poniedziałek, 25 listopada 2013

Dieciséis

  Siedziałam na swoim miejscu w samolocie z Leo na kolanach. Obok siebie miałam Danielę ze słuchawkami w uszach, przed sobą ojca, który zgadał się z jakimś biznesmenikiem pod krawatem, a za sobą Laurę i Gracię. No właśnie... Nas same zdziwił fakt, że Hiszpanka chciała z nami lecieć z powrotem do Polski. Wciskała kit, że kraj się jej spodobał i chce spędzić tu jeszcze kilka dni wakacji. Taak! Bujać to my, a nie nas... Miałam przeczucie, że tu chodzi o Ramosa! Chłopak poprosił mnie o chwilę rozmowy przed finałem. Powiedział, że rad Fernando wysłuchiwał już kwadrylion razy, ale teraz chce o to zapytać dziewczynę. Wyznał mi, że kocha się w blondynce od bardzo, bardzo długiego czasu i nie wie co ma robić. Wie, że jest ktoś taki, kto się jej podoba, ale nie chce mu zdradzić kim jest ten szczęśliwiec. Przekonywająco mówił, że pomimo tamtego, chce jakoś w końcu spróbować. Co mu mogłam odpowiedzieć? Poradziłam mu, żeby wykonał pierwszy krok w tym kierunku i to najlepiej by było, jak najszybciej, zanim ktoś go ubiegnie. Później już nie miałam okazji zapytać go o to, za duże zamieszanie i ekscytacja wygraną Euro 2012, ale skoro Gracia jest tu z nami... Powiedział jej czy nie?
 Gdy wylądowaliśmy na lotnisku w Gdańsku, Laura z Danielą pojechały taksówką do swojego mieszkania, a po mnie, Leo, ojca i Gracię przyjechał mój brat. Blondynka chciała zamieszkać w Maravillas, ale stwierdziłam, że dosyć się już tam namieszkała, więc zapraszam ją do siebie, na co ojciec przystanął. Przecież było tam dużo miejsca, a i dwa dodatkowe pokoje stały puste.
  W domu przywitałam się z Anetą, ta od razu dorwała mojego synka, a później przedstawiłam jej Gracię.
 Wieczorem, gdy ojciec urwał się do hotelu, za którym tak bardzo się stęsknił, Miłosz wyszedł na wieczorny podbój, a Leo spał, nasz 'sabat czarownic' zebrał się w salonie i z butelką wina, zaczęłyśmy opowiadać Anecie co tu się takiego działo. Najstarsza Czarnecka chciała usłyszeć o wszystkim. O mnie i o Jordim, o Dani i Cescu, o pracy Laury dla Torresa no i Graci oraz Sergio.
   - A teraz tak jak najbardziej szczerze... Dlaczego wróciłaś z nami, a nie poleciałaś do Hiszpanii? - zapytałam blondynkę w pewnym momencie.
   - No, bo... - zaczęła plątać. - Pocałował mnie po meczu - mruknęła niewyraźnie, a my wszystkie wywaliłyśmy oczy w słup. No to znaczy... Ja w głębi byłam dumna z El Lobo, że się przemógł!
   - I tyle? Nie mówił nic? - odezwała się Daniela.
   - Nie zdążył, bo mu uciekłam! - pisnęła. - Później go unikałam i takim oto sposobem, jestem tu teraz z wami!
   - Gracia, a jaki jest twój stosunek do Ramosa, co? - spojrzałam na nią. - To coś więcej niż przyjaźń, prawda? - drążyłam, a ta tylko zaczęła szukać czegoś wzrokiem po podłodze.
   - Gracia! - zawołała Laura. - Odpowiesz?
   - Sergio podoba mi się od zawsze, zadowolone? - westchnęła. Czyli Lobo mówił o sobie, mówiąc o szczęśliwcu.
   - Bardzo - wyszczerzyłam się. - Powinnaś z nim pogadać, uwierz! Leć do niego, wytłumaczcie sobie kilka kwestii i bądźcie szczęśliwi!
   - Zuzia ma rację - Aneta pokiwała głową. - Jeżeli go kochasz to dlaczego uciekasz? Bierz byka za rogi, póki inna się jeszcze nie kręci, a zapewne mają na to ochotę - zaśmiała się, a ja wtedy pomyślałam o tym co powiedziałam obrońcy, że ma działać, póki inny nie zainteresuje się bardziej Pereą.
   - Bo się boję - mruknęła. - Znam się z Sergio od bardzo dawna... I tak dziwnie by było, gdyby...
   - Gdybyście byli parą? - przerwała Daniela i machnęła ręką. - Nie przejmuj się! Ważne jest to, co do siebie czujecie!
   - Nie żebyśmy cie wyganiały, ale... - Laura zaczęła grzebać na tablecie. - Jutro rano masz samolot prościusieńko do Madrytu - wyszczerzyła się. - To jak?
   - Chyba macie rację - skrzywiła się. - Powinnam tam być i z nim porozmawiać.
   - W końcu! - zaśmiałam się. - Życzę wam jak najlepiej!

