niedziela, 6 października 2013

Catorce

   Dzieci są po prostu cudowne. Cały wieczór praktycznie wszyscy spędzili w konferencyjnej z tą liczną bandą, ale i tak najlepsze było zakończenie, gdy to ja, Daniela, Gracia i Laura rozczuliłyśmy się widokiem śpiącego Fernando w jego pokoju, a po jego obu stronach zasnęli Nora i Leo.
 Wyszłyśmy z pokoju Torresa i skierowaliśmy się na wyższe piętro, gdzie były nasze pokoje. Zanim dotarłyśmy na do windy to Dani już z nami nie było, bo oczywiście Fabregas musiał już ją gdzieś uprowadzić. Gdy tylko skręciłyśmy w jeden z korytarzy, tam pojawił się Jordi. Gracia i Laura od razu zakomunikowały, że już nam nie będą przeszkadzać i poszły przodem. Jordi chciał mnie przytulić, ale ja z uśmiechem na ustach ruszyłam przed siebie. Widziałam, że Alba, również z uśmiechem kroczył za mną. Przy samym zakręcie, dogonił mnie i złapał w pasie, a wtedy przed nami wyłonił się sam trener, pan Vincente del Bosque. Oboje nagle się speszyliśmy i stanęliśmy obok siebie, jak nastolatki przyłapani przez rodziców.
   - Witam panią Zuzę - uśmiechnął się. - Nie myślałem, że pani nas tu odwiedzi - uśmiechnął się lekko do Alby.
   - To była nagła decyzja - odparłam nieśmiało.
   - No dobrze, ja sam uciekam do swojego pokoju - skinął głową. - Dobrej nocy - powiedział i wyminął nas. Jordi spojrzał niepewnie na mnie, a ja się zaśmiałam.
  Trafiliśmy do mojego pokoju, mieliśmy rozmawiać, a wyszło całkowicie coś innego...
 Leżałam teraz w swoim hotelowym łóżku, a on leżał za mną, mocno mnie przytulając, odgarniał moje włosy i delikatnie całował po odsłoniętym karku.
   - Jordi... - szepnęłam i przekręciłam się na plecy, spoglądając na niego.
   - Hmm? - mruknął, uśmiechając się lekko. Przygryzłam dolną wargę i zamyśliłam się. Nie wiedziałam w ogóle jak i co mam zacząć. - Zuza - spojrzał na mnie. - Nie chcę żebyś traktowała tego wszystkiego jako jakieś napieranie czy przekonywanie. Nie. To też twoje życie i sama musisz podjąć tą decyzję. - uśmiechnął się do mnie. - Masz na to wszystko sporo czasu, bo i tak chwile po Euro mam jeszcze zgrupowanie przed Igrzyskami Olimpijskimi. Zaakceptuje każdą twoją decyzję, jakakolwiek by nie była. - mówił przejęty.
   - Nawet jeżeli chciałabym zerwać kontakty? - spojrzałam na niego z poważną miną.
   - Nawet. Zrozumiem to i dam ci spokój, Zuza, bo cię kocham. - powiedział i pochylił się, po czym ucałował mnie w skroń. Wtedy obróciłam się do niego i wtuliłam w jego tors.
   - Nie chcę. - szepnęłam. - Nie chcę zrywać z tobą kontaktów, Jordi. - pokręciłam głową. - Chcę być z tobą.
   - Wiesz, że tym sprawiłaś, że stałem się najszczęśliwszym facetem na świecie? - zaśmiał się i mocniej mnie objął. - Kocham cię. - szepnął, a ja się uśmiechnęłam. Mogłam tak trwać w ramionach Jordiego i trwać.
   - Ja ciebie też. - zaczęłam jeździć opuszkami palców po jego torsie.
   - To znaczy, że zamieszkacie ze mną w Barcelonie? - spojrzał na mnie, a ja udałam zamyślenie.
   - Chyba tak - odparłam, a ten pocałował mnie w czubek nosa.
   - Dlaczego słyszę tą niepewność? - szepnął mi prosto do ucha, a mnie przeszedł dreszcz.
   - Zamieszkamy - zaśmiałam się. - Ale teraz najchętniej poszłabym spać. - pocałowałam go w lekko zarośnięty policzek.
   - No to idziemy spać - uśmiechnął się i zaczął mnie opatulać kołdrą, którą byliśmy przykryci.
   - Wariacie, co ty robisz? - zachichotałam.
   - Już nic - uśmiechnął się i przymknął powieki. - Dobranoc - szepnął jeszcze, a ja wtuliłam się w niego.

