja oparłam łokcie na biurku i zakryłam dłońmi swoją twarz. Teraz już łzy poleciały mi same. Przy Jordim naprawdę czułam się wyjątkowo, ale to przecież nie miało nawet przyszłości! Wolałam mu to jasno przedstawić i zakończyć teraz niż później, gdy będzie trudniej!
  Minęła może kolejna godzina gdy w końcu zdecydowałam się wyjść z gabinetu. Upewniłam się, że po moich łzach już nie ma śladu i wyszłam, kierując się do windy. Zjechałam na dół, przywitałam się z dziewczynami ze zmiany na recepcji i ruszyłam w stronę restauracji. Poprosiłam o kawę i rozejrzałam się po sali. W kącie, przy stoliku siedział David, Jose, trzymający na kolanach mojego syna i Miłosz, popijający kawę. Ruszyłam do nich i usiadłam na czwartym miejscu.
   - Cześć. - uśmiechnęłam się do nich i ucałowałam Davida i Pepe w policzki, bo nie widziałam się z nimi jeszcze dziś. - Witaj skarbie. - wyszczerzyłam się do Leo, a on wyciągnął rączki w moją stronę.
   - Koniec zachwytu wujkiem? - zaśmiał się Reina i podał mi mojego synka.
   - A czy kiedykolwiek jakiś był? - zaśmiałam się, a on pokazał mi język.
   - Zuza, chcielibyśmy cię z Jose zapytać czy nie znasz czasem aby jednej przyczyny... - zaczął niepewnie Villa.
   - Ale przyczyny czego? - nie rozumiałam o co mu chodziło.
   - Zuziu, nie wiemy dlaczego od jakiegoś czasu nasz Alba chodzi naburmuszony, a jeżeli ktoś się o coś pyta to nas zbywa. Wiesz coś może o tym? - zapytał Jose, patrząc na mnie przenikliwie.
   - Ale dlaczego myślicie, że ja coś mam z tym wspólnego? - udałam powagę.
   - Bo widzieliśmy jak wkurzony Jordi wychodzi z twojego gabinetu i trzaska drzwiami. - nagle ni z tego, ni z owego obok nas pojawili się Cesc i Gerard, przysuwając sobie krzesła.
   - Oooo, tak no więc? - Pepe założył ręce, ciągle na mnie patrząc.
   - Zacznijmy od tego, że nie jestem na żadnym przesłuchaniu... - spojrzałam kolejno na każdego.
   - Oj kochana jesteś... - Miłosz skinął głową.
   - Pokłóciliście się? - zapytał Fabregas.
   - O co? - drążył Gerard.
   - Coś poważnego? - tym razem to był Villa.
   - Siostra, tylko mi nie mów, że coś mi strzeliło go głowy po obejrzeniu tego zjebanego programu wczoraj?! - palnął Miłosz, a ja na niego spojrzałam z piorunujących wzorkiem.
   - Ej, ej! Jaki program? - Jose zmarszczył brew.
   - Jakieś stare cioty siedziały i pieprzyły coś o związkach na odległość, o młodszych facetach, dzieciakach.... - Miłosz spojrzał na mnie wymownie.
   - To by pasowało... - zamyślił się Francesc. - No, ale Zuza... Pomyśl, ty i Jordi wyglądacie razem jakbyście byli dla siebie stworzeni! - słodził.
   - Leo lubi Jordiego, Jordi lubi Leo. Wszystko jest idealne. - dorzucił się Pique.
   - To, że ja na co dzień jestem tu, a on w Hiszpanii też jest idealne? - przewróciłam oczami. - Wiecie co? - wstałam, mając na rękach Leosia. - Zakończmy ten temat na dobre i radzę go nie zaczynać. - zmierzyłam każdego wzrokiem i wyszłam z restauracji.
   - Zuza, kawa! - zawołał za mną Paweł, kelner.
   - Daj ją komuś. - wskazałam na stolik, przy którym wcześniej siedziałam. Wyjechałam na górę i wróciłam do pokoju. Leo od razu pobiegł do kąta, gdzie leżały jego zabawki, a ja usiadłam na skraju łóżka i podparłam rękami swoją głowę, patrząc na bawiącego się synka. Chciałam dobrze, a wyszło na to, że to ja jestem ta zła... 