 Dwa tygodnie przeminęły bardzo, bardzo szybko. Jordi został zaprezentowany na Camp Nou co obowiązkowo obejrzałam. Pierwsza wyjechała Gracia, zaraz na drugi dzień! Z tego co nam później powiedziała, Sergio bardzo ucieszył się na jej widok i wieść, że chyba powinni z sobą porozmawiać, tak na poważnie. Więc można stwierdzić, że od dwóch tygodni fanki Ramos już na nic nie mogą liczyć! Jedynie wzdychanie do niego z daleka!
 Tydzień po niej wybyła również Daniela, ale odrobinkę bliżej, bo do Barcelony, do Cesca, który od razu porwał ją na wakacje, na Ibizę!
  Jeżeli chodzi o Laurę? Kilka dni temu dostała telefon od Shakiry, która uprzedziła ją, że będzie do niej dzwonił zaprzyjaźniony wydawca i producent z Anglii, tak więc dziś, ja, Laura oraz mój syn, lądujemy na lotnisku w Londynie, gdzie miał czekać na nas Fernando. Laura przyjechała tu po to aby wypróbować siebie i swój wokal, ja by kibicować Jordiemu na Igrzyskach Olimpijskich, a Leo i na rozgrywki i by spędzić trochę czasu z biologicznym ojcem.
   Od rana praktycznie miałam luz, bo Fernando zabrał od Olalli Norę na dwa dni żeby pobawiła się ze swoim bratem. Torres zabrał ich na plac zabaw, Laura poszła na to spotkanie z tym gościem od Shakiry, a ja postanowiłam się po prostu wybrać na miasto. Udało mi się spotkać z Jordim, który wraz z kolegami dostali dwie wolne godziny. Miło było znów spotkać Juana i poznać młodszych Hiszpanów, takiego Javiego Martineza, który grał dla Bilbao, ale podobno miał zamiar się gdzieś przenieść oraz kolegów Alby, z którymi miał grać w barwach Barcelony - Cristianem Tello, Marciem Bartrą, Martinem Montoyą czy Thiago Alcantarą (dot. aut. no to przecież normalne, że musiałam o nim wspomnieć, nie?). Każdy z nich był w porządku.
  Wybiła godzina dziewiętnasta. Opierałam się o wysepkę, trzymając w ręce szklankę z sokiem pomarańczowym i obserwowałam jak Leo układa sam klocki, a Laura poprawia Norze kucyki. Po chwili obok mnie pojawił się Fernando. Wziął drugą szklankę i nalał sobie soku, opierając się tuż obok mnie. To Torres uparł się żebyśmy zatrzymały się u niego. Miał duże mieszkanie, wolne pokoje i chciał mieć blisko syna przez te kilka dni. Mężczyzna również wbił wzrok w tamtą trójkę, a w szczególności w moją przyjaciółkę, która, jak się okazało, że ma tu na trochę zostać, bo kazali jej nagrać demo.
   - Ja zostanę z dziećmi, położę je, a ty zabierz gdzieś Laurę, pokażesz jej miasto - szturchnęłam go ramieniem.
   - Co? - spojrzał na mnie lekko zdziwiony. - Patrzę sobie na dzieci - zaczął się bronić.
   - No tak, tak - wyszczerzyłam się. - Nando, ja wiem jak się patrzy na dzieci, a jak na osobę, która się podoba - szepnęłam.
   - A opowiadasz - zmieszał się.
   - Prawdę mówię - poruszyłam brwiami. - Fernando, co ci szkodzi? Rozwiodłeś się, ona też jest sama, a Nora ją wielbi - zaśmiałam się, a on spojrzał raz na Laurę, później na mnie i znów na Norę. Dopił sok i odstawił szklankę.
   - Dobra - mruknął i ruszył w ich stronę. Mnie ścięło, bo zadziwiła mnie ta jego natychmiastowa pewność siebie. Usiadł obok niej i coś mówił, a ja stałam tam i obserwowałam ich. Zaczęli się do siebie uśmiechać. Czyli są na dobre drodze. Dziś oni wychodzą razem, a jutro wszyscy wychodzimy na ceremonię otwarcia Olimpiady. Chcę już zobaczyć Jordiego!

