poniedziałek, 17 czerwca 2013

Diez

   Od rana miałam mnóstwo papierkowej roboty, a dziewczyny z chęcią porwały mojego Leo i organizowały czas jemu i Norze.
 Po kilku godzinach miałam serdecznie dość. Wszystkie literki i cyferki już mieniły mi się w oczach. Wstałam od biurka by rozprostować kości. Podeszłam do okna i zauważyłam Davida, Laurę, Danielę i Gracię wraz z dzieciakami, siedzących w ogrodzie za budynkiem hotelu.
 Postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza, tak więc wyszłam na zewnątrz. W tym momencie Laura akurat pokazywała Norze coś w książce, a Leo męczył wujka Villę, któremu wpełzł na kolana.
   - Jak praca? - zapytała Daniela.
   - Wysiadam. Przyszłam właśnie naładować baterię. - usiadłam na kocu obok starszej Czarneckiej i Nory.
   - To korzystaj, bo zaraz pewnie wrócą Hiszpanie z treningu i nie będziesz mieć spokoju. - zaśmiała się Gracia.
   - O wilkach mowa. - wtrącił David, gdy właśnie do ogrodu wkraczało kilku piłkarzy jeszcze z torbami na ramionach, prosto z autokaru. Pierwszy kroczył Fernando, trzymając w ręku dwie papierowe torby. Za nim kroczyli Reina, Sergio, Jordi i Cesc z Gerardem, Llorente i Navasem.
   - Jak tam wam minął dzień, a raczej jego połowa? - Pepe klasnął w dłonie i usiadł na ławce obok Guaje.
   - Nie narzekamy. - odezwała się Gracia i uśmiechnęła się do Sergio, który właśnie usiadł obok niej.
   - A tobie? - usłyszałam w momencie, gdy Jordi siadał tuż obok mnie.
   - Pracowicie. - zaśmiałam się i spojrzałam na niego. Uśmiechał się, a ja na ten widok czułam jakbym traciła grunt pod sobą. Teraz na szczęście siedzę. Wtedy David odstawił Leo na koc. Usiadł tu i Fernando, tuż obok mojego Leo i Nory. 
   - Zuza, chciałbym byś przyszła z Leo na przyszły mecz. - zakomunikował Torres, podając mi jedną z tych toreb.W środku, jak się okazało, była maleńka bordowa koszulka  i granatowe spodenki. Wyjęłam je i rozprostowałam. Leo wtedy podszedł do mnie i bacznie wpatrywał się w trykot. Na jej plecach widniała dziewiątka i imię chłopca.
   - I jak, podoba się? - zapytałam synka, a ten się roześmiał. - A jak się dziękuje? - uśmiechnęłam się i wskazałam na Fernando. Chłopiec od razu spoważniał, odwrócił się do Torresa i pokiwał główką.
   - Proszę bardzo. - odpowiedział szczęśliwy. Nora w tym czasie wyjęła swoją koszulkę i zaczęła tłumaczyć młodszemu bratu, że ma taką samą. Wyglądali słodko.

