piątek, 6 grudnia 2013

Epilogo

  Uwielbiałem wracać do domu, kiedy miałem trochę wolnego. Teraz wracam z Madrytu po zgrupowaniu, na którym razem z reprezentacją Hiszpanii U-21 zostaliśmy mistrzami Europy. Wychowałem się w szkółce Barcelony, ale rok temu wywędrowałem na drugi kraniec kraju, do Vigo, które ostatnimi czasy zaczyna odnosić coraz większe sukcesy. W tabeli wyskoczyło na miejsce zaraz za Barceloną, Atletico oraz Real. Gdy miałem się przenosić, mój biologiczny ojciec naciskał na Premier League, a drugi na pozostanie w stolicy Katalonii. Matka zaś powiedziała, że każdy mój wybór będzie najlepszy, jeżeli sam będę z tego zadowolony. Takim oto sposobem zostałem w Hiszpanii, ale nie w Barcelonie. Po prostu chciałem czegoś nowego, a propozycja dwuletniego wypożyczenia do Celty była wprost idealna.
  W domu nigdy nie można było się nudzić, bo zawsze ktoś w nim był. Uwielbiałem tą atmosferę, która tam panowała, a w szczególności po tym jak do Hiszpanii przeprowadził się dziadek z ciotką Anetą i zamieszkali w domu po moich pradziadkach. Wujek Miłosz został w Gdańsku, gdzie spadła na niego odpowiedzialność za Maravillas, ale nawet dobrze mu to wychodzi.
  Łącznie miałem piątkę rodzeństwa - starszą siostrę Norę Torres, później młodszą, szesnastoletnią Paolę Alba, trzynastoletnią Valerię Torres no i ośmioletnie bliźniaki - Javiera i Jose Alba.
  Mama zawsze powtarzała, że historia miłosna mojego ojca Fernando i ciotki Laury była idealna. On, mieszkający i grający w Londynie, ona która tam została by pomóc rozwijać się temu co uwielbiała, czyli zacząć nagrywać i stawać się coraz bardziej rozpoznawana. Oboje mieli się ku sobie, więc jaka była przeszkoda? Chwilę im zajęło zanim zdecydowali, że są razem, no ale... Coś im wyszło. Między innymi córka!
  Ciotka Daniela z Cesciem również nadal są razem i mają syna, Davida, który jest w wieku Paoli. Tak samo udało się Ramosowi i Graci, z tym, że oni mają dwójkę - siedemnastoletniego Lucę, który w Realu Madryt Castilla robi za wielkiego bad boya oraz nieco spokojniejszego, piętnastoletniego Adama.
  Jeżeli jeszcze mam wspomnieć o rodzinie, to w Vigo gram z Thiago Reiną, najmłodszym synem wujka Pepe, moim kuzynem, który poszedł w ślady swojego ojca i mężnie stoi u nas na bramce, a ja rozgrywam piłki na środku boiska.
    Zaparkowałem samochód pod domem rodziców i wysiadłem z niego. Wszedłem do domu, gdzie oczywiście nikogo nie było słychać tylko moją siostrę. Zajrzałem do kuchni, a tam była moja mama i Paola. Obie uwiesiły mi się na szyi.
   - Co to znów za kłótnie? - zaśmiałem się, gdy już obie się przywitały.
   - Mama nie chce mnie puścić do kina z przyjaciółmi! - jęknęła nastolatka.
   - Nie pójdzie, bo wczoraj miała limit do jedenastej, a wróciła po północy - wytłumaczyła matka.
   - Ale są wakacje! Mamy iść do kina i później jeszcze pochodzić po mieście - walczyła Paola, a ja spojrzałem na siostrę, która w tym momencie zaczęła robić do mnie maślane oczka.
   - Dziesiąta - powiedziałem.
   - Leo! - zawołała mama.
   - Jedenasta! - Paola zaczęła się licytować.
   - Dziesiąta.
   - Wpół do jedenastej!
   - Dziesiąta, albo faktycznie zostajesz w domu - powiedziałem poważnie.
   - Dobra! - mruknęła i szturchnęła mnie łokciem, wystawiając dłoń. Wyjąłem z kieszeni banknot i jej podałem, a ta ucałowała mnie w policzek. - Kocham cię, braciszku! - pisnęła, ale od razu się zahamowała i spojrzała na mamę. - Proszę! - złożyła ręce.
   - Pięć minut spóźnienia albo wyczuję cokolwiek od ciebie to wiesz, że wakacje masz już załatwione?
   - Wiem! Kocham cię! - podleciała do niej i po chwili już jej nie było, a w drzwiach tylko wyminęła się z tatą Jordim i bliźniakami. Przywitałem się z nimi, Javier i Jose od razu polecieli na górę, a ja zostałem z rodzicami w kuchni.
   - Dlaczego z nią nie jest tak prosto jak z tobą? - zapytała mnie matka, opierając głowę o ramię Jordiego. - Powinieneś był częściej w domu, wtedy się słucha!
   - Więc po mnie na pewno tego nie ma - zaśmiałem się.
   - Po mnie też nie - zareagowała od razu była osiemnastka Barcelony.
   - Zwalcie od razu na Miłosza, jak zwykle, bo nie słyszy - mama machnęła ręką, a my zaczęliśmy się śmiać. Czyli tak jak zawsze. Było dobrze.
_______________________________________
Sielankowo i rodzinnie - tak miało być :) 
Smutno, bo to już koniec ;c Jeszcze raz mówię, że uwielbiam to opowiadanie, uwielbiam każdą parę i osobę stąd! 
Chciałabym z tego miejsca podziękować trzem osobom - opowiadaniowej Danieli (Nataleczce), Laurze (Natalii) oraz Gracii (Ani), które zawsze wyczekiwały na rozdziały tutaj!
Mogę Wam teraz zdradzić pewną tajemnicę z tego opowiadania. Tak naprawdę miało ono być o Fernando, no ale... Po rozmyśleniach stwierdziłam, że jakbym mogła pominąć tu mojego Chomiczka kochanego i zamienić go na Nino? Więc pogodziłam to jakoś :)
 Młody Jordi ♥

Nie żegnam się, a zachęcam do zaglądania na moje inne blogi z opowiadaniami, które prowadzę aktualnie:
TENGO GANAS DE TII
REALIDAD VARIABLE
SI PROCHE
DARTE UN BESO


poniedziałek, 25 listopada 2013

Dieciséis

  Siedziałam na swoim miejscu w samolocie z Leo na kolanach. Obok siebie miałam Danielę ze słuchawkami w uszach, przed sobą ojca, który zgadał się z jakimś biznesmenikiem pod krawatem, a za sobą Laurę i Gracię. No właśnie... Nas same zdziwił fakt, że Hiszpanka chciała z nami lecieć z powrotem do Polski. Wciskała kit, że kraj się jej spodobał i chce spędzić tu jeszcze kilka dni wakacji. Taak! Bujać to my, a nie nas... Miałam przeczucie, że tu chodzi o Ramosa! Chłopak poprosił mnie o chwilę rozmowy przed finałem. Powiedział, że rad Fernando wysłuchiwał już kwadrylion razy, ale teraz chce o to zapytać dziewczynę. Wyznał mi, że kocha się w blondynce od bardzo, bardzo długiego czasu i nie wie co ma robić. Wie, że jest ktoś taki, kto się jej podoba, ale nie chce mu zdradzić kim jest ten szczęśliwiec. Przekonywająco mówił, że pomimo tamtego, chce jakoś w końcu spróbować. Co mu mogłam odpowiedzieć? Poradziłam mu, żeby wykonał pierwszy krok w tym kierunku i to najlepiej by było, jak najszybciej, zanim ktoś go ubiegnie. Później już nie miałam okazji zapytać go o to, za duże zamieszanie i ekscytacja wygraną Euro 2012, ale skoro Gracia jest tu z nami... Powiedział jej czy nie?
 Gdy wylądowaliśmy na lotnisku w Gdańsku, Laura z Danielą pojechały taksówką do swojego mieszkania, a po mnie, Leo, ojca i Gracię przyjechał mój brat. Blondynka chciała zamieszkać w Maravillas, ale stwierdziłam, że dosyć się już tam namieszkała, więc zapraszam ją do siebie, na co ojciec przystanął. Przecież było tam dużo miejsca, a i dwa dodatkowe pokoje stały puste.
  W domu przywitałam się z Anetą, ta od razu dorwała mojego synka, a później przedstawiłam jej Gracię.
 Wieczorem, gdy ojciec urwał się do hotelu, za którym tak bardzo się stęsknił, Miłosz wyszedł na wieczorny podbój, a Leo spał, nasz 'sabat czarownic' zebrał się w salonie i z butelką wina, zaczęłyśmy opowiadać Anecie co tu się takiego działo. Najstarsza Czarnecka chciała usłyszeć o wszystkim. O mnie i o Jordim, o Dani i Cescu, o pracy Laury dla Torresa no i Graci oraz Sergio.
   - A teraz tak jak najbardziej szczerze... Dlaczego wróciłaś z nami, a nie poleciałaś do Hiszpanii? - zapytałam blondynkę w pewnym momencie.
   - No, bo... - zaczęła plątać. - Pocałował mnie po meczu - mruknęła niewyraźnie, a my wszystkie wywaliłyśmy oczy w słup. No to znaczy... Ja w głębi byłam dumna z El Lobo, że się przemógł!
   - I tyle? Nie mówił nic? - odezwała się Daniela.
   - Nie zdążył, bo mu uciekłam! - pisnęła. - Później go unikałam i takim oto sposobem, jestem tu teraz z wami!
   - Gracia, a jaki jest twój stosunek do Ramosa, co? - spojrzałam na nią. - To coś więcej niż przyjaźń, prawda? - drążyłam, a ta tylko zaczęła szukać czegoś wzrokiem po podłodze.
   - Gracia! - zawołała Laura. - Odpowiesz?
   - Sergio podoba mi się od zawsze, zadowolone? - westchnęła. Czyli Lobo mówił o sobie, mówiąc o szczęśliwcu.
   - Bardzo - wyszczerzyłam się. - Powinnaś z nim pogadać, uwierz! Leć do niego, wytłumaczcie sobie kilka kwestii i bądźcie szczęśliwi!
   - Zuzia ma rację - Aneta pokiwała głową. - Jeżeli go kochasz to dlaczego uciekasz? Bierz byka za rogi, póki inna się jeszcze nie kręci, a zapewne mają na to ochotę - zaśmiała się, a ja wtedy pomyślałam o tym co powiedziałam obrońcy, że ma działać, póki inny nie zainteresuje się bardziej Pereą.
   - Bo się boję - mruknęła. - Znam się z Sergio od bardzo dawna... I tak dziwnie by było, gdyby...
   - Gdybyście byli parą? - przerwała Daniela i machnęła ręką. - Nie przejmuj się! Ważne jest to, co do siebie czujecie!
   - Nie żebyśmy cie wyganiały, ale... - Laura zaczęła grzebać na tablecie. - Jutro rano masz samolot prościusieńko do Madrytu - wyszczerzyła się. - To jak?
   - Chyba macie rację - skrzywiła się. - Powinnam tam być i z nim porozmawiać.
   - W końcu! - zaśmiałam się. - Życzę wam jak najlepiej!

 Dwa tygodnie przeminęły bardzo, bardzo szybko. Jordi został zaprezentowany na Camp Nou co obowiązkowo obejrzałam. Pierwsza wyjechała Gracia, zaraz na drugi dzień! Z tego co nam później powiedziała, Sergio bardzo ucieszył się na jej widok i wieść, że chyba powinni z sobą porozmawiać, tak na poważnie. Więc można stwierdzić, że od dwóch tygodni fanki Ramos już na nic nie mogą liczyć! Jedynie wzdychanie do niego z daleka!
 Tydzień po niej wybyła również Daniela, ale odrobinkę bliżej, bo do Barcelony, do Cesca, który od razu porwał ją na wakacje, na Ibizę!
  Jeżeli chodzi o Laurę? Kilka dni temu dostała telefon od Shakiry, która uprzedziła ją, że będzie do niej dzwonił zaprzyjaźniony wydawca i producent z Anglii, tak więc dziś, ja, Laura oraz mój syn, lądujemy na lotnisku w Londynie, gdzie miał czekać na nas Fernando. Laura przyjechała tu po to aby wypróbować siebie i swój wokal, ja by kibicować Jordiemu na Igrzyskach Olimpijskich, a Leo i na rozgrywki i by spędzić trochę czasu z biologicznym ojcem.
   Od rana praktycznie miałam luz, bo Fernando zabrał od Olalli Norę na dwa dni żeby pobawiła się ze swoim bratem. Torres zabrał ich na plac zabaw, Laura poszła na to spotkanie z tym gościem od Shakiry, a ja postanowiłam się po prostu wybrać na miasto. Udało mi się spotkać z Jordim, który wraz z kolegami dostali dwie wolne godziny. Miło było znów spotkać Juana i poznać młodszych Hiszpanów, takiego Javiego Martineza, który grał dla Bilbao, ale podobno miał zamiar się gdzieś przenieść oraz kolegów Alby, z którymi miał grać w barwach Barcelony - Cristianem Tello, Marciem Bartrą, Martinem Montoyą czy Thiago Alcantarą (dot. aut. no to przecież normalne, że musiałam o nim wspomnieć, nie?). Każdy z nich był w porządku.
  Wybiła godzina dziewiętnasta. Opierałam się o wysepkę, trzymając w ręce szklankę z sokiem pomarańczowym i obserwowałam jak Leo układa sam klocki, a Laura poprawia Norze kucyki. Po chwili obok mnie pojawił się Fernando. Wziął drugą szklankę i nalał sobie soku, opierając się tuż obok mnie. To Torres uparł się żebyśmy zatrzymały się u niego. Miał duże mieszkanie, wolne pokoje i chciał mieć blisko syna przez te kilka dni. Mężczyzna również wbił wzrok w tamtą trójkę, a w szczególności w moją przyjaciółkę, która, jak się okazało, że ma tu na trochę zostać, bo kazali jej nagrać demo.
   - Ja zostanę z dziećmi, położę je, a ty zabierz gdzieś Laurę, pokażesz jej miasto - szturchnęłam go ramieniem.
   - Co? - spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Patrzę sobie na dzieci - zaczął się bronić.
   - No tak, tak - wyszczerzyłam się. - Nando, ja wiem jak się patrzy na dzieci, a jak na osobę, która się podoba - szepnęłam.
   - A opowiadasz - zmieszał się.
   - Prawdę mówię - poruszyłam brwiami. - Fernando, co ci szkodzi? Rozwiodłeś się, ona też jest sama, a Nora ją wielbi - zaśmiałam się, a on spojrzał raz na Laurę, później na mnie i znów na Norę. Dopił sok i odstawił szklankę.
   - Dobra - mruknął i ruszył w ich stronę. Mnie ścięło, bo zadziwiła mnie ta jego natychmiastowa pewność siebie. Usiadł obok niej i coś mówił, a ja stałam tam i obserwowałam ich. Zaczęli się do siebie uśmiechać. Czyli są na dobre drodze. Dziś oni wychodzą razem, a jutro wszyscy wychodzimy na ceremonię otwarcia Olimpiady. Chcę już zobaczyć Jordiego!