    Nie wyszło, młodzi Hiszpanie zakończyli swoją przygodę w Londynie po fazie grupowej... Do Hiszpanii z Leo miałam lecieć razem z młodą reprezentacją. W tym czasie moimi rzeczami mieli zająć się tata, Aneta i Miłosz, którzy wysłali to wszystko kurierem na adres, który w wielkiej tajemnicy podał im Jordi.
 W samolocie mój syn po prostu był w siódmym niebie. Po tym Euro po prostu zaczął uwielbiać liczne towarzystwo piłkarzy. W pewnym momencie nawet nie wiedziałam gdzie jest Leo. Zaczęłam przemierzać wzdłuż samolot i szukać syna, a w pewnym momencie wpadłam na Jordiego, który przechodził przez pomieszczenia w samolocie. Przestraszona zapytałam gdzie jest mały, jeżeli nie z nim. Ten zaczął się śmiać, a ja zmierzyłam go wzrokiem. Objął mnie ramieniem i pociągnął za sobą. Przeszliśmy na sam przód i tam dopiero zauważyłam swoją zgubę. Na dwóch rozłożonych fotelach drzemali Koke i Isco, a mój Leo spał rozłożony na nich. Główkę i ręce miał na klatce piersiowej piłkarza Atletico, a resztę na Alarconie, a Marc z Cristianem, siedzący przed nimi, zaczęli cykać im zdjęcia. Zaczęłam się śmiać, przytuliłam się do Jordiego i wbiłam wzrok w malca.
 Wylądowaliśmy na lotnisku w Madrycie, gdzie musieliśmy przenocować w hotelu, bo chłopaki musieli jeszcze tam być, a poza tym samolot do Barcelony miał być jutro w południe.
  Na lotnisku El Prat w Katalonii czekał na nas David, brat Jordiego. Zabrał nas samochodem do domu, który kupił Jordi. David całą drogę wychwalał posiadłość, zachwalając przy okazji swojego młodszego braciszka, a Jordi tylko przewracał oczami i błagał go by przestał, co było przezabawne.
 Na miejscu doznałam szoku. Jordi mówił, że zanim wyjechał do Anglii kupił dla nas dom, ale nie wiedziałam, że aż taki! Był duży z cudownym ogrodem. David zabrał na ręce Leo i jedną torbę. Jordi objął mnie ramieniem i wprowadził do środka. Było świetnie! Nawet nigdy nie wyobrażałam sobie, że będę tak mieszkać. Leo od razu pociągnął Davida do ogrodu, bo zobaczył tam piłkę. Wyszliśmy za nimi  przystanęliśmy na tarasie.
   - Wiesz, że cię kocham? - pocałował mnie w czubek głowy.
   - Wiem, Jordi - szepnęłam. - Ja też cię kocham - wtuliłam się w jego ramię. Wiedziałam, że chcę już tu zostać, zamieszkać wraz ze swoim synem oraz Jordim, bez którego nie wyobrażałam sobie teraz swojego życia.