 Ściągnęłam do hotelu naszego rodzinnego prawnika, który zajmował się wszystkimi sprawami naszej rodziny i biznesu. Zamknęłam się z nim i z Fernando w gabinecie. Jeżeli nasz syn ma już jego nazwisko, to pasowałoby też by miał do niego także i prawa jako ojciec, prawda? Cichocki tłumaczył nam jakie papiery mamy wybrać i wypełnić, gdzie je zanieść i ile czekać. Powiedział też, że Fer ma także prawo do wniesienia o badania na sprawdzenie ojcostwa, ale ten odparł, że to jest niepotrzebne, bo Leo to jego syn.
 W końcu obaj wyszli, a ja oparłam się o parapet i wbiłam wzrok w panele. Jeszcze jakiś czas temu nawet nie pomyślałabym o tym, że Leo faktycznie przyjmie nazwisko swojego taty, że Fernando dowie się o swoim ojcostwie, że się nim zainteresuje i go pokocha.
 Usłyszałam pukanie do drzwi. 'Proszę' - odpowiedziałam. I wtedy do pomieszczenia wszedł Jordi. Lekko się uśmiechnął i oparł tuż obok mnie.
   - Jak tam?
   - Ciężko. - westchnęłam, przymknęłam powieki i oparłam głowę o jego ramię. Objął mnie nim i mocno przytulił. Ucałował mnie w czubek głowy. Poczułam się lepiej.
   - O czym myślisz? - zapytał nagle.
   - O wszystkim i o niczym. - odpowiedziałam spokojnie, wzruszając ramionami.
   - O mnie też? - choć nie widziałam jego twarzy, to widziałam, a raczej wyobrażałam sobie jak się uśmiecha.
   - O tobie też. - zaśmiałam się. No właśnie, bo kim on właściwie dla mnie jest? Rozmawiamy, śmiejemy się, a teraz po prostu jest obok. Jak mam to tłumaczyć?
   - To dobrze. - zaśmiał się, a wtedy uniosłam głowę i spojrzałam na niego, prosto w jego oczy.
   - Czemu dobrze? - zaśmiałam się.
   - Bo ja tez o tobie myślę. - odparł i poruszył zabawnie brwiami. Przybliżył swoją twarz i delikatnie musnął moje wargi. Uśmiechnęłam się. Stanął przede mną. Oparł dłonie o parapet i wpił się zachłannie w moje usta. Zaplotłam rękę wokół jego szyi, a drugą dłonią dotknęłam jego policzka, którego pokrywał kilkudniowy zarost. Tak jak wtedy poczułam dreszcz, a później przyjemne ciepło. Coś się ze mną działo gdy był obok, a co dopiero gdy dotyka i całuje.
   - Zuza, jesteś? - do gabinetu wpadły Daniela i Gracia. Zatrzymały się w progu, obie zaskoczone widokiem. Zmieszani, oderwaliśmy się od siebie z Albą.
   - To ja może pójdę już do siebie. - powiedział Jordi i drapiąc się po głowie wyszedł z pomieszczenia. Dziewczyny zamknęły drzwi.
   - Co to było?! - zapytała Dani z szeroko otwartymi oczami. Nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę, przygryzając wargę.
   - Gdzie Laura i dzieciaki? - wypaliłam nagle, powstrzymując śmiech.
   - Fernando zabrał Norę i Leo na spacer, a że nie chciał iść sam to wziął i moją siostrę, ale... Ty nam oczu nie zamydlisz i nie zmienisz tematu! - Czarnecka machała mi palcem przed oczami.
   - Jesteście razem? - zapytała blondynka.
   - Ale temat Laury i Torresa też jest bardzo ciekawy. - drążyłam.
   - Zuza, tak czy nie?!
   - Nie wiem! - podniosłam głowę i szczerze wzruszyłam ramionami.
   - Jak to nie wiesz?! - pisnęła Dani. - Czekaj... W nocy nie było ani ciebie, nie było też Jordiego, a rano razem weszliście do hotelu... - myślała.
   - Zuza! - zawołały obie.
   - No co? Jestem już dużą dziewczynką. - przewróciłam oczami.
   - I Alba się o tym już zapewne przekonał. - śmiała się Hiszpanka, a ja szturchnęłam ją łokciem i zmierzyłam wzrokiem.