    Nie wyszło, młodzi Hiszpanie zakończyli swoją przygodę w Londynie po fazie grupowej... Do Hiszpanii z Leo miałam lecieć razem z młodą reprezentacją. W tym czasie moimi rzeczami mieli zająć się tata, Aneta i Miłosz, którzy wysłali to wszystko kurierem na adres, który w wielkiej tajemnicy podał im Jordi.
 W samolocie mój syn po prostu był w siódmym niebie. Po tym Euro po prostu zaczął uwielbiać liczne towarzystwo piłkarzy. W pewnym momencie nawet nie wiedziałam gdzie jest Leo. Zaczęłam przemierzać wzdłuż samolot i szukać syna, a w pewnym momencie wpadłam na Jordiego, który przechodził przez pomieszczenia w samolocie. Przestraszona zapytałam gdzie jest mały, jeżeli nie z nim. Ten zaczął się śmiać, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Objął mnie ramieniem i pociągnął za sobą. Przeszliśmy na sam przód i tam dopiero zauważyłam swoją zgubę. Na dwóch rozłożonych fotelach drzemali Koke i Isco, a mój Leo spał rozłożony na nich. Główkę i ręce miał na klatce piersiowej piłkarza Atletico, a resztę na Alarconie, a Marc z Cristianem, siedzący przed nimi, zaczęli cykać im zdjęcia. Zaczęłam się śmiać, przytuliłam się do Jordiego i wbiłam wzrok w malca.
 Wylądowaliśmy na lotnisku w Madrycie, gdzie musieliśmy przenocować w hotelu, bo chłopaki musieli jeszcze tam być, a poza tym samolot do Barcelony miał być jutro w południe.
  Na lotnisku El Prat w Katalonii czekał na nas David, brat Jordiego. Zabrał nas samochodem do domu, który kupił Jordi. David całą drogę wychwalał posiadłość, zachwalając przy okazji swojego młodszego braciszka, a Jordi tylko przewracał oczami i błagał go by przestał, co było przezabawne.
 Na miejscu doznałam szoku. Jordi mówił, że zanim wyjechał do Anglii kupił dla nas dom, ale nie wiedziałam, że aż taki! Był duży z cudownym ogrodem. David zabrał na ręce Leo i jedną torbę. Jordi objął mnie ramieniem i wprowadził do środka. Było świetnie! Nawet nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę tak mieszkać. Leo od razu pociągnął Davida do ogrodu, bo zobaczył tam piłkę. Wyszliśmy za nimi  przystanęliśmy na tarasie.
   - Wiesz, że cię kocham? - pocałował mnie w czubek głowy.
   - Wiem, Jordi - szepnęłam. - Ja też cię kocham - wtuliłam się w jego ramię. Wiedziałam, że chcę już tu zostać, zamieszkać wraz ze swoim synem oraz Jordim, bez którego nie wyobrażałam sobie teraz swojego życia.

***

  Zrobiłem to. Dokonałem czegoś, w co w pewnym momencie zwątpiłem, będąc na Euro. Że uda mi się być z Zuzą! A jednak! W tym momencie stoimy razem na tarasie naszego nowego, wspólnego domu i cieszymy się swoim towarzystwem. Jej syn, którego będę starał się traktować i wychować jak swojego, właśnie zaczynał maltretować mojego starszego brata, który specjalnie zaczął się mu dawać. Czyli chce się wkupić w łaski Leo jako dobry wujcio David!
 Cieszyłem się, że nasze rodziny akceptowały nasz związek, że się polubiły. To było najważniejsze, bo z tym jest łatwiej w późniejszym czasie.
 Wracając do mnie... Byłem w siódmy niebie, że wróciłem do Katalonii by grać znów dla FC Barcelony, pierwszego składu, co było moim marzeniem. Przyjechałem tu z nadzieją założenia prawdziwej rodziny, o którą będę mógł dbać i troszczyć się, by nic im nie zabrakło. Wygrałem wraz z drużyną Mistrzostwa Europy, później co prawda z młodą reprezentacją nie wyszło tak jak miało, no ale... Mam przy sobie kobietę, w której się zakochałem i jest wspaniale. 
   - Ej, a tak właściwie to kiedy robicie parapetówę? - wypalił David, gdy podszedł do nas z Leo. 
   - Kiedy się całkowicie tu urządzimy - zaśmiałem się i wziąłem na ręce chłopca. 
   - E, no wiecie... To może zrobić w każdym momencie - nadal się uśmiechał. 
   - Ale wiesz, że wtedy ty pilnujesz Leo, nie? - wypaliłem udając powagę, choć to miał być żart. 
   - Nic przeciwko temu nie mam, lubię smyka, ale... - zaczął się wykręcać. 
   - Jordi żartuje - wyszczerzyła się Zuza i uderzyła mnie lekko łokciem w żebro. - Oczywiście jesteś zaproszony i nie będziesz musiał się zajmować Leo - uśmiechała się. 
   - To ja rozumiem - pokręcił głową i po chwili mój brat pokazał mi język. - No widzisz młody, ja się lepiej dogadam z twoją dziewczyną niż z tobą - pokiwał palcem przez moimi oczami. - A teraz uciekam z powrotem, nie będę wam przeszkadzał. Przetransportowałem was z lotniska do wszego nowego gniazdka, więc do zobaczenia - cmoknął Zuzę w policzek, uścisnął lekko rączkę Leo i później moją dłoń. Wyszedł, a ja znów objąłem ramieniem MOJĄ DZIEWCZYNĘ. Ona oparła głowę na moim ramieniu i tak zostaliśmy. Z nimi mogłem tak zostać już cały czas. Odpowiadało mi to i sprawiało największą przyjemność. Mogłem rzec, że byłem dymny z tego wszystkiego. I pozostanę już na zawsze. 
_________________________________
Szczerze? Z tego wszystkiego to najbardziej podoba mi się love story Laury i Fernando ♥
Ehhh, ostatni rozdział... Jak to okropnie brzmi, prawda? Strasznie przyzwyczaiłam się do tego opowiadania, ale każde ma swój koniec. Przywiązałam się bardzo do Zuzy i Jordiego, bardzo ich polubiłam! I sama dzięki nim mogłam powspominać jak to było na Euro :)
 Czeka nas tylko jeszcze epilog tej opowieści. Wstawię go zapewne za niedługo, bo tak samo jak ten rozdział, epilog też już mam chwilę napisany!
 Zakończmy to miłym akcentem :)
DO NASTĘPNEGO! ♥
 Pepe dla Nataleczki, która bardzo dobrze wie, że ma ją to natchnąć do napisania kolejnego rozdziału na swoje opowiadanie ♥ Tak, wiem, że też mnie kochasz :D

I teraz coś z serii - 'Jordi, król zwierząt' ^^ 

sobota, 16 listopada 2013

Quince

   Na nogach byłam już wcześniej rano, poprzez mojego ukochanego synka, który musiał się bardzo wcześnie obudzić. Tak samo miała Laura z Norą, ale to było nawet i dobre! W moim pokoju zwołało się damskie posiedzenie, damskie jak damskie, bo w towarzystwie przebywał mój Leoś! Ale była Laura z córką Fernando, Gracia oraz Daniela. Musiałyśmy obmyślić plan zemsty na Cescu i Gerardzie, na co chyba najbardziej chętna była Dani i miała z tego największy ubaw. Ostatecznie padło na chyba najdziecinniejszy sposób, który z resztą razem z Laurą zawsze wykorzystywałyśmy na szkolnych wycieczkach. Ja i Dani zaopatrzyłyśmy się w nasze pasty do zębów, a Gracia z Laurą zostały z dzieciakami. Panowie za niedługo mieli mieć pobudkę, więc musiałyśmy się pośpieszyć. Na szczęście korytarze były jeszcze puste, więc po cichu zakradłyśmy się pod pokoje Fabregasa i Pique, które z resztą i tak były obok siebie. Tak, więc zawartość tubek, które miałyśmy ze sobą, pozostały na klamkach do ich pokoi. Teraz pozostaje czekać! Albo i nie, bo Dani pomachała mi swoim telefonem przed oczami.
   - Dzwoń do Pique, a ja dzwonię do Cesca! - wyszczerzyła się. I tak też zrobiłyśmy. Obaj odebrali zaspani i wciskaliśmy im kit, że są bardzo potrzebni na dole. Pomruczeli, że jeszcze nie mieli pobudki, ale powiedzieli że zaraz będą. Każdy z osobna. Oni faktycznie są do siebie podobni! Nie dziwię się, że wytrzymują tyle lat ze sobą jako najlepsi przyjaciele. Zakradłyśmy się za zakręt z drugim korytarzem i wyczekiwaliśmy. Ledwo powstrzymałyśmy śmiech, kiedy okazało się, że obaj wyszli w tym samy czasie i w tym samym momencie zorientowali się co było na ich klamkach. Ich miny były po prostu bezcenne, a jak patrzyli na siebie... Niestety za bardzo się wychyliłyśmy i Fabregas zdołał nas przyuważyć.
   - Mamy sprawczynie! - wskazał na nas. Chciałyśmy uciec, ale gdy tylko się odwróciłyśmy, wpadłyśmy prosto na Jordiego, Pedro i Davida Silvę, a za nami pojawił się pomocnik razem z obrońcą. Automatycznie wtuliłam się w ramię Jordiego i wyszczerzyłam do tamtych.
   - Tak, teraz się chowaj za Albe! - sapnął Gerard, a Cesc wtedy przyciągnął do siebie Danielę i objął ją ramieniem.
   - Co się stało? - zdziwił się Rodriguez.
   - Smarkule nam wysmarowały klamki pastą do zębów - jęknął Pique.
   - Pastą?! - Jordi, Pedro i David wybuchnęli śmiechem.
   - To był plan zemsty naszej Zuzi - wyszczerzyła się moja młodsza przyjaciółka.
   - To teraz wy się przyznajcie co zrobiliście - roześmiany Jordi spojrzał na obu kolegów z jego starego-nowego klubu.
   - A takie tam - Cesc od razu pokręcił głową.
   - Potem ci opowiem - uśmiechnęłam się do Jordiego i pocałowałam go w policzek.
   - Jak oni już coś zmajstrują to trzeba uciekać daleko - wyszczerzył się David.
   - Bo kto z nimi wytrzyma? - westchnął teatralnie Pedro.
   - To się liczy do was wszystkich, nie tylko Fabregasa i Pique - usłyszeliśmy Silvię, asystentkę trenera, która akurat przechodziła obok. - Więc od razu was ostrzegam, dziewczyny - spojrzała na mnie i Dani.
   - No dziękujemy ci bardzo - Cesc przewrócił oczami.
   - A proszę - zaśmiała się. - Trzeba mieć coś do nich więcej niż tylko anielską cierpliwość. - mówiła, a Gerard z Pedro i Davidem zaczęli się śmiać pod nosem. - A wam co tak wesoło? Z Caroliną i Isabel też już sobie porozmawiałam! - wyszczerzyła się, a Rodriguez i Pique zdębieli. Kobieta ruszyła dalej, a napastnik z obrońcą pognali za nią. Mieliśmy tu z nich niemały ubaw. David coś zażartował pod nosem i ruszył dalej.
   - Teraz możesz mi powiedzieć o co chodzi? - Jordi spojrzał na mnie.
   - No to może na nas już czas, Dani - zareagował, zrobił w tył zwrot i uciekł razem z moją przyjaciółką.
   - Cesc i Gerard nagadali mi pewnych głupot, że twoim rodzicom nie spodoba się to, że jestem starsza i mam już dziecko - wytłumaczyłam. - Dlatego byłam mile zaskoczona przy wczorajszym spotkaniu - zaśmiałam się.
   - Oni są głupi, ale trzeba było zwrócić się do mnie, a pomógłbym wymyślić odpowiednią dla nich karę. Ty nie wiesz co się czasami wyrabia na zgrupowaniach!
   - Powiedział to ten, który jest tu najdłużej - wyszczerzyłam się.
   - Bardzo zabawne! - pokręcił głową i złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie. - Zdążyłem się przyzwyczaić do nich - puścił mi oczko i mnie pocałował.
   - Wiesz, że wczoraj wieczorem przyjechał tu mój ojciec? - zaśmiałam się, oplatając rękami jego szyję.
   - Naprawdę? To świetnie - pokiwał głową z uśmiechem.
   - Powinnam chyba wracać do pokoju i zobaczyć czy Leo nie zachodzi bardzo za skórę Gracii i Laurze.
   - Pójdę z tobą - zakomunikował, złapał mnie za dłoń i razem ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Gdy tam już weszliśmy, prócz dziewczyn i dwójki małych Torresów, siedział tam też i tata. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Albę, a ojciec wtedy wstał z fotela.
   - Cześć tato - zwróciłam do niego. - Poznaj, to jest Jordi, Jordi, a to mój tata.
   - Javier Robles, miło mi poznać - uścisnął dłoń z piłkarzem.
   - Jordi Alba, mi również miło - pokiwał głową z uśmiechem. Usiadłam na krawędzi łóżka przy blondynce, Jordi obok mnie, a ojciec wrócił na fotel. Laura siedziała na puchowym dywanie razem z Leo, Norą i mnóstwem klocków dookoła. Nagle drzwi pokoju się otworzyły, pierwsze wbiegły małe blondynki, Alma i Grecia, dwie małe Reiny, a za nimi mój kuzyn, Fernando oraz Sergio. Dziewczynki od razu usiadły przy dzieciach, a trójka piłkarzy stała na środku i dopiero po chwili zorientowali się, że jest tu z nami też mój ojciec. Jose zareagował od razu, witając się ze swoim wujkiem.
   - Wiecie od czego są drzwi? - Perea spojrzała karcąco na piętnastkę i dziewiątkę. 
   -  Do otwierania ich - wypalił inteligentnie Ramos.
   - Tu akurat chodziło mi o pukanie - pokręciła głową Hiszpanka.
   - Zejdź już z nich - zaśmiałam się i wstałam, spoglądając na ojca, który również się podniósł. - Tato, to jest Fernando Torres i Sergio Ramos, a to jest mój tata, Javier Robles.
   - Dzień dobry - odparli automatycznie obaj, a wyglądało to jakby mały Ramos z małym Torresem witali się z jakimś despotycznym nauczyciele.
   - Witam panowie - uśmiechnął się ojciec i najpierw uścisnął dłoń Lobo, bo był bliżej i później Fernando. - I miło mi jest w końcu poznać ojca mojego wnuka - zwrócił się do niego.
   - Wparowaliśmy tak, bo minęliśmy się przedtem z Fabsem i Danielą, którzy nam powiedzieli, że tu jesteście - wtrącił automatycznie Pepe.
   - Nic się nie stało - pokręciłam głową. - Chodźmy może już na śniadanie? - zaproponowałam, a cała reszta mi przytaknęła. Grecia chwyciła dłoń Graci, Alma Jose, Nora Laury, a Fernando wziął na ręce Leo. Wszyscy wyszli, a ja wyciągnęłam dłoń w kierunku Jordiego, który nadal siedział na łóżku. Złapał za nią i wstał. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
   - Dziś na meczu dam z siebie wszystko - uśmiechnął się.
   - Zawsze dajesz - skradłam mu całusa.
   - Ale dziś muszę się bardziej postarać, bo będę miał na trybunie najlepszą fankę na świecie - mówił i złapał moją dłoń. - Chodźmy na dół - uśmiechnął się i pociągnął mnie na korytarz.