***

  Zrobiłem to. Dokonałem czegoś, w co w pewnym momencie zwątpiłem, będąc na Euro. Że uda mi się być z Zuzą! A jednak! W tym momencie stoimy razem na tarasie naszego nowego, wspólnego domu i cieszymy się swoim towarzystwem. Jej syn, którego będę starał się traktować i wychować jak swojego, właśnie zaczynał maltretować mojego starszego brata, który specjalnie zaczął się mu dawać. Czyli chce się wkupić w łaski Leo jako dobry wujcio David!
 Cieszyłem się, że nasze rodziny akceptowały nasz związek, że się polubiły. To było najważniejsze, bo z tym jest łatwiej w późniejszym czasie.
 Wracając do mnie... Byłem w siódmy niebie, że wróciłem do Katalonii by grać znów dla FC Barcelony, pierwszego składu, co było moim marzeniem. Przyjechałem tu z nadzieją założenia prawdziwej rodziny, o którą będę mógł dbać i troszczyć się, by nic im nie zabrakło. Wygrałem wraz z drużyną Mistrzostwa Europy, później co prawda z młodą reprezentacją nie wyszło tak jak miało, no ale... Mam przy sobie kobietę, w której się zakochałem i jest wspaniale. 
   - Ej, a tak właściwie to kiedy robicie parapetówę? - wypalił David, gdy podszedł do nas z Leo. 
   - Kiedy się całkowicie tu urządzimy - zaśmiałem się i wziąłem na ręce chłopca. 
   - E, no wiecie... To może zrobić w każdym momencie - nadal się uśmiechał. 
   - Ale wiesz, że wtedy ty pilnujesz Leo, nie? - wypaliłem udając powagę, choć to miał być żart. 
   - Nic przeciwko temu nie mam, lubię smyka, ale... - zaczął się wykręcać. 
   - Jordi żartuje - wyszczerzyła się Zuza i uderzyła mnie lekko łokciem w żebro. - Oczywiście jesteś zaproszony i nie będziesz musiał się zajmować Leo - uśmiechała się. 
   - To ja rozumiem - pokręcił głową i po chwili mój brat pokazał mi język. - No widzisz młody, ja się lepiej dogadam z twoją dziewczyną niż z tobą - pokiwał palcem przez moimi oczami. - A teraz uciekam z powrotem, nie będę wam przeszkadzał. Przetransportowałem was z lotniska do wszego nowego gniazdka, więc do zobaczenia - cmoknął Zuzę w policzek, uścisnął lekko rączkę Leo i później moją dłoń. Wyszedł, a ja znów objąłem ramieniem MOJĄ DZIEWCZYNĘ. Ona oparła głowę na moim ramieniu i tak zostaliśmy. Z nimi mogłem tak zostać już cały czas. Odpowiadało mi to i sprawiało największą przyjemność. Mogłem rzec, że byłem dymny z tego wszystkiego. I pozostanę już na zawsze. 
_________________________________
Szczerze? Z tego wszystkiego to najbardziej podoba mi się love story Laury i Fernando ♥
Ehhh, ostatni rozdział... Jak to okropnie brzmi, prawda? Strasznie przyzwyczaiłam się do tego opowiadania, ale każde ma swój koniec. Przywiązałam się bardzo do Zuzy i Jordiego, bardzo ich polubiłam! I sama dzięki nim mogłam powspominać jak to było na Euro :)
 Czeka nas tylko jeszcze epilog tej opowieści. Wstawię go zapewne za niedługo, bo tak samo jak ten rozdział, epilog też już mam chwilę napisany!
 Zakończmy to miłym akcentem :)
DO NASTĘPNEGO! ♥
 Pepe dla Nataleczki, która bardzo dobrze wie, że ma ją to natchnąć do napisania kolejnego rozdziału na swoje opowiadanie ♥ Tak, wiem, że też mnie kochasz :D