  Do końca wczorajszego dnia starałam się nie wpadać na obrońcę, a jeżeli tak już się stało, to wymienialiśmy krótkie spojrzenie i uciekaliśmy w swoją stronę. Tak samo następnego dnia. David i Jose ciągle za mną chodzili i wbijali do głowy swoje mądrości, ale ja nawet nie chciałam ich słuchać. Już postanowiłam i powinni to uszanować! 
 Fernando chciał żebym wzięła Leo na ostatni mecz tutaj. Przystanęłam na to, bo nawet sama w końcu chciałam pójść na ich mecz. Ubrałam synka w koszulkę, którą dostał od swojego ojca i wyszliśmy z pokoju na korytarz, na którym panował chaos i wrzawa, czyli normalna rzecz zanim wyjadą na stadion. Na końcu korytarza stał Pepe, o dziwo już zwarty i gotowy, a obok niego Laura z Norą na rękach. Dziewczynka również miała na sobie bordowy trykot z jej imieniem i dziewiątką. Podeszłam do nich, a równo ze mną pojawiły się Daniela i Gracia. 
   - No i następne! - Pepe przewrócił oczami. 
   - A o co chodzi? - zapytała zdezorientowana Dani. W prawdzie żadna z nas trzech nie wiedziała o co chodzi mojemu kuzynowi. 
   - Jose właśnie stwierdził, że nie jestem odpowiednio ubrana do tego by im kibicować. - powiedziała starsza Czarnecka. - I chyba zorientował się, ze wy też. 
   - Co to za zbiorowisko? - tuż obok pojawił się Cesc z torbą na ramieniu. 
   - No spójrz na nie! Przydałoby się skombinować dla nich koszulki! - zawołał Reina. 
   - Masz całkowitą rację. - zamyślił się Fabregas. 
   - Następny przeciwko nam?! - Gracia udała obrażoną.
   - Tak się składa, że mam jedną swoją na zbyciu, więc... - objął Danielę ramieniem. - Pozwolisz? - poruszył brwiami, a ona się zaśmiała. 
   - Tylko nie porywaj mi siostry na długo. - Laura pogroziła mu palcem. 
   - Nie martw się, zaraz oddam ci ją z powrotem. - puścił jej oczko i razem z Dani zrobili w tył zwrot i zniknęli za drzwiami pokoju dziesiątki. 
   - No to jeszcze mi zostały trzy do przyodziania... - wyszczerzył się i wziął na ręce Leo. Za chwilę zauważyłam, że w naszym kierunku zmierzają Fernando, Sergio i David, ubrany w swoją reprezentacyjną koszulkę. Nie może jej ubrać na boisku i pobiegać z kolegami, więc będzie z nimi sercem z trybun. 
   - Jak wy pięknie oboje wyglądacie! - zachwycił się Torres. 
   - Oczywiście miałeś mnie na myśli? Och, nie musiałeś. - śmiał się bramkarz. 
   - Nie ciołku. - Fer zdzielił go lekko po jego łysej glacy. - Miałem na myśli moje dzieci. - uśmiechnął się. 
   - Gracia, a może zamiast tego topu, jednak skusisz się na moją koszulkę, co? - wyszczerzył się Ramos. 
   - W końcu jedyny, który się domyślił. - zaśmiał się Jose. - A Fernando wyskakuje z koszulki dla Laury. - wskazał na Nino, a on jakby nie wiedział co zrobić i tylko skinął głowa. Nora wtedy powędrowała na ręce wujka Davida, a Jose praktycznie wygonił dziewczyny za piłkarzami po te koszulki. 
   - A ty głuptasie pewnie miałabyś na sobie teraz koszulkę z osiemnastką na plecach. - David lekko szturchnął mnie w ramię. 
   - Ciocia Zuza jest głuptasem? - zaśmiała się Nora. 
   - No takim malutkim. - dopowiedział Jose. 
   - A możecie ze mnie zejść? - zapytałam i spojrzałam kolejno na obu. 
   - Możemy, ale to nie zmienia faktu, że nie masz reprezentacyjnej koszulki na sobie. - wyszczerzył się Pepe. 
   - Oj, bo sobie ubzdurałeś, że mamy się wystroić... - przewróciłam oczami. - I wszystko musi być tak jak ty chcesz. 
   - Ta kłótnia na ciebie także podziałała, bo robisz się tak kąśliwa jak Jordi wczoraj.