 Siedziałam obok Danieli, która właśnie zerwała się na równe nogi, bo Cesc przedzierał się przez obronę z piłką, ale przy rogu bramki wykopał ją prosto na głowę Davida Silvy, który wpakował futbolówkę do bramki. Pierwszy gol w finałowym meczu na Stadionie Olimpijskim w Kijowie i to właśnie ze strony Hiszpanów! Na trybunach zapanowała wrzawa i słychać było tylko okrzyki.
 Siedziałam pomiędzy Dani oraz Laurą, a dalej była Gracia, Yolanda, Nagore i inne kobiety piłkarzy z pociechami. Mój ojciec na samym początku zaginął gdzieś w tłumie, ale później dowiedziałam się, że jest z rodzicami Jordiego, który zdążył poznać w hotelu. Przed meczem miałam okazję poznać się ze starszym bratem mojego chłopaka, Davidem, który w końcu dotarł na miejsce. Tak jak chyba wszyscy w tej rodzinie, David był miły i sympatyczny.
  Byłyśmy już na swoich miejscach, kiedy rzędy za nami zaczęły się wypełniać, a w pewnym momencie nadeszło kilki starszych mężczyzn w garniturach. Jednego kojarzyłam i to nawet dobrze. Automatycznie zaświeciły mi się oczy. Mi się zdawało czy właśnie za mną usiadł sobie były trener reprezentacji Hiszpanii - Luis Aragones? Po jakichś pięciu minutach zauważyłam kolejną dwójkę mężczyzn. Wyszczerzyłam się na widok Davida Villi, który po chwili przedstawił mi swojego
towarzysza - Carlesa Puyola. Oba biedaki, którzy poprzez kontuzje nie zagrali na Euro!
  Około czterdziestej minuty Iker wybił piłkę spod bramki na lewą stronę boiska. Odebrał Cesc, później podał do Jordiego i ten do Xaviego, który zaczął biec w kierunku bramki, ale zorientowałam się, że ktoś zaczął wybiegać przed niego. To był Alba! Dwójkowa akcja! Hernandez do niego podał i... GOL! Zerwałam się i zaczęłam piszczeć. Na szczęście w tym momencie Leo siedział sobie na kolanach młodszej Czarneckiej.
   - Carles, ty się przyzwyczaj. Teraz to będzie barcelońska WAG - usłyszałam za sobą głos Guaje. Odwróciłam się do nich i pokręciłam głową z uśmiechem, a ten jedynie pokazał mi język. Tak, niech się cieszy! On, Jose i mój brat postawili na swoim! Jestem z Albą! Rano mówił, że da z siebie wszystko i faktycznie, od pierwszej minuty grał pięknie, ale to już była po prostu magia!
  Kolejne dwa gole pod koniec drugiej połowy, których właścicielami byli Fernando oraz Juan Mata tylko ukoronowały to co dziś pokazała La Furia Roja. Byli cudowni!
 Gdy już odebrali swoje medale i puchar, a pierwsza fala radości już jakoś złagodniała, piłkarze zaczęli zabierać na boisko swoje dzieci. Fernando zabrał Norę i Leo, oboje ubrani w barwy i koszulki z numerkiem Torresa. Wodziłam wzrokiem za Jordim, który podszedł do swoich rodziców, ale po chwili zniknął mi z pola widzenia. Widziałam, że już David i Carles przechadzają się obok ławki rezerw i rozmawiają z innymi piłkarzami i ze sztabem trenerskim. Nagle przede mną zobaczyłam moją zgubę. Uśmiechnięty Jordi złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą na boisko, obejmując w pasie. Spacerowałam z nim po murawie i obserwowałam jak Fernando ugania się za dwójką swoich dzieci, co nawet wyglądało zabawnie, Cesc przytula Dani za linią boiska, a Sergio i Gracia śmieją się z czegoś, siedząc przy ławce rezerw. Ich relacji byłam ciekawa, a w szczególności po tym jak przed wyjazdem na stadion, Sergio poprosił mnie o krótką rozmowę. Ciekawił mnie fakt czy się odważy czy też nie.
   - Wiesz, że gol był dla ciebie? - usłyszałam w pewnym momencie.
   - Naprawdę? - spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
   - Tak, mówiłem, że dam z siebie wszystko - zaśmiał się, a ja wtedy pocałowałam go w policzek.
   - Jesteś kochany, wiesz? - uśmiechnęłam się, a on tylko cicho westchnął, przystanął i mnie pocałował. Tak na środku boiska. Przy wszystkich.

***

Oddał puchar w ręce swojego przyjaciela i ruszył do bocznej tłumu, gdzie stali przyjaciela i rodzina piłkarzy. Odszukał Dani, która stała razem ze swoją starszą siostrą i Gracią. Uśmiechnął się i szeroko i pociągnął ją za sobą kawałek dalej, a ta od razu mocno go przytuliła.
   - Byłeś cudowny, wiesz? - zaśmiała się dziewczyna. - Świetna ta akcja przed golem Silvy!
   - No wiesz, w końcu moja - poruszył brwiami.
   - Jak zwykle, czarujący i nad wyraz skromny - mruknęła. - I wiesz co, Cesc? 
   - Słucham cię.
   - Możesz zacząć robić wolne miejsce w swojej szafie - zaśmiała się, widząc jego zdziwienie na twarzy. - Przenoszę studia na Uniwersytet w Barcelonie.
   - Dani, naprawdę?! - aż zaświeciły mu się oczy, a ta pokiwała głową. - Kocham cię! - wykrzyczał i wpił się w jej usta. Oto kolejna dwójka ludzi, którzy odnaleźli swoje szczęście poprzez Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Kolejne szczęśliwe twarze i przeprowadzka do stolicy Katalonii.

***

   Stał niedaleko bramki i z dumą obserwował swoje dzieci. Norę miał od początku, był przy jej narodzinach, słyszał jak gaworzy, wypowiada pierwsze słowa i stawa pierwsze kroki. Był z nią zawsze. Teraz ma też Leo. Nie był przy jego narodzinach, nie słyszał jak gaworzy, jak wypowiada pierwsze słowa i stawia pierwsze kroki, ale był dumny. Pokochał go od zawsze. Cieszył się, cieszył się, że ma syna, że jego matką jest właśnie Zuzia, a nie jakaś inna dziewczyna, która najchętniej walczyłaby o dziecko z nim, a Robles poszła na ugodę, chciała dobrze dla Leo.
  Córka podleciała do niego i podała mu swoją malutką lalkę, którą wsadził sobie za gumkę spodenek.
   - Hej - usłyszał cichy głos. Obejrzał się i zobaczył obok siebie Laurę.
   - I jak podobał się mecz? - uśmiechnął się do niej.
   - Świetny. I gratuluję pięknej bramki - wyszczerzyła się i powędrowała wzrokiem za Leo i Norą. - Są kochani!
   - Racja - pokiwał głową. - Ale wiesz nad czym ubolewam? Że nie będę miał oboje przy sobie. Olalla zostaje w Londynie, więc to jest dobre, ale Leo teraz będzie w Barcelonie.
   - Zawsze prędzej będziesz w Hiszpanii niż w Polsce - zauważyła.
   - Też fakt - pokiwał głową. - Dziękuję ci Laura, za opiekę nad Norą. - uśmiechnął się. - Tak jak było ustalone, pieniądze wyślę ci na konto, a od jutra już zajmą się nią moi rodzice i zabiorą do Madrytu.
   - Fernando, muszę przyznać, że to była dla mnie przyjemność poznać ciebie i zajmować się Norą, bo to wspaniała dziewczynka.
   - Ja też się cieszę, że cię poznałem. I gdybyś kiedyś była w Londynie... Odezwij się. Z chęcią znajdę chwilę czasu na jakąś kawę i ciastko.
   - Zapamiętam - uśmiechnęła się i później oboje znów zaczęli obserwować Leo i Norę.

***

   - O nie, nie! Co to miało być, przepraszam bardzo?! - próbowała zachować powagę, siadając obok przyjaciela na ławce, gdzie zawsze siedzą rezerwowi.
   - A jaśniej? - zaśmiał się chłopak.
   - A to, że David, Jordi, Fernando i Juan sobie strzelili gole, a ty nie! - patrzyła na niego, z trudem powstrzymując śmiech.
   - Ale ja jestem obrońcą, moja droga - spojrzał na nią.
   - Jordi to pewnie bramkarz... - westchnęła teatralnie, przewracając oczami. Nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, a Sergio pokręcił głową.
   - Ja chyba powinienem wysłać cię na jakieś leczenie - wyszczerzył się do niej.
   - No wiesz? A ja właśnie chciałam ci powiedzieć, że grałeś świetnie, wiesz? - udała obrażoną, a ten przysunął się do niej i specjalnie trącał co chwila ramieniem. Ona ciągle odwracała głowę, udając. Przecież ona nigdy nie potrafiła być na niego zła. W jednym momencie odwróciła do niego głowę, by już powiedzieć coś, co mogłoby pójść w pięty Ramosowi, kiedy ku jej zdziwieniu, jego twarz okazała się być bardzo, bardzo blisko jej. Zastygła w jednej chwili. Słyszała bicie jego serca. Przybliżył się jeszcze bardziej i... Delikatnie musnął jej wargi. Po woli. Z pasją. Tak, jak nigdy jeszcze nie całował żadnej innej.
________________________________________
 Witajcie, witajcie :D W końcu przybyłam do Was z tym piętnastym rozdziałem! Ale mam też dla Was pewną informację, nie wiem czy ona Was ucieszy czy też nie, ale to jest przedostatni rozdział tego opowiadania. Przed nami jeszcze szesnastka i epilog! 
 A teraz coś na poprawę humoru! WSPOMNIENIA ♡
 Panowie, o których było wspomniane powyżej! :)
Kto również cierpiał, że David nie mógł zagrać w tych Mistrzostwach?!
No i przed Wami bracia Alba! :)
Do następnego!

niedziela, 6 października 2013

Catorce

   Dzieci są po prostu cudowne. Cały wieczór praktycznie wszyscy spędzili w konferencyjnej z tą liczną bandą, ale i tak najlepsze było zakończenie, gdy to ja, Daniela, Gracia i Laura rozczuliłyśmy się widokiem śpiącego Fernando w jego pokoju, a po jego obu stronach zasnęli Nora i Leo.
 Wyszłyśmy z pokoju Torresa i skierowaliśmy się na wyższe piętro, gdzie były nasze pokoje. Zanim dotarłyśmy na do windy to Dani już z nami nie było, bo oczywiście Fabregas musiał już ją gdzieś uprowadzić. Gdy tylko skręciłyśmy w jeden z korytarzy, tam pojawił się Jordi. Gracia i Laura od razu zakomunikowały, że już nam nie będą przeszkadzać i poszły przodem. Jordi chciał mnie przytulić, ale ja z uśmiechem na ustach ruszyłam przed siebie. Widziałam, że Alba, również z uśmiechem kroczył za mną. Przy samym zakręcie, dogonił mnie i złapał w pasie, a wtedy przed nami wyłonił się sam trener, pan Vincente del Bosque. Oboje nagle się speszyliśmy i stanęliśmy obok siebie, jak nastolatki przyłapani przez rodziców.
   - Witam panią Zuzę - uśmiechnął się. - Nie myślałem, że pani nas tu odwiedzi - uśmiechnął się lekko do Alby.
   - To była nagła decyzja - odparłam nieśmiało.
   - No dobrze, ja sam uciekam do swojego pokoju - skinął głową. - Dobrej nocy - powiedział i wyminął nas. Jordi spojrzał niepewnie na mnie, a ja się zaśmiałam.
  Trafiliśmy do mojego pokoju, mieliśmy rozmawiać, a wyszło całkowicie coś innego...
 Leżałam teraz w swoim hotelowym łóżku, a on leżał za mną, mocno mnie przytulając, odgarniał moje włosy i delikatnie całował po odsłoniętym karku.
   - Jordi... - szepnęłam i przekręciłam się na plecy, spoglądając na niego.
   - Hmm? - mruknął, uśmiechając się lekko. Przygryzłam dolną wargę i zamyśliłam się. Nie wiedziałam w ogóle jak i co mam zacząć. - Zuza - spojrzał na mnie. - Nie chcę żebyś traktowała tego wszystkiego jako jakieś napieranie czy przekonywanie. Nie. To też twoje życie i sama musisz podjąć tą decyzję. - uśmiechnął się do mnie. - Masz na to wszystko sporo czasu, bo i tak chwile po Euro mam jeszcze zgrupowanie przed Igrzyskami Olimpijskimi. Zaakceptuje każdą twoją decyzję, jakakolwiek by nie była. - mówił przejęty.
   - Nawet jeżeli chciałabym zerwać kontakty? - spojrzałam na niego z poważną miną.
   - Nawet. Zrozumiem to i dam ci spokój, Zuza, bo cię kocham. - powiedział i pochylił się, po czym ucałował mnie w skroń. Wtedy obróciłam się do niego i wtuliłam w jego tors.
   - Nie chcę. - szepnęłam. - Nie chcę zrywać z tobą kontaktów, Jordi. - pokręciłam głową. - Chcę być z tobą.
   - Wiesz, że tym sprawiłaś, że stałem się najszczęśliwszym facetem na świecie? - zaśmiał się i mocniej mnie objął. - Kocham cię. - szepnął, a ja się uśmiechnęłam. Mogłam tak trwać w ramionach Jordiego i trwać.
   - Ja ciebie też. - zaczęłam jeździć opuszkami palców po jego torsie.
   - To znaczy, że zamieszkacie ze mną w Barcelonie? - spojrzał na mnie, a ja udałam zamyślenie.
   - Chyba tak - odparłam, a ten pocałował mnie w czubek nosa.
   - Dlaczego słyszę tą niepewność? - szepnął mi prosto do ucha, a mnie przeszedł dreszcz.
   - Zamieszkamy - zaśmiałam się. - Ale teraz najchętniej poszłabym spać. - pocałowałam go w lekko zarośnięty policzek.
   - No to idziemy spać - uśmiechnął się i zaczął mnie opatulać kołdrą, którą byliśmy przykryci.
   - Wariacie, co ty robisz? - zachichotałam.
   - Już nic - uśmiechnął się i przymknął powieki. - Dobranoc - szepnął jeszcze, a ja wtuliłam się w niego.

  Następny dzień przeminął dosyć szybko. Do południa chłopcy byli na treningu, później odpoczywali, bo przecież musieli poudawać wielce zmęczonych. Po obiedzie wyszliśmy sporą grupką. Yolanda szła równo ze mną, obie pchałyśmy wózki. Ona z małym Lucą, a ja ze swoim synkiem. Razem z nami szły jeszcze Gracia, Laura oraz Daniela. Przed nami mężnie kroczyli piłkarze; Pepe, którego rozchwytywały obie jego córki, Fernando, którego dłoń ściskała Nora, Sergio, Jordi, Cesc, Fernando Llorente, który co chwila zaczepiał po kolei każdą z dziewczynek oraz Gerard, nasz osamotniony obrońca, bo niestety Isabel nie mogła zostać na finał, chociaż nawet miała zaproszenie od samego Mario Balotelliego, ale obowiązki wzywały.
 Po drodze panowie rozdali trochę autografów, pozowali do zdjęć, ale nie tylko tych z fanami. Yolanda zabrała swój aparat i co chwila robiła zdjęcia, a wózkiem operował każdy po kolei. Kobieta to lubiła. Każdy musiał być na którymkolwiek zdjęciu, bo inaczej Ruiz nie odpuszczała. Najbardziej podobały mi się dwa zdjęcia. Jedno, które nawet nie wiem kiedy zrobiła Yolanda, ale byłam na nim ja i Jordi. Siedział na ławce, a ja bokiem na jego kolanach, a on całował mnie w czoło. Drugie zdjęcie przedstawiało jak Alba pomaga wstać Leo w piaskownicy, bo byliśmy wszyscy z dziećmi na placu zabaw. Jordi był naprawdę wspaniałym facetem i z chwili na chwilę, się o tym przekonywałam.