I teraz coś z serii - 'Jordi, król zwierząt' ^^ 

sobota, 16 listopada 2013

Quince

   Na nogach byłam już wcześniej rano, poprzez mojego ukochanego synka, który musiał się bardzo wcześnie obudzić. Tak samo miała Laura z Norą, ale to było nawet i dobre! W moim pokoju zwołało się damskie posiedzenie, damskie jak damskie, bo w towarzystwie przebywał mój Leoś! Ale była Laura z córką Fernando, Gracia oraz Daniela. Musiałyśmy obmyślić plan zemsty na Cescu i Gerardzie, na co chyba najbardziej chętna była Dani i miała z tego największy ubaw. Ostatecznie padło na chyba najdziecinniejszy sposób, który z resztą razem z Laurą zawsze wykorzystywałyśmy na szkolnych wycieczkach. Ja i Dani zaopatrzyłyśmy się w nasze pasty do zębów, a Gracia z Laurą zostały z dzieciakami. Panowie za niedługo mieli mieć pobudkę, więc musiałyśmy się pośpieszyć. Na szczęście korytarze były jeszcze puste, więc po cichu zakradłyśmy się pod pokoje Fabregasa i Pique, które z resztą i tak były obok siebie. Tak, więc zawartość tubek, które miałyśmy ze sobą, pozostały na klamkach do ich pokoi. Teraz pozostaje czekać! Albo i nie, bo Dani pomachała mi swoim telefonem przed oczami.
   - Dzwoń do Pique, a ja dzwonię do Cesca! - wyszczerzyła się. I tak też zrobiłyśmy. Obaj odebrali zaspani i wciskaliśmy im kit, że są bardzo potrzebni na dole. Pomruczeli, że jeszcze nie mieli pobudki, ale powiedzieli że zaraz będą. Każdy z osobna. Oni faktycznie są do siebie podobni! Nie dziwię się, że wytrzymują tyle lat ze sobą jako najlepsi przyjaciele. Zakradłyśmy się za zakręt z drugim korytarzem i wyczekiwaliśmy. Ledwo powstrzymałyśmy śmiech, kiedy okazało się, że obaj wyszli w tym samy czasie i w tym samym momencie zorientowali się co było na ich klamkach. Ich miny były po prostu bezcenne, a jak patrzyli na siebie... Niestety za bardzo się wychyliłyśmy i Fabregas zdołał nas przyuważyć.
   - Mamy sprawczynie! - wskazał na nas. Chciałyśmy uciec, ale gdy tylko się odwróciłyśmy, wpadłyśmy prosto na Jordiego, Pedro i Davida Silvę, a za nami pojawił się pomocnik razem z obrońcą. Automatycznie wtuliłam się w ramię Jordiego i wyszczerzyłam do tamtych.
   - Tak, teraz się chowaj za Albe! - sapnął Gerard, a Cesc wtedy przyciągnął do siebie Danielę i objął ją ramieniem.
   - Co się stało? - zdziwił się Rodriguez.
   - Smarkule nam wysmarowały klamki pastą do zębów - jęknął Pique.
   - Pastą?! - Jordi, Pedro i David wybuchnęli śmiechem.
   - To był plan zemsty naszej Zuzi - wyszczerzyła się moja młodsza przyjaciółka.
   - To teraz wy się przyznajcie co zrobiliście - roześmiany Jordi spojrzał na obu kolegów z jego starego-nowego klubu.
   - A takie tam - Cesc od razu pokręcił głową.
   - Potem ci opowiem - uśmiechnęłam się do Jordiego i pocałowałam go w policzek.
   - Jak oni już coś zmajstrują to trzeba uciekać daleko - wyszczerzył się David.
   - Bo kto z nimi wytrzyma? - westchnął teatralnie Pedro.
   - To się liczy do was wszystkich, nie tylko Fabregasa i Pique - usłyszeliśmy Silvię, asystentkę trenera, która akurat przechodziła obok. - Więc od razu was ostrzegam, dziewczyny - spojrzała na mnie i Dani.
   - No dziękujemy ci bardzo - Cesc przewrócił oczami.
   - A proszę - zaśmiała się. - Trzeba mieć coś do nich więcej niż tylko anielską cierpliwość. - mówiła, a Gerard z Pedro i Davidem zaczęli się śmiać pod nosem. - A wam co tak wesoło? Z Caroliną i Isabel też już sobie porozmawiałam! - wyszczerzyła się, a Rodriguez i Pique zdębieli. Kobieta ruszyła dalej, a napastnik z obrońcą pognali za nią. Mieliśmy tu z nich niemały ubaw. David coś zażartował pod nosem i ruszył dalej.