  Następny dzień przeminął dosyć szybko. Do południa chłopcy byli na treningu, później odpoczywali, bo przecież musieli poudawać wielce zmęczonych. Po obiedzie wyszliśmy sporą grupką. Yolanda szła równo ze mną, obie pchałyśmy wózki. Ona z małym Lucą, a ja ze swoim synkiem. Razem z nami szły jeszcze Gracia, Laura oraz Daniela. Przed nami mężnie kroczyli piłkarze; Pepe, którego rozchwytywały obie jego córki, Fernando, którego dłoń ściskała Nora, Sergio, Jordi, Cesc, Fernando Llorente, który co chwila zaczepiał po kolei każdą z dziewczynek oraz Gerard, nasz osamotniony obrońca, bo niestety Isabel nie mogła zostać na finał, chociaż nawet miała zaproszenie od samego Mario Balotelliego, ale obowiązki wzywały.
 Po drodze panowie rozdali trochę autografów, pozowali do zdjęć, ale nie tylko tych z fanami. Yolanda zabrała swój aparat i co chwila robiła zdjęcia, a wózkiem operował każdy po kolei. Kobieta to lubiła. Każdy musiał być na którymkolwiek zdjęciu, bo inaczej Ruiz nie odpuszczała. Najbardziej podobały mi się dwa zdjęcia. Jedno, które nawet nie wiem kiedy zrobiła Yolanda, ale byłam na nim ja i Jordi. Siedział na ławce, a ja bokiem na jego kolanach, a on całował mnie w czoło. Drugie zdjęcie przedstawiało jak Alba pomaga wstać Leo w piaskownicy, bo byliśmy wszyscy z dziećmi na placu zabaw. Jordi był naprawdę wspaniałym facetem i z chwili na chwilę, się o tym przekonywałam.

  Nadszedł wieczór, byliśmy już po kolacji, a do mnie właśnie dotarła wiadomość, że już jutro poznam rodziców Alby! Przed chwilą rozmawiał z nimi przez telefon i później mnie o tym oświecił, a teraz zawołał go ktoś ze sztabu i zostałam z chłopakami przy stoliku.
   - Nie no Zuza, współczujemy - pokręcił głową Pique, a ja spojrzałam na niego pytająco.
   - Będziemy trzymać za ciebie jutro kciuki! - dorzucił się Cesc. Obaj byli śmiertelnie poważni, a ja nie wiedziałam o co im chodzi.
   - A jaśniej, panowie? - zapytałam.
   - No, bo chodzi o rodziców Jordiego - mruknął Gerard, drapiąc się po brodzie.
   - Coś z nimi nie tak? - zmarszczyłam brew.
   - Niby wszystko w porządku, ale oj, nie będziesz miała łatwo! - dodał pomocnik.
   - To znaczy? Cesc, Geri, mówcie o co chodzi!
   - Bo ty jesteś starsza od Alby, prawda? - zaczął Pique, a ja skinęłam głową.
   - David, starszy brat Jordiego, też raz miał starszą dziewczynę od siebie. - dodał Cesc.
   - No i ich rodzice robili wszystko, by nie dopuścić do dalszego rozwodu jego związku - kiwał głową obrońca.
   - Więc, życzymy wam bardzo dużo szczęścia - Cesc poklepał mnie po plecach i obaj odeszli od stolika, a Jordi właśnie przyszedł i siadając obok, pocałował mnie w policzek. Ja nadal tam siedziałam i trawiłam to, co przed chwilą usłyszałam od dwójki reprezentantów. Byłam starsza od Jordiego, a na dodatek miałam jeszcze syna...
   - Stało się coś? - zdziwił się mój obrońca.
   - Nie, nie - uśmiechnęłam się lekko do niego i oparłam głowę o jego ramię. - Gdzie Leo?
   - Laura i Fernando zabrali go z Norą do zabawowego. - odparł.
   - Jest już późno - zauważyłam. - Jestem zmęczona i Leo pewnie też. Zabierzemy go i idziemy do pokoju, co? - uśmiechnęłam się.
   - Jasne - skradł mi całusa i podał dłoń, bym wstała. Razem udaliśmy się po mojego synka i później do pokoju. Leo faktycznie wcześnie padł, a i ja czułam się senna. Wzięłam prysznic i wróciłam do pokoju. Na łóżku leżał Jordi z pilotem w ręku i oglądał coś w telewizorze. Gdy mnie zobaczył, lekko się uśmiechnął, a ja położyłam się obok, wtulając w jego ramię.