  Nadszedł wieczór, byliśmy już po kolacji, a do mnie właśnie dotarła wiadomość, że już jutro poznam rodziców Alby! Przed chwilą rozmawiał z nimi przez telefon i później mnie o tym oświecił, a teraz zawołał go ktoś ze sztabu i zostałam z chłopakami przy stoliku.
   - Nie no Zuza, współczujemy - pokręcił głową Pique, a ja spojrzałam na niego pytająco.
   - Będziemy trzymać za ciebie jutro kciuki! - dorzucił się Cesc. Obaj byli śmiertelnie poważni, a ja nie wiedziałam o co im chodzi.
   - A jaśniej, panowie? - zapytałam.
   - No, bo chodzi o rodziców Jordiego - mruknął Gerard, drapiąc się po brodzie.
   - Coś z nimi nie tak? - zmarszczyłam brew.
   - Niby wszystko w porządku, ale oj, nie będziesz miała łatwo! - dodał pomocnik.
   - To znaczy? Cesc, Geri, mówcie o co chodzi!
   - Bo ty jesteś starsza od Alby, prawda? - zaczął Pique, a ja skinęłam głową.
   - David, starszy brat Jordiego, też raz miał starszą dziewczynę od siebie. - dodał Cesc.
   - No i ich rodzice robili wszystko, by nie dopuścić do dalszego rozwodu jego związku - kiwał głową obrońca.
   - Więc, życzymy wam bardzo dużo szczęścia - Cesc poklepał mnie po plecach i obaj odeszli od stolika, a Jordi właśnie przyszedł i siadając obok, pocałował mnie w policzek. Ja nadal tam siedziałam i trawiłam to, co przed chwilą usłyszałam od dwójki reprezentantów. Byłam starsza od Jordiego, a na dodatek miałam jeszcze syna...
   - Stało się coś? - zdziwił się mój obrońca.
   - Nie, nie - uśmiechnęłam się lekko do niego i oparłam głowę o jego ramię. - Gdzie Leo?
   - Laura i Fernando zabrali go z Norą do zabawowego. - odparł.
   - Jest już późno - zauważyłam. - Jestem zmęczona i Leo pewnie też. Zabierzemy go i idziemy do pokoju, co? - uśmiechnęłam się.
   - Jasne - skradł mi całusa i podał dłoń, bym wstała. Razem udaliśmy się po mojego synka i później do pokoju. Leo faktycznie wcześnie padł, a i ja czułam się senna. Wzięłam prysznic i wróciłam do pokoju. Na łóżku leżał Jordi z pilotem w ręku i oglądał coś w telewizorze. Gdy mnie zobaczył, lekko się uśmiechnął, a ja położyłam się obok, wtulając w jego ramię.
   - Jordi... Wszystko będzie dobrze? - zapytałam po chwili, a ten na mnie spojrzał.
   - A dlaczego miałoby nie być? - uśmiechnął się lekko.
   - Nie wiem - mruknęłam. - Z resztą nieważne - posłałam mu uśmiech i podniosłam się, skradając mu całusa na dobranoc. - Miłych snów, Jordi.
   - Dobranoc - odparł i ucałował mnie w czubek głowy. Objął mnie ramieniem, głaszcząc po przedramieniu. Przymknęłam powieki i wdychałam zapach perfum Jordiego.

Otworzyłam niepewnie oczy, by usłyszałam szmer, jakby ktoś wchodził do naszego pokoju hotelowego. Zerwałam się, przy tym budząc biednego Jordiego, który mnie ciągle obejmował. Spojrzałam po pokoju, a na fotelu obok łóżka właśnie siadał sobie, jakby nigdy nic mój kuzyn. Popatrzyłam na łóżeczko, ale Leo na szczęście spał jak suseł.
   - Jose, wiesz, że się puka? - mruknęłam i opuściłam głowę na poduszkę, zamykając oczy.
   - Wiem, wiem - mruknął beznamiętnie, a ja podniosłam powieki i spojrzałam na Pepe. Miał minę jakby właśnie zobaczył ducha albo dowiedział się o czymś niebłahym.
   - A co ty taki bez życia? - zapytał Alba, ziewając.
   - No właśnie, Jose - zmarszczyłam czoło. - Stało się coś?
   - Znów zostanę ojcem - spojrzał na nas... Lekko przerażony? - Yolanda rano zrobiła test i bum, jest w ciąży.
   - No to stary, ja jej współczuję, jak tak na to zareagowałeś - Jordi pokręcił głową.
   - Nie! - odezwał się od razu. - Cieszę się i w ogóle. Będę miał czwarte dziecko! A to nie przelewki!
   - Oj Pepe, Pepe - wygramoliłam się z łóżka, śmiejąc się. Podeszłam do Reiny i ucałowałam go w tą jego łysinkę. - Mój ty kochany dzieciorobie. - wyszczerzyłam się i uciekłam od razu, by zabrać jakieś swoje ubrania i iść się przebrać. Oczywiście musiałam się zmierzyć z miażdżącym wzrokiem do mnie, mojego kuzyna. - Nie pozostaje mi nic innego, jak wam pogratulować - uśmiechnęłam się i weszłam do łazienki. Słyszałam jak Jordi z Pepe o czymś rozmawiają, a po chwili głos mojego synka. Przebrana, wyszłam i zobaczyłam jak siedzi już sobie na dużym łóżku przy Jordim i razem przeglądają bajkę. Cudny widok.
   - Ja już może pójdę. - Jose wstał z fotela. - Dziewczynki i Luca też pewnie już się obudzili. - uśmiechnął się.
   - A za niedługo jeszcze do tej gromadki dołączy mała Yolanda albo Jose junior - wyszczerzyłam się, pokazując mu język. 
   - A może jednak doczekamy się jeszcze małego Alby juniora - pokazał nam język, a ja rzuciłam w niego pustą, plastikową butelką po wodzie. Jedynie się zaśmiał i wyszedł, a ja pokręciłam głową i usiadłam na łóżku, głaszcząc po główce synka.

  Szłam tyłem do swojego kierunku i obserwowałam Leo, który szedł sam, a za nim kroczył Jordi. To było już popołudnie, a większość rodzin piłkarzy już była na miejscu. Wiem na przykład, że Daniela poznała młodszą siostrę i rodziców Cesca. On to chyba faktycznie miał do niej poważniejsze plany...
  Tak, więc szłam po woli i uśmiechałam się do obu, do Leo i Jordiego gdy zauważyłam, że Alba kogoś za mną zobaczył i szeroko się uśmiechnął. Wziął szybko małego na ręce i zrównał się ze mną, a ja spojrzałam na niego pytająco. Puścił do mnie oczko i objął mnie ramieniem, a ja się odwróciłam i zobaczyłam zbliżających się do nas dwójkę ludzi. Oboje w okularach. Kobieta niska, długie brązowe włosy, a mężczyzna odrobinę wyższy od niej, prawie łysy. Uśmiechali się do nas, a ja miałam wrażenie, że chyba wiem kim oni mogli być. Rodzice Jordiego!
   - Witajcie - uśmiechnęła się kobieta i oboje przystanęli przy nas.
   - Cieszę się, że już jesteście. - zaczął Jordi, a ja kątem oka spojrzałam na mojego małego Torresa. Jordi trzymał go jedną ręką, a ten przytrzymywał się jego ramienia i wsadzał co chwila kciuk do buzi. - Mamo, tato, to jest właśnie Zuza - spojrzał na mnie. - I Leo - spojrzał na chłopca, a mi w w tym momencie zrobiło się gorąco, bo w głowie ciągle siedziały mi słowa Fabregasa i Pique.
   - Dzień dobry, Zuzanna Robles - chciałam podać dłoń najpierw kobiecie, ale ta zamiast jej uścisnąć, uścisnęła mnie! No tak, przebywając w Polsce, zapomniałam o tym jacy zawsze Hiszpanie są otwarci... Ale chyba jego mama tak by nie zrobiła, gdyby była taka jak z opowiadań chłopaków... Jego tata wtedy ucałował mnie w policzek.
   - Naprawdę miło nam cię poznać, bo Jordi dużo mówił przez telefon o tobie i o twoim synku - uśmiechała się ciągle. - Ja jestem Maria Ramos, a to mój mąż, Miguel Alba. - przedstawiła ich i wtedy spojrzała na małego. - To pewnie jest Leo. Jaki prześliczny. Można? - spojrzała wtedy na mnie.
   - Tak, tak. Oczywiście - pokiwałam głową, przyznam, że lekko zdezorientowana, a kobieta wtedy wyciągnęła ręce do chłopca, a on o dziwo, do niej poszedł.
   - Bardzo się cieszyliśmy, że Jordi może być na tych mistrzostwach, doszedł z drużyną do finału, a gdy nam się przyznał, że kogoś poznał to już w ogóle - mężczyzna machnął ręką roześmiany.
   - Mogłabym o coś zapytać? - odezwała się niepewnie Maria.
   - Tak, niech pani pyta - skinęłam głową, lekko się uśmiechając.
   - No, bo jak to mówią, rodzice bywają staromodni - zaśmiała się pod nosem. - Bo my nie mamy nic przeciwko, byle nasz syn był szczęśliwy, ale czy nikt z twojej rodziny nie ma problemu z tym, ze wiążesz się z młodszym od siebie chłopakiem? - zapytała, a mnie ścięło. Ona pyta o takie rzeczy, kiedy to raczej dzięki wskazówką obrońcy i pomocnika powinnam o to pytać ją! Nagle nadeszła mnie ochota dobrania się do skóry obu Katalończyków, którzy zrobili sobie ze mnie, można powiedzieć jaja! Mogłam się domyślić, no!
   - Wszystko jest w porządku - pokiwałam głową. Co prawda mój ojciec o niczym nie wiedział, ale on zawsze wszystko akceptował, bylebym ja albo Miłosz nie pakowali się w jakieś kłopoty. Moja inna rodzina? Leo uwielbia Jordiego, a Miłosz z Jose sami pchali mnie w ramiona Alby. Mama? Mama gdyby żyła, na pewno by się też cieszyła.
   - To dobra wiadomość, bo czemu miałby ktoś wam przeszkadzać, prawda? - puściła nam oczko i oddała mi synka. - Było miło was zobaczyć, ale pójdziemy prosto do pokoju, bo jesteśmy zmęczeni po podróży. - uśmiechnęła się.
   - Tak, jasne. Później się jeszcze zobaczymy - odezwał się Jordi i pożegnaliśmy się z nimi, a nawet Leo do nich pomachał. Ja stałam i nadal jakoś to wszystko do mnie docierało, że rodzice Jordiego JEDNAK byli mili i nie mieli nic przeciwko, że jestem starsza od ich syna i jestem już matką. - A ty co masz taką minę? - zaśmiał się obrońca. - Chyba nie przestraszyłaś się moich rodziców? - uśmiechał się.
   - Nie, nie - zaśmiałam się pod nosem. - Ale jakbyś widział Pique i Cesca, to poradź im żeby omijali mnie szerokim łukiem, bo nie ręczę za siebie - wyszczerzyłam się i skradłam mu szybkiego i słodkiego całusa.
   - Czemuż to? - zdziwił się.
   - Może kiedyś ci opowiemy, nie Leo? - zaśmiałam się do chłopca. - To jak, idziemy się przejść? - uśmiechnęłam się, a Jordi skinął głową. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy na dół.

 To był wieczór przed finałem. Trener od razu po kolacji zabrał ze sobą piłkarzy i zamknęli się w konferencyjnej. Laura poszła uśpić Norę, a ja próbowałam mojego Leo, ale na marne... Zgubił swój smoczek, bez którego nie uśnie. Poprosiłam Gracię i Danielę, by z go chwilę popilnowały, a ja zeszłam na dół, do restauracji, bo wydawało mi się, że to tam ostatnio Leoś miał go przy sobie. Przy barze siedziało dwóch mężczyzn ze sztabu medycznego i coś omawiali. Podeszłam do lady.
   - Przepraszam pana - uśmiechnęłam się do młodego barmana. - Chciałam... - zaczęłam, a ten wyjął z kieszeni swojej kamizelki malutką zgubę mojego synka.
   - Zgadłem? - odparł pogodnie i puścił do mnie oczko. - Widziałem przedtem go u chłopca, który był z panią.
   - Tak, dokładnie - skinęłam głową. - Bardzo panu dziękuję. - posłałam mu jeszcze lekki uśmiech i wzięłam smoczek. Wyszłam z restauracji i już miałam się kierować do wind, kiedy przy recepcji zauważyłam znajomą twarz. Stał tam właściciel hotelu i nie kto inny jak mój ojciec! Rozmawiali sobie swobodnie, bo już wcześniej wiedziałam, że właściciel "Opery" i mój ojciec się znają. Zdziwiłam się lekko, że tu był i po woli tam zaczęłam podchodzić. - Przepraszam, tato, co ty tu robisz? - zapytałam, lekko się uśmiechając.
   - Zuzia - wyszczerzył się tata i od razu objął mnie ramieniem.
   - No to ja już się będę zbierał do domu. Miłej nocy życzę. - powiedział właściciel łamaną polszczyzną zmieszaną z ukraińskim językiem. Ukłonił się i ruszył w kierunku wyjścia, a recepcjonistka wtedy podała mojemu ojcu klucz-kartę.
   - Powtórzę pytanie, co tu robisz? - uśmiechnęłam się do niego, ruszając z nim równo w kierunku windy.
   - Przyjechałem na finał, moja droga - zaśmiał się.
   - A skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? - drążyłam.
   - No wiesz, ty czasem kablujesz na swojego młodszego braciszka, ale on też nie jest ci dłuższy - zmierzwił mi lekko włosy. - Powiedział wszystko, więc już nie musisz opowiadać.
   - Wszystko? - zmarszczyłam brew.
   - Wiem o Torresie, co zapewne chciałaś mi powiedzieć gdy wrócę, wiem też o Jordim Albie, dzięki któremu tu jesteś. - zaśmiał się. - Wróciliśmy razem z Anetą do Gdańska, ona pojechała do domu, a ja prosto przesiadłem się jedynie w drugi samolot i jestem. Gdzie bym mógł przegapić taką imprezę jaką jest finał z udziałem mojej ukochanej Hiszpanii, a na dodatek z ojcem mojego wnuka no i kolejnym, który być może będzie moim zięciem, co? - mądrzył się.
   - Oj, tato - pokręciłam głową. - Cieszę się, że jesteś... - powiedziałam, gdy wyjechaliśmy na piętro gdzie mieścił się mój pokój. Weszliśmy tam, a gdy mój syn zobaczył swojego dziadka, oczywiste było, że koniec mowy o spaniu. Dani przywitała się z moim ojcem i przedstawiłam mu też Gracię. Cieszyłam się, że tak to wszystko wyszło, że miałam tu dziewczyny przy sobie, synka, ojca no i Jordiego, którzy jutro z samego rana się poznają, bo trener wydał jasne rozporządzenie, że piłkarze mają się dziś trzymać z dala od pokoi swoich partnerek i żon i grzecznie wrócić do swoim własnych pokoi, więc jutro dopiero przytulę się do faceta, którego zdążyłam pokochać przez ten krótki okres czasu.
____________________________________________
Tam tara taaaam! Jest! :D
Już dawno miałam zaczęty ten rozdział, ale jakoś nie mogłam się zmobilizować do skończenia go. 
Wiecie co mnie tchnęło? ;> 
Mój Chomiczek z rodzicami
No i co jeszcze takiego? A to! ♥
Bienvenido Al Mundo Vera Valdes Cardona ! <33
oraz 
czekamy na małego lub małą Tello! *.* 
Cristian, zaskoczyłeś wszystkich :D  