   - Teraz możesz mi powiedzieć o co chodzi? - Jordi spojrzał na mnie.
   - No to może na nas już czas, Dani - zareagował, zrobił w tył zwrot i uciekł razem z moją przyjaciółką.
   - Cesc i Gerard nagadali mi pewnych głupot, że twoim rodzicom nie spodoba się to, że jestem starsza i mam już dziecko - wytłumaczyłam. - Dlatego byłam mile zaskoczona przy wczorajszym spotkaniu - zaśmiałam się.
   - Oni są głupi, ale trzeba było zwrócić się do mnie, a pomógłbym wymyślić odpowiednią dla nich karę. Ty nie wiesz co się czasami wyrabia na zgrupowaniach!
   - Powiedział to ten, który jest tu najdłużej - wyszczerzyłam się.
   - Bardzo zabawne! - pokręcił głową i złapał mnie w pasie, przyciągając do siebie. - Zdążyłem się przyzwyczaić do nich - puścił mi oczko i mnie pocałował.
   - Wiesz, że wczoraj wieczorem przyjechał tu mój ojciec? - zaśmiałam się, oplatając rękami jego szyję.
   - Naprawdę? To świetnie - pokiwał głową z uśmiechem.
   - Powinnam chyba wracać do pokoju i zobaczyć czy Leo nie zachodzi bardzo za skórę Gracii i Laurze.
   - Pójdę z tobą - zakomunikował, złapał mnie za dłoń i razem ruszyliśmy w stronę mojego pokoju. Gdy tam już weszliśmy, prócz dziewczyn i dwójki małych Torresów, siedział tam też i tata. Uśmiechnęłam się i spojrzałam na Albę, a ojciec wtedy wstał z fotela.
   - Cześć tato - zwróciłam do niego. - Poznaj, to jest Jordi, Jordi, a to mój tata.
   - Javier Robles, miło mi poznać - uścisnął dłoń z piłkarzem.
   - Jordi Alba, mi również miło - pokiwał głową z uśmiechem. Usiadłam na krawędzi łóżka przy blondynce, Jordi obok mnie, a ojciec wrócił na fotel. Laura siedziała na puchowym dywanie razem z Leo, Norą i mnóstwem klocków dookoła. Nagle drzwi pokoju się otworzyły, pierwsze wbiegły małe blondynki, Alma i Grecia, dwie małe Reiny, a za nimi mój kuzyn, Fernando oraz Sergio. Dziewczynki od razu usiadły przy dzieciach, a trójka piłkarzy stała na środku i dopiero po chwili zorientowali się, że jest tu z nami też mój ojciec. Jose zareagował od razu, witając się ze swoim wujkiem.
   - Wiecie od czego są drzwi? - Perea spojrzała karcąco na piętnastkę i dziewiątkę. 
   -  Do otwierania ich - wypalił inteligentnie Ramos.
   - Tu akurat chodziło mi o pukanie - pokręciła głową Hiszpanka.
   - Zejdź już z nich - zaśmiałam się i wstałam, spoglądając na ojca, który również się podniósł. - Tato, to jest Fernando Torres i Sergio Ramos, a to jest mój tata, Javier Robles.
   - Dzień dobry - odparli automatycznie obaj, a wyglądało to jakby mały Ramos z małym Torresem witali się z jakimś despotycznym nauczyciele.
   - Witam panowie - uśmiechnął się ojciec i najpierw uścisnął dłoń Lobo, bo był bliżej i później Fernando. - I miło mi jest w końcu poznać ojca mojego wnuka - zwrócił się do niego.
   - Wparowaliśmy tak, bo minęliśmy się przedtem z Fabsem i Danielą, którzy nam powiedzieli, że tu jesteście - wtrącił automatycznie Pepe.
   - Nic się nie stało - pokręciłam głową. - Chodźmy może już na śniadanie? - zaproponowałam, a cała reszta mi przytaknęła. Grecia chwyciła dłoń Graci, Alma Jose, Nora Laury, a Fernando wziął na ręce Leo. Wszyscy wyszli, a ja wyciągnęłam dłoń w kierunku Jordiego, który nadal siedział na łóżku. Złapał za nią i wstał. Podszedł do mnie i mocno przytulił.
   - Dziś na meczu dam z siebie wszystko - uśmiechnął się.
   - Zawsze dajesz - skradłam mu całusa.
   - Ale dziś muszę się bardziej postarać, bo będę miał na trybunie najlepszą fankę na świecie - mówił i złapał moją dłoń. - Chodźmy na dół - uśmiechnął się i pociągnął mnie na korytarz.