   - Jordi... Wszystko będzie dobrze? - zapytałam po chwili, a ten na mnie spojrzał.
   - A dlaczego miałoby nie być? - uśmiechnął się lekko.
   - Nie wiem - mruknęłam. - Z resztą nieważne - posłałam mu uśmiech i podniosłam się, skradając mu całusa na dobranoc. - Miłych snów, Jordi.
   - Dobranoc - odparł i ucałował mnie w czubek głowy. Objął mnie ramieniem, głaszcząc po przedramieniu. Przymknęłam powieki i wdychałam zapach perfum Jordiego.

Otworzyłam niepewnie oczy, by usłyszałam szmer, jakby ktoś wchodził do naszego pokoju hotelowego. Zerwałam się, przy tym budząc biednego Jordiego, który mnie ciągle obejmował. Spojrzałam po pokoju, a na fotelu obok łóżka właśnie siadał sobie, jakby nigdy nic mój kuzyn. Popatrzyłam na łóżeczko, ale Leo na szczęście spał jak suseł.
   - Jose, wiesz, że się puka? - mruknęłam i opuściłam głowę na poduszkę, zamykając oczy.
   - Wiem, wiem - mruknął beznamiętnie, a ja podniosłam powieki i spojrzałam na Pepe. Miał minę jakby właśnie zobaczył ducha albo dowiedział się o czymś niebłahym.
   - A co ty taki bez życia? - zapytał Alba, ziewając.
   - No właśnie, Jose - zmarszczyłam czoło. - Stało się coś?
   - Znów zostanę ojcem - spojrzał na nas... Lekko przerażony? - Yolanda rano zrobiła test i bum, jest w ciąży.
   - No to stary, ja jej współczuję, jak tak na to zareagowałeś - Jordi pokręcił głową.
   - Nie! - odezwał się od razu. - Cieszę się i w ogóle. Będę miał czwarte dziecko! A to nie przelewki!
   - Oj Pepe, Pepe - wygramoliłam się z łóżka, śmiejąc się. Podeszłam do Reiny i ucałowałam go w tą jego łysinkę. - Mój ty kochany dzieciorobie. - wyszczerzyłam się i uciekłam od razu, by zabrać jakieś swoje ubrania i iść się przebrać. Oczywiście musiałam się zmierzyć z miażdżącym wzrokiem do mnie, mojego kuzyna. - Nie pozostaje mi nic innego, jak wam pogratulować - uśmiechnęłam się i weszłam do łazienki. Słyszałam jak Jordi z Pepe o czymś rozmawiają, a po chwili głos mojego synka. Przebrana, wyszłam i zobaczyłam jak siedzi już sobie na dużym łóżku przy Jordim i razem przeglądają bajkę. Cudny widok.
   - Ja już może pójdę. - Jose wstał z fotela. - Dziewczynki i Luca też pewnie już się obudzili. - uśmiechnął się.
   - A za niedługo jeszcze do tej gromadki dołączy mała Yolanda albo Jose junior - wyszczerzyłam się, pokazując mu język. 
   - A może jednak doczekamy się jeszcze małego Alby juniora - pokazał nam język, a ja rzuciłam w niego pustą, plastikową butelką po wodzie. Jedynie się zaśmiał i wyszedł, a ja pokręciłam głową i usiadłam na łóżku, głaszcząc po główce synka.

  Szłam tyłem do swojego kierunku i obserwowałam Leo, który szedł sam, a za nim kroczył Jordi. To było już popołudnie, a większość rodzin piłkarzy już była na miejscu. Wiem na przykład, że Daniela poznała młodszą siostrę i rodziców Cesca. On to chyba faktycznie miał do niej poważniejsze plany...
  Tak, więc szłam po woli i uśmiechałam się do obu, do Leo i Jordiego gdy zauważyłam, że Alba kogoś za mną zobaczył i szeroko się uśmiechnął. Wziął szybko małego na ręce i zrównał się ze mną, a ja spojrzałam na niego pytająco. Puścił do mnie oczko i objął mnie ramieniem, a ja się odwróciłam i zobaczyłam zbliżających się do nas dwójkę ludzi. Oboje w okularach. Kobieta niska, długie brązowe włosy, a mężczyzna odrobinę wyższy od niej, prawie łysy. Uśmiechali się do nas, a ja miałam wrażenie, że chyba wiem kim oni mogli być. Rodzice Jordiego!
   - Witajcie - uśmiechnęła się kobieta i oboje przystanęli przy nas.