Ps. Jordi, wracaj szybko na boisko! ♥
 

poniedziałek, 9 września 2013

Trece

  Po obejrzanym w telewizji półfinale z bratem i z synkiem, obaj poszli szybko spać, a ja nie mogłam... Leżałam i przewracałam się z boku na bok. W końcu stało się to dla mnie uciążliwe, zeszłam na dół i rozejrzałam się po całym parterze. Nie powiem, że było tu czysto... Wszędzie coś się walało, a w końcu nie musiałam ciągle siedzieć w hotelu, więc musiałam się tym zająć, bo za niedługo wraca ojciec z Anetą. Była już noc, ja nie mogłam spać, a przecież samo się nie posprząta. Najpierw zajęłam się kuchnią, później salonem i tak dalej. Na sam koniec został mi przedpokój. Buty pochowałam do szafki i zaczęłam przeglądać to co wisiało na wieszakach. Schowałam do szafy kurtki Miłosza, bo tego było najwięcej. W końcu mój braciszek codziennie musiał wyjść w innej... Pod koniec moją uwagę przykuła bluza wisząca pod jedną z skórzanych kurtek brata. Wzięłam ją niepewnie do ręki. Od początku wiedziałam czyja ona jest... Tylko nie miałam pojęcia, że nadal tutaj była, że jej właściciel nie zabrał jej gdy był tu wtedy... Coś zmusiło mnie, żebym ją ubrała. Rękawy były za długie i topiłam się w niej. Zaciągnęłam się jej zapachem... Był taki sam jak wtedy, pachniała tak samo jak chłopak, który ją nosił. Przymknęłam powieki i cicho westchnęłam. Wyszłam w niej na taras i usiadłam na ławce, patrząc na ogród i księżyc na ciemnym niebie.
 Ciągle czułam zapach Alby. Podkuliłam nogi i przysunęłam kolana do klatki piersiowej. Przed oczami pojawiły mi się obrazki z tego wieczoru, który spędziłam z Jordim, nocy i później tych dwóch kolejnych dni, które spędziliśmy uśmiechając się do siebie, skradając całusy, gdy spotykaliśmy się na korytarzu czy rozmawiając. Przecież nie znałam go długo. Praktycznie tyle co nic, ale coś ściskało mnie od środka gdy o nim myślałam. Teraz żałuję, że wtedy jak wyskoczyłam z tym wszystkim. Jordi mi się podobał. Był przystojny, ale i podobał mi się jego charakter i sposób bycia, co teraz otwarcie przyznaję. Wiem, że chciał dobrze i dla mnie i Leo, a ja skreśliłam to od razu na starcie. Czy długo będę sobie pluć w twarz, że nie dałam nam szansy? Czy to co zrobiłam było na pewno najlepszą decyzją? Siedziałam tam w spodniach od dresu i bluzie piłkarza. W dłoni ściskałam swoją komórkę, którą wcześniej miałam w kieszeni spodni. Chciało mi się w tym momencie po prostu płakać.

 ***

  Półfinał z Portugalią był ciężki, naprawdę! Ciągła gra i staranie się, a i tak ani nam, ani Portugalczykom nie udało się wpakować piłki do bramki. Dziewięćdziesiąt minut, później jeszcze półgodzinna dogrywka no i karne, przed którymi się mocno stresowaliśmy.
 Najpierw Xabi, któremu się nie udało, później Iker obronił strzał z Portugalii. Andres dał nam powód do początku dumy, bo świetnie pokonał Patricio. Pepe strzelił i już było 1:1. Następny Gerard ustrzelił swoje Waka Waka, ale Naniemu również się udało. Ramos tym razem strzelił, ale Bruno już nie. W piątej kolejce, do swojego karnego wyszedł Cesc, który zaczął tam czarować piłkę. No i zdobył bramkę, nie dając szansy Ronaldo, na to by sobie nawet mógł podejść.
Zaczęło się szaleństwo, bo w końcu weszliśmy do finału Euro 2012 - moich pierwszych, ważnych mistrzostw z La Roja. Reinie całkowicie zaczęło odwalać, bo latał i wszystkich podnosił. Mnie też!
 Do hotelu dojechaliśmy dosyć późno, ale i tak nikomu nie chciało się spać. Euro zaczęło się przyjemnie, no przynajmniej dla mnie, bo poznałem Zuzę, ale kończy się już mniej, bo nic się nie udało, no oczywiście prócz wejścia do finału.
 Kroczyłem korytarzem razem ze swoim kumplem z reprezentacji oraz mojej byłego i za razem przyszłego klubu. 
   - Pedro, powiedz mi jak to było z tobą i Carol? - zapytałem nagle, a on aż się zatrzymał.
   - Myślałem, że wiesz to od niej samej? - zdziwił się. - A wręcz znasz tą historię na pamięć. - dodał.
   - No to tak, ale pytam o to, jak to było z tobą? Co czułeś? - zapytałem cicho i zwolniliśmy tempo.
   - Jak się domyślam to chyba chodzi o Zuzę, co? - zaczął, a ja skinąłem głową. - No więc, gdy poznałem Carolinę, po prostu mi się podobała, później poznałem jej charakter i tak jakoś lubiłem z nią rozmawiać, spędzać czas. - wzruszył ramionami. - A ty? Dalej myślisz o niej?
   - Żebyś wiedział - westchnąłem i podrapałem się po karku. - Nie dość, że mi się podoba to ciągle o niej myślę. Stary, byłem z nią blisko! Potem powiedziała, że to nie ma sensu.
   - No, bo to nie takie hop-siup. Ona ma syna i myśli też o nim. Kobiety są skompilowane, ale jakoś można do nich dotrzeć. - uśmiechnął się. - A ty może spróbuj jeszcze jakoś zawalczyć o Zuzę, co? Teraz pewnie już śpi, ale jutro możesz spróbować zadzwonić. Jeżeli od ciebie odbierze, to dobry znak.
   - Boję się, że odrzuci! - spojrzałem na Pedro, a on westchnął.
   - Jeżeli nie będziesz próbował to się nie przekonasz, Jordi. Będziesz się potem bił po głowie, że mogłeś, a nie spróbowałeś. Jeżeli faktycznie ci na niej zależy, to walcz stary, walcz. - poklepał mnie po ramieniu. - Teraz już chodźmy. Świętujemy wejście do finału - zaśmiał się i skierowaliśmy się do pokoju Ramosa, gdzie było już podobno kilka osób. Weszliśmy tam bez pukania, a oni automatycznie zamilkli i chowali coś za siebie.
   - To wy! - westchnął Sergio i wyjął zza siebie puszkę piwa. - Przestraszyliście nas! Uprzedza się! - wymachiwał ręką.
   - A co? Boicie się, że Del Bosque przyłapie? - zaśmiał się Rodriguez i usieliśmy w okręgu na ziemi, obok nich. Siedzieli tu Gracia, Serigo. Shakira, Gerard, Fernando, Navas z Llorente oraz Reina.
   - Skąd w ogóle wytrzasnęliście to piwo? - zaśmiałem się, gdy Lobo podał mi jedną z puszek.
   - A myślisz, że po co lataliśmy po meczu z tymi podpisami na koszulce?! - wypalił Jesus.
   - Trzeba było przekupić jakoś tego młodego recepcjonistę żeby nas zaopatrzył - wyszczerzył się młodszy Fer.
   - Więc świętujemy - zaśmiał się Sergio i uderzył się puszką ze swoją przyjaciółką. Cieszyłem się faktem, że przeszliśmy do finału, ale jeszcze bardziej cieszyłbym się, gdybym mógł mieć tu teraz obok Zuzę, jak Pique ma Isabel. Nagle rozdzwonił się telefon Graci. Wstała i wzięła telefon do ręki. Usiadła na rogu łóżka, a my wszyscy zamilkliśmy, patrząc na nią.
   - Halo? Cześć Zuza! - uśmiechnęła się i zauważyłem, że kątem oka spogląda na mnie. Poczułam się dziwnie, że Zuza do niej zadzwoniła. Poczułem taką dziwną gulę w gardle, której nie mogłem przełknąć. - Czemu dziewczyny nie odbierają? Wiesz co, Daniela gdzieś szwenda się z Fabregasem, zresztą jak zwykle, a Laura poszła położyć Norę... Jasne, że możemy pogadać! Mów o co chodzi. - wstała i skierowała się do wyjścia na balkon, ale w połowie drogi się zatrzymała i odwróciła. Wbiła wzrok we mnie. - Zuzia, poczekaj sekundę. Coś mi zasięg przerywa. Sekundkę... - powiedziała szybko, podeszła do mnie i złapała mnie za rękę, ciągnąc za sobą na balkon. Byłem całkowicie zdezorientowany. - Nic nie mów, jedynie słuchaj. - szepnęła blondynka, zakrywając mikrofon, gdy byliśmy na balkonie. Skinąłem głową. Przyłożyła telefon do ucha. - Dobra, Zuza. Już jest dobrze. Mów, a ja cię słucham. - powiedziała i od razu podała mi telefon. Przyłożyłem go do ucha, a ona weszła z powrotem do środka.
   - No to dobrze - usłyszałem jej cichy głos, a po tym od razu ogarnęło mnie dziwne uczucie. Chciałem ją już dawno usłyszeć. - Gracia, chciałam pogadać z którąś z was, bo już tak nie mogę! Ciągle o nim myślę i to nie daje mi spokoju. Nie wiem czy dobrze zrobiłam, odsyłając Jordiego z kwitkiem... - mruknęła smutno, a u mnie na twarzy pojawił się lekki uśmiech i maleńki cień nadziei. - Niech to wszystko szlag trafi, że go poznałam, bo o nikim innym tak nigdy nie myślałam jak o nim! Czuję coś do niego i jest mi trudno to wymazać. Gracia, ja go chyba kocham. - mówiła, a ja mogłem wtedy skakać do samego nieba. Przygryzłem zaciśniętą pięść, by nie krzyknąć z radości, która mnie teraz rozpierała. - Gracia, jesteś tam? - zapytała po chwili.
   - Zuza, kocham cię! - powiedziałem i nagle nastała głucha cisza.
   - Jordi? - usłyszałem po chwili. - Słyszałeś...
   - Gracia podała mi telefon na samym początku - wytłumaczyłem.
   - Czyli słyszałeś wszystko? - zapytała nieśmiało. 
   - Tak - skinąłem głową. - Zuza posłuchaj, ja też nie myślę o nikim innym, jak o tobie. Proszę cię, daj nam szansę - powiedziałem, wpatrując się już po raz ostatni w nocną panoramę Doniecka. Rano wyjeżdżaliśmy do Kijowa, by przygotowywać się do finału.
   - Jordi, ale jak...
   - Jak to sobie wyobrażam? Teraz wiem jak to sobie wyobrażam, Zuza. Chcę żebyś zabrała Leo i tu przyjechała, na nasz ostatni mecz na tym Euro. - powiedziałem pewnie. - Później chcę żebyście oboje ze mną zamieszkali w Hiszpanii. I uprzedzając twoje pytanie, tak jestem tego pewny! - dorzuciłem, a ona na chwilę zamilkła. Myślała, a ja to rozumiałem. Jedynie przełknąłem cicho ślinę, bo bałem się jednak jej odpowiedzi. - Zuza? - zapytałem po chwili.
   - Przyjadę. - szepnęła. - Przyjadę do Kijowa i porozmawiamy, dobrze?
   - Oczywiście - odparłem. - Cieszę się.
   - Ja też, Jordi - powiedziała, a ja wtedy miałem od oczami obrazek jak się uśmiecha. - Późno już. Pójdę się położyć. Dobranoc.
   - Pa. Śpij dobrze. - uśmiechnąłem się. - Śnij o mnie - dodałem roześmiany.
   - A o kim innym mam teraz śnić? - zaśmiała się. - Kocham cię. - szepnęła.
   - Ja ciebie też. Do zobaczenia. - odpowiedziałem i się rozłączyłem. Chciało mi się krzyczeć, ale był środek nocy, więc sobie to oszczędziłem. Jedynie szeroko się uśmiechnąłem i wszedłem z powrotem do pokoju Wilczka, a tam wszyscy wbili we mnie wzrok. Oddałem telefon Gracii i usiadłem na swoim wcześniejszym miejscu, a tamci nadal patrzyli tylko na mnie.
   - I?! - zaczął Jose.
   - Przyjedzie - skinąłem głową, a Pedro wtedy poklepał mnie po ramieniu.
   - No i teraz mogę się znów przyznać, że Roblesowa to moja kuzynka! - wyszczerzył się Pepe, a wszyscy się zaczęli śmiać. Gratulowali mi i powtarzali, że wierzyli, że tak to się skończy! Szaleństwo!

***

 Nie spałam dziś w nocy długo. Za dużo emocji. Nawijałam do tej słuchawki z myślą, że mówię do blondynki, a tam po chwili odezwał się sam Jordi! Przeraziłam się wtedy i to mocno, że to usłyszał, ale... To chyba nawet dobrze. Przez to od rana chodzę jak w skowronkach.
 Dochodziło południe. Mój syn właśnie ucinał sobie drzemkę, a Miłosz... Był czwartek, czyli środek tygodnia, a mój brat sobie jeszcze spał. Ja biegłam po pokojach, moim i Leo by spakować nasze rzeczy do torby.
   - A co ty robisz? - Miłosz zszedł ze swojego gniazdka w samych spodniach od dresu, zaspany i drapiący się do głowie.
   - Pakuje się - odparłam uśmiechnięta i nawet pocałowałam go w policzek.
   - Po co? Gdzie?! I dlaczego jesteś taka radosna, jakby w nocy zawitał tu do ciebie Alba i przelizał - wypalił, a ja spojrzałam na niego i nawet nie byłam zła.
   - Nie zawitał, nie pocałował, ale rozmawiałam z nim. Lecę z Leo do Kijowa. - uśmiechnęłam się.
   - Serio?! - wyszczerzył się. - Nie no, no to elegancko, siostra! Mam kuzyna bramkarza, ojcem mojego siostrzeńca jest napastnik, przyszłym szwagrem obrońca i jeszcze pasuje żeby Leo był pomocnikiem. - śmiał się.
   - Przypominam, że Leo niedawno skończył rok, weź jeszcze poczekaj chwilę zanim zaczniesz ustawiać mu przyszłość? - pokręciłam głową.
   - No dobra - mruknął i zawiesił się na moim ramieniu. - Weź sobie ułóż to życie z Albą i bądź szczęśliwa, ok? - spojrzał na mnie błagalnie.
   - A co ci tak na tym zależy? - przymrużyłam powieki. Znając życie zaraz wyskoczy z jakąś głupkowatą odpowiedzią.
   - Wiesz, jeżeli będziesz z Jordim, pewnie zamieszkasz z nim w Barcelonie i będę miał w domu ciszę i spokój - wypalił, a ja od razu trzepnęłam go w ramię.
   - Ty to jednak wredny jesteś, wiesz? - pokręciłam głową i patrzyłam jak znikał za drzwiami łazienki. Miłosz czasami był wredny, ale z tego co zauważyłam to chyba polubił Albę i życzył mi dobrze. Pojadę tam i nie wiem co dalej. Coś mi w duchu podpowiada, żebym tam jechała i porozmawiała z piłkarzem, a inna część się boi tego wszystkiego...