   - David... - spojrzałam na niego.
   - Tak to ja. - zaśmiał się. - Co Nora, idziemy po koszulkę dla cioci Zuzy? - zwrócił się do dziewczynki, a ona skinęła głową. 
   - Czekaj! - zawołał Jose i podał mi na ręce Leo. - Po co ma siedzieć w takiej koszulce grającego Xaviego czy Iniesty, skoro może siedzieć z Reiną na plecach i kibicować najukochańszemu kuzynowi. - pokazał nam język i zniknął w swoim pokoju. Poszłam za nim. 
   - Ale ty jesteś uparty! - pokręciłam głową. 
   - Uwierz, bardziej do twarzy byłoby ci w bordowej z osiemnastką. - powiedział i wyjął z szafy swoją zieloną koszulkę z krótkim rękawem. 
   - Teraz ty uwierz, że jakbym się w to bardziej wkręciła, później bym cierpiała. 
   - Ty już cierpisz. - spojrzał na mnie wymownie i zabrał Leo. - Oboje cierpicie. - dodał i wyszedł. Miał rację. Cierpię, bo musiałam zakończyć coś co mi się podobało, ale przynajmniej nie robię sobie wielkich nadziei! Przebrałam bluzkę na tą mojego kuzyna i wyszłam z pokoju. 

 Siedzieliśmy już na trybunach, Gracia, Dani, Laura z Norą, ja z Leo oraz David i Miłosz. Czekaliśmy na to, aby piłkarze wyszli na boisko. W końcu się pojawili, odsłuchaliśmy hymny obu krajów. Uściśnięcie sobie dłoni, później kapitanowie wybrali swoje połowy i zaczęło się. Piłka od razu jakby przykleiła się do nóg Hiszpanów, a czarodziej Andres od razu rozpoczął swoje magiczne przedstawienie. Nora, jako częsta bywalczyni na meczach ojca, zaczęła instruować Leo, żeby bił brawo i krzyczał. 
 Nie wiem dlaczego tak reagowałam, ale za każdym razem, gdy Alba miał piłkę przy nogach, zaczynałam mocno zaciskać kciuki. To działo się automatycznie. Gdzieś w szesnastej minucie dość porządnie sfaulowali Jordiego, a ja wstrzymałam oddech, gdy ten leżał na murawie, krzywiąc się. Czułam jak wzrasta we mnie wtedy jakieś napięcie. Tak samo dwie minuty później, gdy to Srna podstawił mu nogę. Kategorycznie musiałam przestać o nim myśleć! 
 Zbliżał się koniec pierwszej połowy połowy, bezbramkowej połowy, chociaż było parę bardzo ładnych akcji. Nagle na telebimie pokazała się twarz Fernando. Nora zaczęła bić brawo. 
  - Tata, tata, tata! - krzyczała, a my wszystkie się uśmiechnęłyśmy. Wtedy Leo krótko pisnął. Spojrzałam na niego, a on wskazał palcem na ekran. 
- Tata. - powiedział niepewnie, a mnie po prostu wmurowało. Tak samo resztę. Daniela, Gracia, Laura, David i mój brat wtedy patrzyli ze zdziwieniem na Leo. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w czubek główki. 
  - Tak skarbie, tata. - powiedziałam. 
  - No to mamy nowe słowo do kolekcji. - zaśmiał się Miłosz. 
  - Tylko szkoda, że sam Fernando nie był tego świadkiem. - odrzuciła Gracia. 
  - Jeszcze usłyszy nie raz, bo to najpiękniejsze słowo na świecie. - odezwał się Villa. 
  - Oj, kłóciłabym się. - pokazałam mu język. Wiedziałam, że kiedyś to słowo zagości w, na razie ubogim słowniczku mojego synka, ale nie myślałem, że już teraz. Jednak chyba najważniejsze, że pierwszy raz to słowo wypowiedział, patrząc na swojego biologicznego ojca, niż jakiegoś faceta, który pojawi się w moim życiu. 