   - Cieszę się, że już jesteście. - zaczął Jordi, a ja kątem oka spojrzałam na mojego małego Torresa. Jordi trzymał go jedną ręką, a ten przytrzymywał się jego ramienia i wsadzał co chwila kciuk do buzi. - Mamo, tato, to jest właśnie Zuza - spojrzał na mnie. - I Leo - spojrzał na chłopca, a mi w w tym momencie zrobiło się gorąco, bo w głowie ciągle siedziały mi słowa Fabregasa i Pique.
   - Dzień dobry, Zuzanna Robles - chciałam podać dłoń najpierw kobiecie, ale ta zamiast jej uścisnąć, uścisnęła mnie! No tak, przebywając w Polsce, zapomniałam o tym jacy zawsze Hiszpanie są otwarci... Ale chyba jego mama tak by nie zrobiła, gdyby była taka jak z opowiadań chłopaków... Jego tata wtedy ucałował mnie w policzek.
   - Naprawdę miło nam cię poznać, bo Jordi dużo mówił przez telefon o tobie i o twoim synku - uśmiechała się ciągle. - Ja jestem Maria Ramos, a to mój mąż, Miguel Alba. - przedstawiła ich i wtedy spojrzała na małego. - To pewnie jest Leo. Jaki prześliczny. Można? - spojrzała wtedy na mnie.
   - Tak, tak. Oczywiście - pokiwałam głową, przyznam, że lekko zdezorientowana, a kobieta wtedy wyciągnęła ręce do chłopca, a on o dziwo, do niej poszedł.
   - Bardzo się cieszyliśmy, że Jordi może być na tych mistrzostwach, doszedł z drużyną do finału, a gdy nam się przyznał, że kogoś poznał to już w ogóle - mężczyzna machnął ręką roześmiany.
   - Mogłabym o coś zapytać? - odezwała się niepewnie Maria.
   - Tak, niech pani pyta - skinęłam głową, lekko się uśmiechając.
   - No, bo jak to mówią, rodzice bywają staromodni - zaśmiała się pod nosem. - Bo my nie mamy nic przeciwko, byle nasz syn był szczęśliwy, ale czy nikt z twojej rodziny nie ma problemu z tym, ze wiążesz się z młodszym od siebie chłopakiem? - zapytała, a mnie ścięło. Ona pyta o takie rzeczy, kiedy to raczej dzięki wskazówką obrońcy i pomocnika powinnam o to pytać ją! Nagle nadeszła mnie ochota dobrania się do skóry obu Katalończyków, którzy zrobili sobie ze mnie, można powiedzieć jaja! Mogłam się domyślić, no!
   - Wszystko jest w porządku - pokiwałam głową. Co prawda mój ojciec o niczym nie wiedział, ale on zawsze wszystko akceptował, bylebym ja albo Miłosz nie pakowali się w jakieś kłopoty. Moja inna rodzina? Leo uwielbia Jordiego, a Miłosz z Jose sami pchali mnie w ramiona Alby. Mama? Mama gdyby żyła, na pewno by się też cieszyła.
   - To dobra wiadomość, bo czemu miałby ktoś wam przeszkadzać, prawda? - puściła nam oczko i oddała mi synka. - Było miło was zobaczyć, ale pójdziemy prosto do pokoju, bo jesteśmy zmęczeni po podróży. - uśmiechnęła się.
   - Tak, jasne. Później się jeszcze zobaczymy - odezwał się Jordi i pożegnaliśmy się z nimi, a nawet Leo do nich pomachał. Ja stałam i nadal jakoś to wszystko do mnie docierało, że rodzice Jordiego JEDNAK byli mili i nie mieli nic przeciwko, że jestem starsza od ich syna i jestem już matką. - A ty co masz taką minę? - zaśmiał się obrońca. - Chyba nie przestraszyłaś się moich rodziców? - uśmiechał się.
   - Nie, nie - zaśmiałam się pod nosem. - Ale jakbyś widział Pique i Cesca, to poradź im żeby omijali mnie szerokim łukiem, bo nie ręczę za siebie - wyszczerzyłam się i skradłam mu szybkiego i słodkiego całusa.
   - Czemuż to? - zdziwił się.
   - Może kiedyś ci opowiemy, nie Leo? - zaśmiałam się do chłopca. - To jak, idziemy się przejść? - uśmiechnęłam się, a Jordi skinął głową. Objął mnie ramieniem i ruszyliśmy na dół.