 Siedziałam obok Danieli, która właśnie zerwała się na równe nogi, bo Cesc przedzierał się przez obronę z piłką, ale przy rogu bramki wykopał ją prosto na głowę Davida Silvy, który wpakował futbolówkę do bramki. Pierwszy gol w finałowym meczu na Stadionie Olimpijskim w Kijowie i to właśnie ze strony Hiszpanów! Na trybunach zapanowała wrzawa i słychać było tylko okrzyki.
 Siedziałam pomiędzy Dani oraz Laurą, a dalej była Gracia, Yolanda, Nagore i inne kobiety piłkarzy z pociechami. Mój ojciec na samym początku zaginął gdzieś w tłumie, ale później dowiedziałam się, że jest z rodzicami Jordiego, który zdążył poznać w hotelu. Przed meczem miałam okazję poznać się ze starszym bratem mojego chłopaka, Davidem, który w końcu dotarł na miejsce. Tak jak chyba wszyscy w tej rodzinie, David był miły i sympatyczny.
  Byłyśmy już na swoich miejscach, kiedy rzędy za nami zaczęły się wypełniać, a w pewnym momencie nadeszło kilki starszych mężczyzn w garniturach. Jednego kojarzyłam i to nawet dobrze. Automatycznie zaświeciły mi się oczy. Mi się zdawało czy właśnie za mną usiadł sobie były trener reprezentacji Hiszpanii - Luis Aragones? Po jakichś pięciu minutach zauważyłam kolejną dwójkę mężczyzn. Wyszczerzyłam się na widok Davida Villi, który po chwili przedstawił mi swojego
towarzysza - Carlesa Puyola. Oba biedaki, którzy poprzez kontuzje nie zagrali na Euro!
  Około czterdziestej minuty Iker wybił piłkę spod bramki na lewą stronę boiska. Odebrał Cesc, później podał do Jordiego i ten do Xaviego, który zaczął biec w kierunku bramki, ale zorientowałam się, że ktoś zaczął wybiegać przed niego. To był Alba! Dwójkowa akcja! Hernandez do niego podał i... GOL! Zerwałam się i zaczęłam piszczeć. Na szczęście w tym momencie Leo siedział sobie na kolanach młodszej Czarneckiej.
   - Carles, ty się przyzwyczaj. Teraz to będzie barcelońska WAG - usłyszałam za sobą głos Guaje. Odwróciłam się do nich i pokręciłam głową z uśmiechem, a ten jedynie pokazał mi język. Tak, niech się cieszy! On, Jose i mój brat postawili na swoim! Jestem z Albą! Rano mówił, że da z siebie wszystko i faktycznie, od pierwszej minuty grał pięknie, ale to już była po prostu magia!
  Kolejne dwa gole pod koniec drugiej połowy, których właścicielami byli Fernando oraz Juan Mata tylko ukoronowały to co dziś pokazała La Furia Roja. Byli cudowni!
 Gdy już odebrali swoje medale i puchar, a pierwsza fala radości już jakoś złagodniała, piłkarze zaczęli zabierać na boisko swoje dzieci. Fernando zabrał Norę i Leo, oboje ubrani w barwy i koszulki z numerkiem Torresa. Wodziłam wzrokiem za Jordim, który podszedł do swoich rodziców, ale po chwili zniknął mi z pola widzenia. Widziałam, że już David i Carles przechadzają się obok ławki rezerw i rozmawiają z innymi piłkarzami i ze sztabem trenerskim. Nagle przede mną zobaczyłam moją zgubę. Uśmiechnięty Jordi złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą na boisko, obejmując w pasie. Spacerowałam z nim po murawie i obserwowałam jak Fernando ugania się za dwójką swoich dzieci, co nawet wyglądało zabawnie, Cesc przytula Dani za linią boiska, a Sergio i Gracia śmieją się z czegoś, siedząc przy ławce rezerw. Ich relacji byłam ciekawa, a w szczególności po tym jak przed wyjazdem na stadion, Sergio poprosił mnie o krótką rozmowę. Ciekawił mnie fakt czy się odważy czy też nie.
   - Wiesz, że gol był dla ciebie? - usłyszałam w pewnym momencie.
   - Naprawdę? - spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
   - Tak, mówiłem, że dam z siebie wszystko - zaśmiał się, a ja wtedy pocałowałam go w policzek.
   - Jesteś kochany, wiesz? - uśmiechnęłam się, a on tylko cicho westchnął, przystanął i mnie pocałował. Tak na środku boiska. Przy wszystkich.