  Myślałam o Leo, o Fernando i o Jordim, chociaż nie wiem dlaczego to robiłam. O nim ostatnim nie powinnam. To już jestem skończone, Zuza! Skończone. Nagle rozległa się wrzawa i huk, krzyki radości, a wszyscy wokół mnie wstali ze swoich miejsc. Zrobiłam to samo, chociaż byłam całkowicie zdezorientowana. Dopiero gdy spojrzałam na ekran, zobaczyłam powtórkę akcji. Cesc podał idealnie do Andresa, a ten spokojnie do Jesusa, który po prostu wbiegł sobie z piłką na pustą bramkę. Teraz spojrzałam na zegar - była 88 minuta. Popatrzyłam na Leo i Norę. Żadne z nich nie wyglądało na zmęczonych, pomimo tak później pory. Jakaś magia. Mój syn siedział na moich kolanach i hardo kibicował. Oj coś mi się wydaje, że odziedziczył to po tatusiu.
 Sześć minut po strzelonym golu, usłyszeliśmy gwizdek sędziego, kończący to spotkanie. Chłopcy bardzo się cieszyli z wygranej nad Chorwacją.
   W hotelu byliśmy chwilę przed piłkarzami, więc usiedliśmy w lobby i czekaliśmy na nich, by pogratulować im zwycięstwa. Co było zaskoczeniem dla nas wszystkich, te nasze dwa szkraby nadal nie były śpiące. 
 W końcu pojawili się w progu, a Leo na widok blondyna wypowiedział ciche 'tata'. 
   - Poczekaj jeszcze chwilkę. - pocałowałam go w policzek i wstałam. Chłopaki stanęli wokół nas, a ja, Dani, Gracia i Laura kolejno wyprzytulałyśmy strzelca dzisiejszej bramki. Wróciłam na kanapę i wzięłam Leo na kolana. Fernando siedział obok i trzymał na kolanach swoją córkę. Uśmiechał się też do naszego synka, ale ten nagle zrobił się wstydliwy. 
   - A coś ty taki? - obok nas pojawił się Villa. - Wcześniej bardziej byłeś rozmowny. - pogłaskał go po główce. 
   - To co takiego ten mój chrześniak ci opowiadał? - zaśmiał się Reina. 
   - Zobaczysz i usłyszysz w swoim czasie. - uśmiechał się David i spojrzał na Nino.
   - Skarbie... - uśmiechnęłam się do małego. - Kto tutaj obok ciebie siedzi, co? - wskazałam na blondyna. Leo jeszcze bardziej wtulił się we mnie. 
   - Tata. - powiedział i zaczął się uśmiechać. Widać było, że najpierw Fer był zszokowany, ale później szeroko się uśmiechnął i wyciągnął dłoń do Leo. Chłopiec niepewnie wstał z moich nóg i po kanapie podszedł po woli do piłkarza. Torres usadowił go na swoim drugim kolanie i pocałował w czubek głowy. Ciągle się uśmiechał i wyglądał na naprawdę szczęśliwego. 
   - Zobaczyli cie na telebimie, na stadionie. Nora zaczęła wołać za tobą. - mówił David. 
   - A Leo podłapał. - dokończyłam z uśmiechem. 
   - Bardzo się cieszę. - odpowiedział ucałował obie swoje pociechy. Uśmiechałam się na ten widok, bo wiem, że to cudowne, że mój syn zyskał ojca. Co prawda, ojca który za chwilę wraca do Londynu, ale go poznał i nazwał tatą. Piękna chwila. 
 Rozejrzałam się po holu i mój wzrok utkwił w grupce, gdzie stał Jordi i rozmawiał o czymś z Rodriguezem. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie, a ja się zmieszałam i spuściłam wzrok. Jutro wyjeżdżają z hotelu, więc jak go nie będę widzieć to o nim szybciej zapomnę. Tak myślę.  

  Nazajutrz z samego rana wstawiłam się z Leo w pokoju, w którym mieszkała Nora. Laura akurat składała rzeczy do jej walizki. 
   - Cześć. - uśmiechnęłam się i odstawiłam synka na podłogę. Podbiegł od razu do bawiącej się Nory. 
   - Hej. - odparła Czarnecka. - Jak tam samopoczucie? 
   - Jest okay. - uśmiechnęłam się lekko. - Ale jednak mi smutno, że wszyscy zostawiacie mnie tu samą. Szczególnie chłopaki, bo przyzwyczaiłam się, że jest tu ich wszędzie pełno. Szczególnie samego Reiny. 
   - Współczuj mi, ja go nadal będę mieć na co dzień. - zaśmiała się. - Wiesz, bardziej chodziło mi o sprawę z Jordim. - obie usiadłyśmy na skraju łóżka. 