 To był wieczór przed finałem. Trener od razu po kolacji zabrał ze sobą piłkarzy i zamknęli się w konferencyjnej. Laura poszła uśpić Norę, a ja próbowałam mojego Leo, ale na marne... Zgubił swój smoczek, bez którego nie uśnie. Poprosiłam Gracię i Danielę, by z go chwilę popilnowały, a ja zeszłam na dół, do restauracji, bo wydawało mi się, że to tam ostatnio Leoś miał go przy sobie. Przy barze siedziało dwóch mężczyzn ze sztabu medycznego i coś omawiali. Podeszłam do lady.
   - Przepraszam pana - uśmiechnęłam się do młodego barmana. - Chciałam... - zaczęłam, a ten wyjął z kieszeni swojej kamizelki malutką zgubę mojego synka.
   - Zgadłem? - odparł pogodnie i puścił do mnie oczko. - Widziałem przedtem go u chłopca, który był z panią.
   - Tak, dokładnie - skinęłam głową. - Bardzo panu dziękuję. - posłałam mu jeszcze lekki uśmiech i wzięłam smoczek. Wyszłam z restauracji i już miałam się kierować do wind, kiedy przy recepcji zauważyłam znajomą twarz. Stał tam właściciel hotelu i nie kto inny jak mój ojciec! Rozmawiali sobie swobodnie, bo już wcześniej wiedziałam, że właściciel "Opery" i mój ojciec się znają. Zdziwiłam się lekko, że tu był i po woli tam zaczęłam podchodzić. - Przepraszam, tato, co ty tu robisz? - zapytałam, lekko się uśmiechając.
   - Zuzia - wyszczerzył się tata i od razu objął mnie ramieniem.
   - No to ja już się będę zbierał do domu. Miłej nocy życzę. - powiedział właściciel łamaną polszczyzną zmieszaną z ukraińskim językiem. Ukłonił się i ruszył w kierunku wyjścia, a recepcjonistka wtedy podała mojemu ojcu klucz-kartę.
   - Powtórzę pytanie, co tu robisz? - uśmiechnęłam się do niego, ruszając z nim równo w kierunku windy.
   - Przyjechałem na finał, moja droga - zaśmiał się.
   - A skąd wiedziałeś, że tutaj jestem? - drążyłam.
   - No wiesz, ty czasem kablujesz na swojego młodszego braciszka, ale on też nie jest ci dłuższy - zmierzwił mi lekko włosy. - Powiedział wszystko, więc już nie musisz opowiadać.
   - Wszystko? - zmarszczyłam brew.
   - Wiem o Torresie, co zapewne chciałaś mi powiedzieć gdy wrócę, wiem też o Jordim Albie, dzięki któremu tu jesteś. - zaśmiał się. - Wróciliśmy razem z Anetą do Gdańska, ona pojechała do domu, a ja prosto przesiadłem się jedynie w drugi samolot i jestem. Gdzie bym mógł przegapić taką imprezę jaką jest finał z udziałem mojej ukochanej Hiszpanii, a na dodatek z ojcem mojego wnuka no i kolejnym, który być może będzie moim zięciem, co? - mądrzył się.
   - Oj, tato - pokręciłam głową. - Cieszę się, że jesteś... - powiedziałam, gdy wyjechaliśmy na piętro gdzie mieścił się mój pokój. Weszliśmy tam, a gdy mój syn zobaczył swojego dziadka, oczywiste było, że koniec mowy o spaniu. Dani przywitała się z moim ojcem i przedstawiłam mu też Gracię. Cieszyłam się, że tak to wszystko wyszło, że miałam tu dziewczyny przy sobie, synka, ojca no i Jordiego, którzy jutro z samego rana się poznają, bo trener wydał jasne rozporządzenie, że piłkarze mają się dziś trzymać z dala od pokoi swoich partnerek i żon i grzecznie wrócić do swoim własnych pokoi, więc jutro dopiero przytulę się do faceta, którego zdążyłam pokochać przez ten krótki okres czasu.
____________________________________________
Tam tara taaaam! Jest! :D
Już dawno miałam zaczęty ten rozdział, ale jakoś nie mogłam się zmobilizować do skończenia go. 
Wiecie co mnie tchnęło? ;> 
Mój Chomiczek z rodzicami
No i co jeszcze takiego? A to! ♥
Bienvenido Al Mundo Vera Valdes Cardona ! <33
oraz 
czekamy na małego lub małą Tello! *.* 
Cristian, zaskoczyłeś wszystkich :D  

Ps. Jordi, wracaj szybko na boisko! ♥