***

Oddał puchar w ręce swojego przyjaciela i ruszył do bocznej tłumu, gdzie stali przyjaciela i rodzina piłkarzy. Odszukał Dani, która stała razem ze swoją starszą siostrą i Gracią. Uśmiechnął się i szeroko i pociągnął ją za sobą kawałek dalej, a ta od razu mocno go przytuliła.
   - Byłeś cudowny, wiesz? - zaśmiała się dziewczyna. - Świetna ta akcja przed golem Silvy!
   - No wiesz, w końcu moja - poruszył brwiami.
   - Jak zwykle, czarujący i nad wyraz skromny - mruknęła. - I wiesz co, Cesc? 
   - Słucham cię.
   - Możesz zacząć robić wolne miejsce w swojej szafie - zaśmiała się, widząc jego zdziwienie na twarzy. - Przenoszę studia na Uniwersytet w Barcelonie.
   - Dani, naprawdę?! - aż zaświeciły mu się oczy, a ta pokiwała głową. - Kocham cię! - wykrzyczał i wpił się w jej usta. Oto kolejna dwójka ludzi, którzy odnaleźli swoje szczęście poprzez Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Kolejne szczęśliwe twarze i przeprowadzka do stolicy Katalonii.

***

   Stał niedaleko bramki i z dumą obserwował swoje dzieci. Norę miał od początku, był przy jej narodzinach, słyszał jak gaworzy, wypowiada pierwsze słowa i stawa pierwsze kroki. Był z nią zawsze. Teraz ma też Leo. Nie był przy jego narodzinach, nie słyszał jak gaworzy, jak wypowiada pierwsze słowa i stawia pierwsze kroki, ale był dumny. Pokochał go od zawsze. Cieszył się, cieszył się, że ma syna, że jego matką jest właśnie Zuzia, a nie jakaś inna dziewczyna, która najchętniej walczyłaby o dziecko z nim, a Robles poszła na ugodę, chciała dobrze dla Leo.
  Córka podleciała do niego i podała mu swoją malutką lalkę, którą wsadził sobie za gumkę spodenek.
   - Hej - usłyszał cichy głos. Obejrzał się i zobaczył obok siebie Laurę.
   - I jak podobał się mecz? - uśmiechnął się do niej.
   - Świetny. I gratuluję pięknej bramki - wyszczerzyła się i powędrowała wzrokiem za Leo i Norą. - Są kochani!
   - Racja - pokiwał głową. - Ale wiesz nad czym ubolewam? Że nie będę miał oboje przy sobie. Olalla zostaje w Londynie, więc to jest dobre, ale Leo teraz będzie w Barcelonie.
   - Zawsze prędzej będziesz w Hiszpanii niż w Polsce - zauważyła.
   - Też fakt - pokiwał głową. - Dziękuję ci Laura, za opiekę nad Norą. - uśmiechnął się. - Tak jak było ustalone, pieniądze wyślę ci na konto, a od jutra już zajmą się nią moi rodzice i zabiorą do Madrytu.
   - Fernando, muszę przyznać, że to była dla mnie przyjemność poznać ciebie i zajmować się Norą, bo to wspaniała dziewczynka.
   - Ja też się cieszę, że cię poznałem. I gdybyś kiedyś była w Londynie... Odezwij się. Z chęcią znajdę chwilę czasu na jakąś kawę i ciastko.
   - Zapamiętam - uśmiechnęła się i później oboje znów zaczęli obserwować Leo i Norę.

***

   - O nie, nie! Co to miało być, przepraszam bardzo?! - próbowała zachować powagę, siadając obok przyjaciela na ławce, gdzie zawsze siedzą rezerwowi.
   - A jaśniej? - zaśmiał się chłopak.
   - A to, że David, Jordi, Fernando i Juan sobie strzelili gole, a ty nie! - patrzyła na niego, z trudem powstrzymując śmiech.
   - Ale ja jestem obrońcą, moja droga - spojrzał na nią.
   - Jordi to pewnie bramkarz... - westchnęła teatralnie, przewracając oczami. Nie wytrzymała i wybuchnęła śmiechem, a Sergio pokręcił głową.
   - Ja chyba powinienem wysłać cię na jakieś leczenie - wyszczerzył się do niej.
   - No wiesz? A ja właśnie chciałam ci powiedzieć, że grałeś świetnie, wiesz? - udała obrażoną, a ten przysunął się do niej i specjalnie trącał co chwila ramieniem. Ona ciągle odwracała głowę, udając. Przecież ona nigdy nie potrafiła być na niego zła. W jednym momencie odwróciła do niego głowę, by już powiedzieć coś, co mogłoby pójść w pięty Ramosowi, kiedy ku jej zdziwieniu, jego twarz okazała się być bardzo, bardzo blisko jej. Zastygła w jednej chwili. Słyszała bicie jego serca. Przybliżył się jeszcze bardziej i... Delikatnie musnął jej wargi. Po woli. Z pasją. Tak, jak nigdy jeszcze nie całował żadnej innej.
________________________________________
 Witajcie, witajcie :D W końcu przybyłam do Was z tym piętnastym rozdziałem! Ale mam też dla Was pewną informację, nie wiem czy ona Was ucieszy czy też nie, ale to jest przedostatni rozdział tego opowiadania. Przed nami jeszcze szesnastka i epilog! 
 A teraz coś na poprawę humoru! WSPOMNIENIA ♡
 Panowie, o których było wspomniane powyżej! :)
Kto również cierpiał, że David nie mógł zagrać w tych Mistrzostwach?!
No i przed Wami bracia Alba! :)
Do następnego!