 Udało mi się zabukować bilety jeszcze na ten sam dzień popołudnie. Miłosz odwiózł nas na lotnisko i życzył miłego lotu. Wsiadłam z Leo na pokład, a on od razu zasnął na moich kolanach. Miałam miejsce przy okienku, więc ciągle w niego patrzyłam. Myślałam o Jordim i tym wszystkim. Czy faktycznie byłabym gotowa na przeprowadzkę do innego kraju? Niby mi znanego, bo ojczyzna mojego ojca, ale nadal mam w sobie ten niepokój o wszystko. 
 Po półtorej godziny lotu dotarliśmy na lotnisko w Kijowie. Kierowca taksówki pomógł mi się zapakować, podałam mu adres hotelu i ruszyliśmy w drogę. Od tego momentu byłam już w stałym kontakcie z kuzynem, u którego już była żona i ich trójka dzieci. Wiedziałam, że Jose się stęsknił bardzo za tą bandą. 
 Pod hotelem byłam po siedemnastej. Pracownik pomógł mi zabrać obie torby, małą i tą większą. Ja wzięłam swoją małą torebkę i Leo na ręce. Przy recepcji czekali na mnie Jose, Yolanda oraz Fernando. Uśmiechnęli się szeroko na nasz widok. Przywitałam się, a Leo od razu powędrował na ręce do swojego ojca. Ja sama się cieszyłam, że już go rozpoznawał, a Torres to pewnie był już tam w siódmym niebie widząc po jego uśmiechniętej twarzy. Cieszył się po prostu z syna, którego co prawda poznał niedawno, ale poznał.
   - A gdzie podzialiście resztę gromadki? I mam tu na myśli tych najmłodszych. - uśmiechnęłam się, gdy Pepe objął mnie ramieniem. 
   - Wyobraź sobie, że w jednej z konferencyjnych zrobili mini przedszkole, bo trochę dzieciaków już tu jest. - odparła mi żona kuzyna. 
   - I właśnie tam zabieramy teraz Leo, do reszty dzieci, a ty... - zaciął się i wyszczerzył. - No to się zmywamy - dodał i razem z Reinami zrobili odwrót i ruszyli w stronę wind. Spojrzałam na nich lekko zdziwiona, bo zostawili mnie tam samą, lekko zdezorientowaną, ale po chwili poczułam jak ktoś obejmuje mnie delikatnie w pasie, przysuwa do siebie i kładzie głowę na moim ramieniu. 
   - Dzień dobry - szepnął, a ja automatycznie się uśmiechnęłam, nie wspominając już o przyjemnym cieple, które mnie ogarnęło. 
   - Cześć - odparłam i oparłam swój policzek o jego, lekko zarośnięty. 
   - Cieszę się, że jesteś. - odwrócił mnie do siebie przodem i pocałował w czoło. - Pokój dla ciebie i Leo już czeka. - uśmiechnął się i pociągnął mnie do recepcji. Po chwili moje torby były w pokoju, my udaliśmy się do reszty. Chciałam się przywitać. I wiem, że mnie i Jordiego czeka jeszcze rozmowa.
_______________________________________
 Dryń, dryń, dryń! Szkoła się zaczęła, pierwszy dzwonek zadzwonił, a wraz z tym przybyła wena! :D
Jaram się golem Jordiego z meczu z Finlandią! To było cudeńko, noo! 
 I też bym tak się z chęcią przytuliła! Do obu! ♥

czwartek, 15 sierpnia 2013

Doce

W hotelu dziwnie ucichło, a na korytarzach krzątały się tylko pokojówki, by przygotować pokoje do przyjazdu nowych gości. Ledwo co wyjechali, a mi już zaczyna ich brakować. Po prostu się do nich przyzwyczaiłam.
  Dzień był ładny, a ja nie musiałam siedzieć w hotelu. Chciałam jechać do centrum miasta. Może jakieś zakupy? Wsadzałam syna do fotelika, gdy pod dom podjechała taksówka. Wysiadł z niej uśmiechnięty David.
   - Nudziło mi się samemu w hotelu. - uprzedził moje pytanie.
   - To może skusisz się na towarzyszenie nam w zakupach? - zaśmiałam się.
   - Myślę, że Patricia ucieszy się jakieś nowe ubranka dla dziewczynek. - odparł i przywitał się z Leo. - Mogę? Dawno nie prowadziłem. - wyszczerzył się i wskazał na kluczyki, które trzymałam w dłoni. Zgodziłam się i mu je podałam. Obszedł samochód, a ja zamknęłam tylne drzwi przy Leo i sama wsiadłam na miejsce z przodu.
   - Nawet nie wiesz jak dobrze siedzi się na miejscu pasażera. - wyciągnęłam się w fotelu i zapięłam pasy.
   - No to chyba będę musiał w końcu zmusić Jordiego do tego, by zrobił to prawko. - zaśmiał się, a ja zmierzyłam go wzrokiem. - No co, taka prawda! - mruknął. - Leo może mieć dwóch ojców, nie? - spojrzał na niego w lusterku, a on się uśmiechnął.
   - David, wystarczy mu jeden. - odezwałam się, a on wyjechał na ulicę.
   - Który na co dzień mieszka w Londynie? A ty też masz zamiar być przez całe życie sama?
   - Może? - szepnęłam.
   - Aha... - mruknął. - I tak ci nie wierzę. - uśmiechnął się, a ja jedynie pokręciłam głową.
Pokierowałam swojego dzisiejszego kierowce do galerii, gdzie znajdowały się sklepy, które zawsze odwiedzałam. Oczywiście zaciągnęłam ich do sklepu z ubrankami dla dzieci, gdzie kupiłam co nieco dla Leosia, a i przy okazji pomogłam Davidowi wybrać coś dla Zaidy i Olayi. To wszystko oczywiście nie mogło się obejść bez zaczepiana po drodze Davida, proszenia o autografy i wspólne zdjęcia. Później poszliśmy na kawę i na spacer do parku. Popołudniu odholowaliśmy Ville do hotelu, ale oczywiście musieli mnie tam zatrzymać, bo gdzieżby ktoś tu sobie poradził beze mnie albo mojego ojca. A co z Leo w tym czasie? Na szczęście wujcio David zgodził się z nim posiedzieć, za co jestem mu wdzięczna. Ja naprawdę życzę mu, żeby to jego trzecie dziecko okazało się chłopcem!
  Wieczorem siedziałam na tarasie ze swoim laptopem, a Miłosz z Davidem kopali piłkę na ogrodzie, uważając przy tym na Leosia, który biegał przy nich po trawie. Po chwili na ekranie pojawiło się przychodzące połączenie. Uśmiechnęłam się i odebrałam.
   - Witaj Zuza. - zobaczyłam uśmiechniętą twarz żony Davida.
   - Cześć. I może na dzień dobry dorzucę, że bardzo wam gratuluję!
   - Czyżby David już się wypaplał?
   - Chodzi dumny jak paw, bo zapewne ma nadzieję, że to będzie syn. - zaśmiałam się.
   - Poczekamy jeszcze chwilę i się przekonamy. - uśmiechnęła się lekko. - A wiesz może gdzie się podziewa ten mój mąż? Nie odbiera telefonu.
   - Właśnie w tym momencie zabawia Leo wraz z moim bratem. - spojrzałam na nich i przekręciłam laptopa, by pokazać jej tamten widok. - David! - zawołałam i pokiwałam na niego ręką. Zauważył i natychmiast przybiegł.
   - Cześć Pati! - wyszczerzył się do kamerki. - Doszły ci te MMSy ze zdjęciami tych sukienek?
   - Tak i dziewczynki są nimi zachwycone. Czekają kiedy im je przywieziesz. I dziękujemy Zuzi, która na pewno je wybierała, bo nie wierzę, że zrobił to mój mąż. - wskazała na niego.
   - Ale liczy się gest, nie? - zaśmiałam się i wtedy u dołu ekranu pojawiło się małe powiadomienie z wiadomością od jednej ze znajomych recepcjonistek. W wiadomości był link, więc od razu go otworzyłam. Zaczęłam się śmiać, a David tylko zrobił wielkie oczy, widząc wszystkie zdjęcia.
   - Co wy tam macie? - zapytała pani Gonzalez.
   - Nic prócz tego, że media właśnie ogłosiły romans twojego męża z właścicielką hotelu, w którym zatrzymała się reprezentacja. - zaczęłam się śmiać.
   - I tu są jeszcze zdjęcia z dzisiejszych zakupów. - pokręcił głową. - A to hieny! Już nie mają się czego czepić!
   - A dziwisz się? Mieli Hiszpanów w Polsce to terasz wyszukują sensacji. - odparłam. - I szukają jeszcze mojego powiązania z Torresem, bo siedziałam z Laurą z Norą i Leo, a oboje mieli koszulki z dziewiątką.
   - No ładnie. - Pati pokręciła głową. - Matka dziecka Torresa i jeszcze kochanka Villi. - zaczęła się śmiać.
   - Która na dodatek zdradza mnie jeszcze z Albą! Patrz kochanie jaki szatan z niej! - wskazał na mnie, patrząc w ekran.
   - Oj wy głupki! - przewróciłam oczami. - Z tego wszystkiego zgadza się tylko to pierwsze, matka syna Fernando. Tyle. - spojrzałam na nich błagalnie.
   - No, ale Jordi nadal aktualny. - wyszczerzył się.
   - Patricia, błagam wbij temu twojemu mężowi do głowy żeby dał mi spokój i nie mówił o Albie, co? - mruknęłam. - A ja w tym czasie pójdę wykąpać i położyć Leo. - wstałam i poszłam w stronę ogrodu. David po woli zaczynał mi działać na nerwy tym, że ciągle mówił o obrońcy. Co oni się tak uwzięli na to, żeby nas zeswatać?! Jaki oni w tym interes widzą?

 Przez kolejne trzy dni miałam na głowie hotel, dom, zajmowanie się synkiem no i spędzanie czasu z bratem i Davidem, który postanowił zostać w Polsce do ćwierćfinałowego meczu Hiszpanów, który chciał obejrzeć z nami. Wieczorami siedzieliśmy wszyscy i rozmawialiśmy z dziewczynami, Pepe czy Fernando.
 Na mecz z Francuzami musiałam się oczywiście spóźnić, bo przytrzymali mnie w hotelu. Mieli jakąś awarię prądu i musiałam być przy tym, jak to naprawiali.
   - Dużo mnie ominęło? - wpadłam do domu jak burza.
   - Niedużo, grają od piętnastu minut, ale za to masz spokój z Leo, bo śpi jak zabity. - wyszczerzył się Miłosz i przesunął się, a ja wbiłam się na miejsce pomiędzy niego i Villę.
   - To co wyście mu zrobili, że on tak po prostu wam zasnął? - spojrzałam na obu po kolei.
   - Ja nic. - bronił się Miłosz. - Villa ma dobre podejście do dzieci. - wskazał na niego.
   - Aha, więc zamiast zając się Leo to wykorzystałeś biednego Davida?
   - Spokojnie, nie ma sprawy. Leo to fajny dzieciak przecież. - zaśmiał się napastnik.
   - No widzisz! Wszystko jest dobrze. - mruknął Miłosz, a ja jedynie pokręciłam głową i wbiłam wzrok w ekran telewizora.
   - GOL! - nagle krzyknął David równo z moim bratem i oboje się zerwali. Zaczęłam się śmiać, ale i za razem cieszyć z bramki, którą zdobył taki jakby dzisiejszy solenizant, bo Xabi rozgrywa dziś swój setny mecz w barwach La Roja.
   - I asysta Jordiego. - wyszczerzył się Villa i szturchnął mnie w ramię, co spotkało się z moim mroźnym spojrzeniem. I tak samo było za każdym razem gdy na ekranie pojawiał się obrońca. Po woli miałam dość głupkowatego zachowania Davida, a było jeszcze gorzej, gdy Miłosz zaczynał robić to samo! Mecz na stadionie w Doniecku już dobiegał  końca, kiedy Santi kopnął piłkę do Pedro, wbiegającego w pole karne Francuzów. Ten, niestety lub właśnie stety, został sfaulowany przez stopera przeciwników. Karny, do którego podszedł Alonso i trafił! Całą trójką bardzo się cieszyliśmy, bo mamy gwarantowane miejsce w półfinale!
   - Radość radością, ale ja idę spać. - powiedział Miłosz i wstał, a ja spojrzałam na niego pytająco.
   - Przecież jak na ciebie to jeszcze wczesna pora.
   - No, ale jutro mam od rana zajęcia i muszę być wyspany. - pocałował mnie w czoło i poklepał po ramieniu Davida, ruszył w stronę schodów.
   - Nie wierzę. - spojrzałam na Hiszpana. - Mój brat przeją się studiami!
   - Bywa i tak. Każdy w końcu dorasta. - zaśmiał się David.
   - Prawda, ale do Miłosza to niepodobne. - zaśmiałam się, kręcąc głową.
   - Faceta nie ogarniesz.
   - Serio? A ja myślałam, że to wy narzekacie, że nas nie możecie zrozumieć? - wyszczerzyłam się.
   - Oj tam! - mruknął i machnął ręką. - Zuza, jutro wracam do domu, a potem przylecę z Carlesem na finał i widzę, że dużo nie wskórałem, więc posłuchaj mnie, dobrze? - zaczął.
   - Ale...
   - Nie czekam na twoją odpowiedź tylko zacznę od razu. Jak już mówiłem, Jordiego już chwilę znam i naprawdę ręczę za niego. To porządny chłopak, serio.
   - Mówisz, że go znasz, ale ja go nie znam, David. - spojrzałam na niego.
   - Więc daj mu szansę i go poznaj. Nawet nie wiesz jaką mieliśmy z was z Jose polewkę, gdy was widzieliśmy. Oboje mieliście takie zabawne iskierki w oczach jak się widzieliście. - śmiał się.
   - No dzięki! - powiedziałam z wyrzutem i założyłam ręce na piersiach.
   - Sama prawda, a jeżeli już sam Reina chce cię z nim swatać, to powinnaś ulec. - poruszył brwiami. - Słuchaj, ja jeszcze nie miałem skończonych dwudziestu czterech lat kiedy dowiedziałem się, że będę miał Zaidę. Musiałem się stać odpowiedzialny, a z tego co widzę to Alba już jest, a byłby jeszcze bardziej kiedy miałby przy sobie ciebie i twojego syna, więc daj mu szansę.
   - David, tylko to wszystko nie jest takie proste. - mruknęłam.
   - Wmawiasz sobie to, a nie dasz mu szansy. Myślisz, że nie wyjdzie, a skąd wiesz? Może akurat. Coś ty taka uprzedzona?
   - Może dlatego, że nawet jeżeli byłabym z nim, a nie wyszłoby, to tułałabym się jak głupia w tą i z powrotem rocznym dzieckiem!
   - Jeżeli on by cię skrzywdził, miałby do czynienia ze mną, z Jose, z Miłoszem, z twoim tatą, pewnie też z Torresem i resztą obecnych piłkarzy na tym zgrupowaniu. - wyliczał na palcach. - Na jego miejscu, nawet bym nie próbował. - mówił, a ja cicho się zaśmiałam. - No widzisz. Mówimy o nim, a ty się uśmiechasz. Czyli myślisz o nim. - powiedział, a ja spuściłam głowę. Faktycznie, myślałam o Katalończyku. Przez tego Ville mam teraz cholerny zamęt w głowie!