   - Mówiłam ci już, że jest zamknięta. - westchnęłam. 
   - Zuzia, no! On ci się przecież podoba. - przewróciła oczami. 
   - No to co? Jest ode mnie młodszy i skąd mam wiedzieć, czy jest odpowiednim facetem? - spojrzałam na nią z wyrzutem. 
   - To trzeba było się przekonać. 
   - Nie mówmy o nim, dobrze? - zmarszczyłam czoło. 
   - Wiesz, że zabieram Danielę ze sobą? - zaśmiała się. 
   - Jak to? - zdziwiona spojrzałam na Laurę. Myślałam, że Dani tu ze mną zostanie. 
   - Cesc jej to zaproponował, gdy zabrał ją do pokoju wczoraj po tą koszulkę. Długo myślała i w środku nocy mu oddzwoniła i się zgodziła. Myślisz, że oni...
   - Będą razem? Myślę, że do siebie pasują, a twoja siostra zasługuje na dobrego chłopaka, po tym jak potraktował ją Miłosz. Aż wstyd się przyznać, że to mój młodszy brat... - mruknęłam. 
   - Przestań. Różnie bywa... Chociaż faktycznie sama chciałam rozszarpać wtedy Miłosza. - zaśmiała się. 
  Godzinę później staliśmy już wszyscy praktycznie pod hotelem. Tak jak wcześniej mieli orszak powitalny, tak teraz mają pożegnalny. Najpierw Del Bosque wygłosił krótkie przemówienie, że było im dobrze w 'Maravillas' i że na pewno hotel poleci znajomym. Podziękował za ten czas tu spędzony i tak dalej. Uścisnął dłoń mi, Kindzie, Robertowi i Miłoszowi, czyli czwórce, która stanęła na czele by reprezentować personel. Leo wtedy był na rękach u swojego ojca, który ciągle coś do niego mówił i się uśmiechał. Cudny widok. 
 Po tej części bardziej oficjalnej, wpadłam kolejno w ramiona każdego obecnego tu reprezentanta... Przesuwałam się do każdego po kolei, kiedy stanęłam przed Jordim. Nie wiedziałam jak się zachować. 
   - Powodzenia. - szepnęłam cicho. 
   - Na pewno się przyda. - uśmiechnął się lekko. 
   - Jesteście nieznośni, wiecie? - usłyszałam za sobą głos Pepe i po chwili mnie popchnął tak, że uparłam w ramiona Jordiego. Uśmiechnęłam się przepraszająco do obrońcy i posłałam morderczy wzrok kuzynowi, który tylko się szczerzył. Miałam ochotę go dosłownie ukrzyżować! Odeszłam od Alby i podbiegłam do dziewczyn, by mocno je wyściskać. Odjeżdżają moje dwie ukochane Czarneckie i Gracia, z którą też zdążyłam się mocno zaprzyjaźnić. Wzięłam Leo od Fernando, któremu ciężko się było z nim rozstać. Patrzyłam jak wszyscy wsiadają do busa, drzwi się zamykają, a kierowca odpala silnik. Nagle zauważyłam, że obok mnie stoi sobie, jakby nigdy nic David. Najpierw spojrzałam na niego, później na busy, wyjeżdżający na ulicę i po chwili znów na napastnika. 
   - A ty nie miałeś lecieć z nimi? - zdziwiłam się. 
   - Niby miałem, ale na razie zostaję, żeby wtłuc ci do głowy, że mój kolega jeszcze z Valencii i teraz z Barcelony, to bardzo dobra partia. - wyszczerzył się, a ja tylko przewróciłam oczami. 
   - A co, wyganiasz mnie? - zrobił smutną minkę. 
   - Nigdy w życiu. - uśmiechnęłam się. - Fajnie, że jeszcze zostajesz. - puściłam do niego oczko i wszyscy weszliśmy do hotelu. 
________________________________
Tak, że ten... Opinia wędruje do Was! I nie bijcie za to co się stało na początku rozdziału!
A teraz...
To mi się wcale nie podoba! 
Kochanie Ty moje, zmień znaczek na koszulce ;cc
Ale za to bardzo podoba mi się taki widok! Jordi w garniaczku *.*
No i oczywiście wszystkiego dobrego na nowej drodze życia dla Xaviego i Nurii ♥