^^^

 Siedziały we trzy w pokoju Nory, pilnując jej. Chłopcy mieli za niedługo wrócić z treningu i mieć wole popołudnie, które tak jak zapowiedział Torres, chciał spędzić ze swoją córką. Dziewczyny układały klocki razem z małą Hiszpanką.
Nie minęło dziesięć minut, kiedy to do pokoju wpakowała się banda piłkarzy plus do tego kolumbijska piosenkarka.
   - Dobra miśki, to idziemy na miasto? - Reina klasnął w dłonie.
   - Tak, ale ja zabieram moją małą księżniczkę i idziemy na romantyczny spacer we dwoje. - zaśmiał się Fernando i wyciągnął dłoń w kierunku Nory, a ja to złapała i wstała, drugą rączką łapiąc plecaczek, który wcześniej pomogła jej spakować Laura. Pomachała ciociom i wujkom i zniknęła z ojcem za drzwiami.
   - Reszta ma jakiś pomysł? - zapytała starsza Czarnecka.
   - Ja chyba porwę twoją siostrę. - wyszczerzył się Fabregas i spojrzał na Danielę. - Mogę?
   - Chyba tak. - odparła z lekkim uśmiechem.
   - Tylko grzecznie mi tam! - zaśmiała się Laura i pogroziła Cescowi palcem.
   - Spokojnie, zwrócę ci ją przed dwudziestą drugą. - pokazał jej język i wyszedł z pokoju razem z jej siostrą, a w tym samym czasie Sergio wyciągnął gdzieś Gracię.
   - To ja rozumiem, że panowie chcą iść z nami? - zapytała blondynka, patrząc na pozostałych, czyli Gerarda, Jose, Pedro i Jordiego.
   - Ale gdzie my idziemy? - zdziwiła się Laura.
   - Isabel ma dla ciebie niespodziankę. - wyszczerzył się Pique i objął ramieniem swoją partnerkę.
   - No dobra, powiedzmy, że idę w ciemno. - dziewczyna wzruszyła ramionami. 

^^^

   - Możesz mi w końcu zdradzić ten twój cudaczny sekret? - wypalił w pewnym momencie Ramos, a blondynka spojrzała na niego pytająco. - Powiedziałaś mi raz, że facet którego kochasz, nigdy się o tym nie dowie, a od tego momentu ciągle mi to siedzi w głowie!
   - Przejąłeś się tym? - roześmiała się jego przyjaciółka i usiadła na jednej z ławek przed budynkiem hotelu Hiszpanów.
   - Tak, bo myślałem, że się przyjaźnimy i możemy mówić sobie wszystko. - zrobił smutną minkę i usiadł obok niej. - Powiedziałabyś mi kim jest ten szczęściarz!
   - Wilczku, nie dowiesz się, bo to moja tajemnica. - pocałowała go w policzek.
   - No, ale chcę wiedzieć. - mruknął. - Ale obiecaj mi, że jeżeli w przyszłości uda ci się być z tym facetem, to mnie powiesz pierwszemu! - postawił warunek.
   - Dobrze, masz to jak w banku! - roześmiana skinęła głową. - Sergio, tu w pobliżu jest dobra lodziarnia, chodźmy, co? - wyszczerzyła rząd białych zębów. - No proszę!
   - Ty chyba jesteś od lodów uzależniona! - przewrócił oczami. - Gdy tylko cię nie widzę, nawet tu w restauracjach hotelowych, wszędzie pochłaniasz lody!
   - No, bo to takie moje małe niebo. - puściła do niego oczko i złapała go za rękę, ciągnąc za sobą.

^^^

 Szli razem przez pobliski park. Polubili swoje towarzystwo. Jej nawet nie przeszkadzało to, że w pewnym momencie on złapał ją za dłoń i tak razem szli, rzucając sobie ukradkowe spojrzenia i uśmiechy.
   - Dani, myślałaś może nad tym, żeby skończyć swoje studia w innym mieście? - zapytał po chwili.
   - W innym mieście? - zaśmiała się. - Nie, nie myślałam. A na przykład gdzie?
   - Na przykład w Barcelonie. - uśmiechnął się.
   - W Barcelonie? Czemu akurat tam? - zapytała cicho, a on przystanął i złapał ją za obie dłonie, patrząc prosto w oczy.
   - Dlatego, że nigdy wcześniej nie poznałem takiej dziewczyny jak ty, Dani i bardzo chciałbym cię tam ze sobą zabrać.
   - Cesc, mówisz poważnie? - pokręciła głową.
   - Nigdy poważniej nie mówiłem. Odkąd tylko cię zobaczyłem w tym hotelu, spodobałaś mi się, ale byłaś z bratem Zuzy, więc już chciałem odpuścić, kiedy stało się to co się stało. - mówił. - Polubiłem te nasze wspólne rozmowy i picie kawy. - uśmiechnął się lekko. - I wiem, że będę za tym tęsknił, gdy wrócę z mistrzostw. - dopowiedział, a ona spuściła wzrok. - Hej, stało się coś? - uniósł jej podbródek.
   - Nie, nic. - zaśmiała się. - Po prostu nie słyszałam od nikogo jeszcze takiego wyznania. - powiedziała i przytuliła się do niego, co on odwzajemnił.
   - Więc co powiesz na propozycję przeprowadzki do Katalonii?
   - Pomyślę, dobrze? - mruknęła i zrobiła krok w tył, ciągle uśmiechając się do piłkarza.
   - Dobrze - odparł. - Dani? - zawahał się.
   - Tak?
   - Mogę cię pocałować? - szepnął i odgarnął kosmyki jej włosów za ucho. Nie odpowiedziała nic, jedynie wspięła się na palcach i sama musnęła usta pomocnika.

^^^

 Pozostali ruszyli za Shakirą, która zaciągnęła ich do zaprzyjaźnionego studia nagrań, gdzie chciała w końcu namówić Laurę by coś zaśpiewała. Chciała ją po prostu usłyszeć. Po długich namawianiach Polki, w końcu Kolumbijka wpakowała ją do do pomieszczenia z mikrofonami, a w reżyserce pozostali Pique, Reina, Rodriguez i Alba, razem z chłopakiem, który zajmował się sprzętem. Przyglądali się dziewczynom przez szklane szyby.
   - No to co śpiewamy? - zaśmiała się Isabel i wtedy obie nałożyły na uszy słuchawki.
   - Waka Waka! - zawołał do nich Gerard.
   - Ty sam jesteś jak ta Waka Waka. - mruknęła do niego blondynka, a chłopaki zaczęli się śmiać z trójki. Po chwili w słuchawkach poleciała im melodia, a na małym ekraniku przy Laurze pojawił się tekst do 'Sale El Sol'. Shakira zaczęła wstęp, a później dała znać koleżance, żeby weszła w refrenie. Laura trochę bała się śpiewać przed taką piosenkarką jaką jest Shak, ale w końcu się przełamała i na finiszu dostała głośne oklaski z reżyserki oraz od samej blondynki. Spojrzała w stronę szyby i tam zamiast czterech piłkarzy i dj'a, miała pięciu piłkarzy, dj'a oraz małą dziewczynkę, która jej machała, a blondyn do niej uśmiechał, a nawet w pewnym momencie wydawało się jej, ze puścił do niej oczko.
________________________________________
Malutkaaaaa, no nie fochaj się już :D 
No, bo wiesz, jak nie... JA WIEM GDZIE TY MIESZKASZ I PRZYJDĘ TAM Z TYM MEGA GROŹNYM GOŚCIEM! 
 no kurde, i jak tu go nie kochać?! ♥

 Nie było tu dziś dużo Jordiego, ale już mówię, że w następnym rozdziale się za to odwdzięczę i odbijecie sobie to, a tak to mogę dorzucić z nim gifa, o! 
i z tym tak samo! jak tu takiego nie kochać?!

I jeżeli już mowa o Albie! Krew mnie zalewała jak widziałam jak on w tym meczu z Ekwadorem ciągle leżał, no ;c Ale ważne, że jemu nic nie jest, a i meczyk wygrany! #VamosEspaña #LaFuriaRoja

Do następnego, buziaki ;**

czwartek, 18 lipca 2013

Once

 Leo został dziś w domu z Miłoszem, bo ten leń zrobił sobie wolne, więc niech siedzi z siostrzeńcem. Coś za coś... Gdy tylko pojawiłam się w hotelu, zaszyłam się w gabinecie i nie wychodziłam. Wiedziałam, że prędzej czy później przyjdzie się przywitać, ale ja na razie wymyślałam jak poprowadzić tą nieuniknioną rozmowę.
  Godzinę później usłyszałam pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Chłopaki już chyba wrócili z treningu, więc zapewne to któryś z nich.
   - Proszę. - odpowiedziałam i wbiłam wzrok w futrynę, w której po chwili pojawiła się uśmiechnięta twarz Alby. Nie, proszę jeszcze nie teraz!
   - Mogę? - zapytał, a ja niepewnie skinęłam głową. - Cześć. - podszedł do biurka i pochylił się by mnie pocałować, ale ja odwróciłam twarz, co pozostawiło go w osłupieniu. - Stało się coś?
   - Możemy porozmawiać? - zapytałam, błądząc wzrokiem po blacie biurka.
   - Mam się bać? - uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko, kładąc dłoń na mojej. Nie odsunęłam jej. Może nie chciałam?
   - Jordi... - zaczęłam i spojrzałam w okno. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na piłkarza. - Jak ty to sobie wszystko wyobrażasz?
   - To znaczy co? - oparł się o krzesło i oczekiwał mojej odpowiedzi. Dlaczego to musi być takie trudne?
   - Jordi... Za chwile Euro się skończy i wrócicie do Hiszpanii. Ja zostaję tutaj, a my... - znów zaczęłam błądzić wzrokiem po pokoju. Po woli przysunęłam swoją dłoń do siebie, pozbawiając się tym jego dotyku.
   - My? Zuza, nie chcesz spróbować stworzyć właśnie 'nas'? - zapytał, patrząc na mnie.
   - Jak?! Dwa i pół tysiąca kilometrów od siebie? - przymrużyłam powieki. - Wyobrażasz to sobie jakoś? Posłuchaj, ja mam syna i chcę dla niego jak najlepiej. Potrzebuję spokoju i stateczności.
   - Czyli żałujesz tego co było? - zapytał ciszej.
   - A co było? Kilka pocałunków i miłych słówek? - wypaliłam i po chwili mnie samą zraniły te słowa. Było mi z nim dobrze, a tak go traktuję... Ale to nie ma sensu. On wraca do Hiszpanii by grać w FC Barcelonie, a ja zostaję w Gdańsku by zajmować się synem i pomagać ojcu z hotelem.
   - Aha, okay... - mruknął, a w jego oczach od razu zobaczyłam smutek.
   - Chcę zostać teraz sama. - szepnęłam.
   - Zuza...
   - Proszę cię, wyjdź! - krzyknęłam i z trudem powstrzymałam łzy. Alba wstał i wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami. Ja oparłam łokcie na biurku i zakryłam dłońmi swoją twarz. Teraz już łzy poleciały mi same. Przy Jordim naprawdę czułam się wyjątkowo, ale to przecież nie miało nawet przyszłości! Wolałam mu to jasno przedstawić i zakończyć teraz niż później, gdy będzie trudniej!
  Minęła może kolejna godzina gdy w końcu zdecydowałam się wyjść z gabinetu. Upewniłam się, że po moich łzach już nie ma śladu i wyszłam, kierując się do windy. Zjechałam na dół, przywitałam się z dziewczynami ze zmiany na recepcji i ruszyłam w stronę restauracji. Poprosiłam o kawę i rozejrzałam się po sali. W kącie, przy stoliku siedział David, Jose, trzymający na kolanach mojego syna i Miłosz, popijający kawę. Ruszyłam do nich i usiadłam na czwartym miejscu.
   - Cześć. - uśmiechnęłam się do nich i ucałowałam Davida i Pepe w policzki, bo nie widziałam się z nimi jeszcze dziś. - Witaj skarbie. - wyszczerzyłam się do Leo, a on wyciągnął rączki w moją stronę.
   - Koniec zachwytu wujkiem? - zaśmiał się Reina i podał mi mojego synka.
   - A czy kiedykolwiek jakiś był? - zaśmiałam się, a on pokazał mi język.
   - Zuza, chcielibyśmy cię z Jose zapytać czy nie znasz czasem aby jednej przyczyny... - zaczął niepewnie Villa.
   - Ale przyczyny czego? - nie rozumiałam o co mu chodziło.
   - Zuziu, nie wiemy dlaczego od jakiegoś czasu nasz Alba chodzi naburmuszony, a jeżeli ktoś się o coś pyta to nas zbywa. Wiesz coś może o tym? - zapytał Jose, patrząc na mnie przenikliwie.
   - Ale dlaczego myślicie, że ja coś mam z tym wspólnego? - udałam powagę.
   - Bo widzieliśmy jak wkurzony Jordi wychodzi z twojego gabinetu i trzaska drzwiami. - nagle ni z tego, ni z owego obok nas pojawili się Cesc i Gerard, przysuwając sobie krzesła.
   - Oooo, tak no więc? - Pepe założył ręce, ciągle na mnie patrząc.
   - Zacznijmy od tego, że nie jestem na żadnym przesłuchaniu... - spojrzałam kolejno na każdego.
   - Oj kochana jesteś... - Miłosz skinął głową.
   - Pokłóciliście się? - zapytał Fabregas.
   - O co? - drążył Gerard.
   - Coś poważnego? - tym razem to był Villa.
   - Siostra, tylko mi nie mów, że coś mi strzeliło go głowy po obejrzeniu tego zjebanego programu wczoraj?! - palnął Miłosz, a ja na niego spojrzałam z piorunujących wzorkiem.
   - Ej, ej! Jaki program? - Jose zmarszczył brew.
   - Jakieś stare cioty siedziały i pieprzyły coś o związkach na odległość, o młodszych facetach, dzieciakach.... - Miłosz spojrzał na mnie wymownie.
   - To by pasowało... - zamyślił się Francesc. - No, ale Zuza... Pomyśl, ty i Jordi wyglądacie razem jakbyście byli dla siebie stworzeni! - słodził.
   - Leo lubi Jordiego, Jordi lubi Leo. Wszystko jest idealne. - dorzucił się Pique.
   - To, że ja na co dzień jestem tu, a on w Hiszpanii też jest idealne? - przewróciłam oczami. - Wiecie co? - wstałam, mając na rękach Leosia. - Zakończmy ten temat na dobre i radzę go nie zaczynać. - zmierzyłam każdego wzrokiem i wyszłam z restauracji.
   - Zuza, kawa! - zawołał za mną Paweł, kelner.
   - Daj ją komuś. - wskazałam na stolik, przy którym wcześniej siedziałam. Wyjechałam na górę i wróciłam do pokoju. Leo od razu pobiegł do kąta, gdzie leżały jego zabawki, a ja usiadłam na skraju łóżka i podparłam rękami swoją głowę, patrząc na bawiącego się synka. Chciałam dobrze, a wyszło na to, że to ja jestem ta zła... 

  Do końca wczorajszego dnia starałam się nie wpadać na obrońcę, a jeżeli tak już się stało, to wymienialiśmy krótkie spojrzenie i uciekaliśmy w swoją stronę. Tak samo następnego dnia. David i Jose ciągle za mną chodzili i wbijali do głowy swoje mądrości, ale ja nawet nie chciałam ich słuchać. Już postanowiłam i powinni to uszanować! 
 Fernando chciał żebym wzięła Leo na ostatni mecz tutaj. Przystanęłam na to, bo nawet sama w końcu chciałam pójść na ich mecz. Ubrałam synka w koszulkę, którą dostał od swojego ojca i wyszliśmy z pokoju na korytarz, na którym panował chaos i wrzawa, czyli normalna rzecz zanim wyjadą na stadion. Na końcu korytarza stał Pepe, o dziwo już zwarty i gotowy, a obok niego Laura z Norą na rękach. Dziewczynka również miała na sobie bordowy trykot z jej imieniem i dziewiątką. Podeszłam do nich, a równo ze mną pojawiły się Daniela i Gracia. 
   - No i następne! - Pepe przewrócił oczami. 
   - A o co chodzi? - zapytała zdezorientowana Dani. W prawdzie żadna z nas trzech nie wiedziała o co chodzi mojemu kuzynowi. 
   - Jose właśnie stwierdził, że nie jestem odpowiednio ubrana do tego by im kibicować. - powiedziała starsza Czarnecka. - I chyba zorientował się, ze wy też. 
   - Co to za zbiorowisko? - tuż obok pojawił się Cesc z torbą na ramieniu. 
   - No spójrz na nie! Przydałoby się skombinować dla nich koszulki! - zawołał Reina. 
   - Masz całkowitą rację. - zamyślił się Fabregas. 
   - Następny przeciwko nam?! - Gracia udała obrażoną.
   - Tak się składa, że mam jedną swoją na zbyciu, więc... - objął Danielę ramieniem. - Pozwolisz? - poruszył brwiami, a ona się zaśmiała. 
   - Tylko nie porywaj mi siostry na długo. - Laura pogroziła mu palcem. 
   - Nie martw się, zaraz oddam ci ją z powrotem. - puścił jej oczko i razem z Dani zrobili w tył zwrot i zniknęli za drzwiami pokoju dziesiątki. 
   - No to jeszcze mi zostały trzy do przyodziania... - wyszczerzył się i wziął na ręce Leo. Za chwilę zauważyłam, że w naszym kierunku zmierzają Fernando, Sergio i David, ubrany w swoją reprezentacyjną koszulkę. Nie może jej ubrać na boisku i pobiegać z kolegami, więc będzie z nimi sercem z trybun. 
   - Jak wy pięknie oboje wyglądacie! - zachwycił się Torres. 
   - Oczywiście miałeś mnie na myśli? Och, nie musiałeś. - śmiał się bramkarz. 
   - Nie ciołku. - Fer zdzielił go lekko po jego łysej glacy. - Miałem na myśli moje dzieci. - uśmiechnął się. 
   - Gracia, a może zamiast tego topu, jednak skusisz się na moją koszulkę, co? - wyszczerzył się Ramos. 
   - W końcu jedyny, który się domyślił. - zaśmiał się Jose. - A Fernando wyskakuje z koszulki dla Laury. - wskazał na Nino, a on jakby nie wiedział co zrobić i tylko skinął głowa. Nora wtedy powędrowała na ręce wujka Davida, a Jose praktycznie wygonił dziewczyny za piłkarzami po te koszulki. 
   - A ty głuptasie pewnie miałabyś na sobie teraz koszulkę z osiemnastką na plecach. - David lekko szturchnął mnie w ramię. 
   - Ciocia Zuza jest głuptasem? - zaśmiała się Nora. 
   - No takim malutkim. - dopowiedział Jose. 
   - A możecie ze mnie zejść? - zapytałam i spojrzałam kolejno na obu. 
   - Możemy, ale to nie zmienia faktu, że nie masz reprezentacyjnej koszulki na sobie. - wyszczerzył się Pepe. 
   - Oj, bo sobie ubzdurałeś, że mamy się wystroić... - przewróciłam oczami. - I wszystko musi być tak jak ty chcesz. 
   - Ta kłótnia na ciebie także podziałała, bo robisz się tak kąśliwa jak Jordi wczoraj.
   - David... - spojrzałam na niego.
   - Tak to ja. - zaśmiał się. - Co Nora, idziemy po koszulkę dla cioci Zuzy? - zwrócił się do dziewczynki, a ona skinęła głową. 
   - Czekaj! - zawołał Jose i podał mi na ręce Leo. - Po co ma siedzieć w takiej koszulce grającego Xaviego czy Iniesty, skoro może siedzieć z Reiną na plecach i kibicować najukochańszemu kuzynowi. - pokazał nam język i zniknął w swoim pokoju. Poszłam za nim. 
   - Ale ty jesteś uparty! - pokręciłam głową. 
   - Uwierz, bardziej do twarzy byłoby ci w bordowej z osiemnastką. - powiedział i wyjął z szafy swoją zieloną koszulkę z krótkim rękawem. 
   - Teraz ty uwierz, że jakbym się w to bardziej wkręciła, później bym cierpiała. 
   - Ty już cierpisz. - spojrzał na mnie wymownie i zabrał Leo. - Oboje cierpicie. - dodał i wyszedł. Miał rację. Cierpię, bo musiałam zakończyć coś co mi się podobało, ale przynajmniej nie robię sobie wielkich nadziei! Przebrałam bluzkę na tą mojego kuzyna i wyszłam z pokoju. 

 Siedzieliśmy już na trybunach, Gracia, Dani, Laura z Norą, ja z Leo oraz David i Miłosz. Czekaliśmy na to, aby piłkarze wyszli na boisko. W końcu się pojawili, odsłuchaliśmy hymny obu krajów. Uściśnięcie sobie dłoni, później kapitanowie wybrali swoje połowy i zaczęło się. Piłka od razu jakby przykleiła się do nóg Hiszpanów, a czarodziej Andres od razu rozpoczął swoje magiczne przedstawienie. Nora, jako częsta bywalczyni na meczach ojca, zaczęła instruować Leo, żeby bił brawo i krzyczał. 
 Nie wiem dlaczego tak reagowałam, ale za każdym razem, gdy Alba miał piłkę przy nogach, zaczynałam mocno zaciskać kciuki. To działo się automatycznie. Gdzieś w szesnastej minucie dość porządnie sfaulowali Jordiego, a ja wstrzymałam oddech, gdy ten leżał na murawie, krzywiąc się. Czułam jak wzrasta we mnie wtedy jakieś napięcie. Tak samo dwie minuty później, gdy to Srna podstawił mu nogę. Kategorycznie musiałam przestać o nim myśleć! 
 Zbliżał się koniec pierwszej połowy połowy, bezbramkowej połowy, chociaż było parę bardzo ładnych akcji. Nagle na telebimie pokazała się twarz Fernando. Nora zaczęła bić brawo. 
  - Tata, tata, tata! - krzyczała, a my wszystkie się uśmiechnęłyśmy. Wtedy Leo krótko pisnął. Spojrzałam na niego, a on wskazał palcem na ekran. 
- Tata. - powiedział niepewnie, a mnie po prostu wmurowało. Tak samo resztę. Daniela, Gracia, Laura, David i mój brat wtedy patrzyli ze zdziwieniem na Leo. Uśmiechnęłam się lekko i pocałowałam go w czubek główki. 
  - Tak skarbie, tata. - powiedziałam. 
  - No to mamy nowe słowo do kolekcji. - zaśmiał się Miłosz. 
  - Tylko szkoda, że sam Fernando nie był tego świadkiem. - odrzuciła Gracia. 
  - Jeszcze usłyszy nie raz, bo to najpiękniejsze słowo na świecie. - odezwał się Villa. 
  - Oj, kłóciłabym się. - pokazałam mu język. Wiedziałam, że kiedyś to słowo zagości w, na razie ubogim słowniczku mojego synka, ale nie myślałem, że już teraz. Jednak chyba najważniejsze, że pierwszy raz to słowo wypowiedział, patrząc na swojego biologicznego ojca, niż jakiegoś faceta, który pojawi się w moim życiu. 
  Myślałam o Leo, o Fernando i o Jordim, chociaż nie wiem dlaczego to robiłam. O nim ostatnim nie powinnam. To już jestem skończone, Zuza! Skończone. Nagle rozległa się wrzawa i huk, krzyki radości, a wszyscy wokół mnie wstali ze swoich miejsc. Zrobiłam to samo, chociaż byłam całkowicie zdezorientowana. Dopiero gdy spojrzałam na ekran, zobaczyłam powtórkę akcji. Cesc podał idealnie do Andresa, a ten spokojnie do Jesusa, który po prostu wbiegł sobie z piłką na pustą bramkę. Teraz spojrzałam na zegar - była 88 minuta. Popatrzyłam na Leo i Norę. Żadne z nich nie wyglądało na zmęczonych, pomimo tak później pory. Jakaś magia. Mój syn siedział na moich kolanach i hardo kibicował. Oj coś mi się wydaje, że odziedziczył to po tatusiu.
 Sześć minut po strzelonym golu, usłyszeliśmy gwizdek sędziego, kończący to spotkanie. Chłopcy bardzo się cieszyli z wygranej nad Chorwacją.
   W hotelu byliśmy chwilę przed piłkarzami, więc usiedliśmy w lobby i czekaliśmy na nich, by pogratulować im zwycięstwa. Co było zaskoczeniem dla nas wszystkich, te nasze dwa szkraby nadal nie były śpiące. 
 W końcu pojawili się w progu, a Leo na widok blondyna wypowiedział ciche 'tata'. 
   - Poczekaj jeszcze chwilkę. - pocałowałam go w policzek i wstałam. Chłopaki stanęli wokół nas, a ja, Dani, Gracia i Laura kolejno wyprzytulałyśmy strzelca dzisiejszej bramki. Wróciłam na kanapę i wzięłam Leo na kolana. Fernando siedział obok i trzymał na kolanach swoją córkę. Uśmiechał się też do naszego synka, ale ten nagle zrobił się wstydliwy. 
   - A coś ty taki? - obok nas pojawił się Villa. - Wcześniej bardziej byłeś rozmowny. - pogłaskał go po główce. 
   - To co takiego ten mój chrześniak ci opowiadał? - zaśmiał się Reina. 
   - Zobaczysz i usłyszysz w swoim czasie. - uśmiechał się David i spojrzał na Nino.
   - Skarbie... - uśmiechnęłam się do małego. - Kto tutaj obok ciebie siedzi, co? - wskazałam na blondyna. Leo jeszcze bardziej wtulił się we mnie. 
   - Tata. - powiedział i zaczął się uśmiechać. Widać było, że najpierw Fer był zszokowany, ale później szeroko się uśmiechnął i wyciągnął dłoń do Leo. Chłopiec niepewnie wstał z moich nóg i po kanapie podszedł po woli do piłkarza. Torres usadowił go na swoim drugim kolanie i pocałował w czubek głowy. Ciągle się uśmiechał i wyglądał na naprawdę szczęśliwego. 
   - Zobaczyli cie na telebimie, na stadionie. Nora zaczęła wołać za tobą. - mówił David. 
   - A Leo podłapał. - dokończyłam z uśmiechem. 
   - Bardzo się cieszę. - odpowiedział ucałował obie swoje pociechy. Uśmiechałam się na ten widok, bo wiem, że to cudowne, że mój syn zyskał ojca. Co prawda, ojca który za chwilę wraca do Londynu, ale go poznał i nazwał tatą. Piękna chwila. 
 Rozejrzałam się po holu i mój wzrok utkwił w grupce, gdzie stał Jordi i rozmawiał o czymś z Rodriguezem. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie, a ja się zmieszałam i spuściłam wzrok. Jutro wyjeżdżają z hotelu, więc jak go nie będę widzieć to o nim szybciej zapomnę. Tak myślę.  

  Nazajutrz z samego rana wstawiłam się z Leo w pokoju, w którym mieszkała Nora. Laura akurat składała rzeczy do jej walizki. 
   - Cześć. - uśmiechnęłam się i odstawiłam synka na podłogę. Podbiegł od razu do bawiącej się Nory. 
   - Hej. - odparła Czarnecka. - Jak tam samopoczucie? 
   - Jest okay. - uśmiechnęłam się lekko. - Ale jednak mi smutno, że wszyscy zostawiacie mnie tu samą. Szczególnie chłopaki, bo przyzwyczaiłam się, że jest tu ich wszędzie pełno. Szczególnie samego Reiny. 
   - Współczuj mi, ja go nadal będę mieć na co dzień. - zaśmiała się. - Wiesz, bardziej chodziło mi o sprawę z Jordim. - obie usiadłyśmy na skraju łóżka. 
   - Mówiłam ci już, że jest zamknięta. - westchnęłam. 
   - Zuzia, no! On ci się przecież podoba. - przewróciła oczami. 
   - No to co? Jest ode mnie młodszy i skąd mam wiedzieć, czy jest odpowiednim facetem? - spojrzałam na nią z wyrzutem. 
   - To trzeba było się przekonać. 
   - Nie mówmy o nim, dobrze? - zmarszczyłam czoło. 
   - Wiesz, że zabieram Danielę ze sobą? - zaśmiała się. 
   - Jak to? - zdziwiona spojrzałam na Laurę. Myślałam, że Dani tu ze mną zostanie. 
   - Cesc jej to zaproponował, gdy zabrał ją do pokoju wczoraj po tą koszulkę. Długo myślała i w środku nocy mu oddzwoniła i się zgodziła. Myślisz, że oni...
   - Będą razem? Myślę, że do siebie pasują, a twoja siostra zasługuje na dobrego chłopaka, po tym jak potraktował ją Miłosz. Aż wstyd się przyznać, że to mój młodszy brat... - mruknęłam. 
   - Przestań. Różnie bywa... Chociaż faktycznie sama chciałam rozszarpać wtedy Miłosza. - zaśmiała się. 
  Godzinę później staliśmy już wszyscy praktycznie pod hotelem. Tak jak wcześniej mieli orszak powitalny, tak teraz mają pożegnalny. Najpierw Del Bosque wygłosił krótkie przemówienie, że było im dobrze w 'Maravillas' i że na pewno hotel poleci znajomym. Podziękował za ten czas tu spędzony i tak dalej. Uścisnął dłoń mi, Kindzie, Robertowi i Miłoszowi, czyli czwórce, która stanęła na czele by reprezentować personel. Leo wtedy był na rękach u swojego ojca, który ciągle coś do niego mówił i się uśmiechał. Cudny widok. 
 Po tej części bardziej oficjalnej, wpadłam kolejno w ramiona każdego obecnego tu reprezentanta... Przesuwałam się do każdego po kolei, kiedy stanęłam przed Jordim. Nie wiedziałam jak się zachować. 
   - Powodzenia. - szepnęłam cicho. 
   - Na pewno się przyda. - uśmiechnął się lekko. 
   - Jesteście nieznośni, wiecie? - usłyszałam za sobą głos Pepe i po chwili mnie popchnął tak, że uparłam w ramiona Jordiego. Uśmiechnęłam się przepraszająco do obrońcy i posłałam morderczy wzrok kuzynowi, który tylko się szczerzył. Miałam ochotę go dosłownie ukrzyżować! Odeszłam od Alby i podbiegłam do dziewczyn, by mocno je wyściskać. Odjeżdżają moje dwie ukochane Czarneckie i Gracia, z którą też zdążyłam się mocno zaprzyjaźnić. Wzięłam Leo od Fernando, któremu ciężko się było z nim rozstać. Patrzyłam jak wszyscy wsiadają do busa, drzwi się zamykają, a kierowca odpala silnik. Nagle zauważyłam, że obok mnie stoi sobie, jakby nigdy nic David. Najpierw spojrzałam na niego, później na busy, wyjeżdżający na ulicę i po chwili znów na napastnika. 
   - A ty nie miałeś lecieć z nimi? - zdziwiłam się. 
   - Niby miałem, ale na razie zostaję, żeby wtłuc ci do głowy, że mój kolega jeszcze z Valencii i teraz z Barcelony, to bardzo dobra partia. - wyszczerzył się, a ja tylko przewróciłam oczami. 
   - A co, wyganiasz mnie? - zrobił smutną minkę. 
   - Nigdy w życiu. - uśmiechnęłam się. - Fajnie, że jeszcze zostajesz. - puściłam do niego oczko i wszyscy weszliśmy do hotelu. 
________________________________
Tak, że ten... Opinia wędruje do Was! I nie bijcie za to co się stało na początku rozdziału!
A teraz...
To mi się wcale nie podoba! 
Kochanie Ty moje, zmień znaczek na koszulce ;cc
Ale za to bardzo podoba mi się taki widok! Jordi w garniaczku *.*
No i oczywiście wszystkiego dobrego na nowej drodze życia dla Xaviego i Nurii ♥