^^^

 Szli obok siebie. Ona popychała wózek małym Leo, a on trzymał za rękę swoją córkę, która dreptała obok. 
   - Tato, piaskownica! - zawołała nagle, wskazując na plac zabaw, obok którego przechodzili. - Możemy? - przystanęła i spojrzała błagalnie na swojego ojca.
   - No dobrze, a będziesz uważną starszą siostrą i popilnujesz Leo? - zaśmiał się Fernando.
   - Starszą siostrą? - zdziwiła się dziewczynka. Wcześniej jakoś nie było okazji by powiedzieć Norze, że Leo to jej brat. Bawili się wspólnie i dobrze się rozumieli, a to chyba w rodzeństwie podstawa. Musiał też się zebrać i przyznać się do tego Olalli. Jego była żona powinna wiedzieć, że w okresie gdy byli jeszcze małżeństwem on ją zdradził, a z tego narodził się jego syn.
   - No dokładnie. - Laura przy niej przykucnęła. - Leo to twój braciszek. - uśmiechnęła się do małej.
   - To super! - klasnęła w dłonie i chwyciła za rączkę małego Torresa, siedzącego w wózku.
   - Poczekaj. - zaśmiała się dźwięcznie Czarnecka i odpięła malca z szelek. Postawiła go na ziemi. Nora złapała go za małą rączkę i zaprowadziła do piaskownicy pełnej dzieciaków.
   - Może usiądziemy? - zaproponował, wskazując na pustą ławkę przed nimi. Przystanęła na propozycję. Dziewczyna ustawiła wózek obok i razem z blondynem usiedli na drewnianej ławce. - Dziękuję za to, że zgodziłaś się pojechać z nami na Ukrainę. Jeszcze przed nami ostatni mecz w grupie, ale...
   - To już jest pewne, że przechodzicie dalej. Jesteście mistrzami. - spojrzała na piłkarza.
   - To miłe. - uśmiechnął się. - Nora cię polubiła. - spojrzał w stronę swojej córki.
   - I vice versa. Jest cudowną dziewczynką i trudno jej nie lubić. - zaśmiała się. Rozmawiali ze sobą, ale nadal czuli w swoim towarzystwie pewną niezręczność. - Jak ci się podoba w Polsce? - zapytała, przerywając ciszę.
   - Jest ciekawie, poza tym zapamiętam ten pobyt do końca życia. - uśmiechnął się pod nosem.
   - Przez Leo?
   - Mhmmm. To był dla mnie szok, dowiadując że jest moim synem. Zmieniło się co nieco. - kiwnął głową. - Z jednego dziecka, nagle zrobiło się dwoje. - zaśmiał się. - Ale się cieszę. Każdy facet marzy o synu. Leo to takie moje odbicie, gdy sam byłem w jego wieku. Już zdążyłem go pokochać. - patrzył na swoje pociechy. - A ty? Jak tobie się tutaj żyje? Jesteś szczęśliwa?
   - Myślę, że tak. - mruknęła. - Śpiewam z zespołem, mam tu przyjaciół i rodzinę. - wzruszyła ramionami.
   - Nie chciałabyś jakoś się rozwinąć? Wyjechać? Spróbować swoich sił gdzieś indziej?
   - Nie wiem czy za granicą chcieliby mnie słuchać. - uśmiechnęła się, odgarniając kosmyk włosów na ucho.
   - Zaśpiewaj coś. - wypalił.
   - Nie, może nie. - pokręciła głową. - To nie jest dobry pomysł.  Jeszcze wystraszę stąd wszystkie ptaki.
   - Oj przestań. - zaśmiał się. - Przecież śpiewasz i dajesz koncerty, prawda?
   - No tak, ale... Tak dziwnie.
   - W takim razie nie nalegam. - uniósł dłonie w geście przegranej i spojrzał do góry na niebo. - Będzie padać? - zapytał głośno.
   - Chmurzy się. - stwierdziła szatynka.
   - Wracajmy. - Fernando się podniósł i ruszył w kierunku Nory i Leo.

^^^

   Szły we dwie korytarzem, komentując między sobą to, co zastały, gdy weszły do gabinetu Zuzy.
   - Jak myślisz, może się im udać? - zapytała blondynka.
   - Nie wiem, ale ja życzę tego Zuzi z całego serca. Powinna sobie kogoś znaleźć.
   - Alba to dobry chłopak. - powiedziała Gracia.
   - No w końcu ktoś! - zobaczyły przed sobą Cesca i Sergio.
   - Widziałyście może gdzieś Fernando i Gerarda? - zapytał obrońca.
   - Torres zabrał dzieci i poszedł z Laurą na spacer, a Geri chyba urwał się gdzieś z Shakirą. - zamyśliła się Hiszpanka.
   - No i nic nam nie powiedzieli! - oburzył się Fabregas. - Nudzi nam się i nie mamy co robić.
   - Ale na szczęście natrafiliśmy na was. - Sergio puścił do nich oczko.
   - A proponujecie coś? - zapytała Daniela.
   - Na dole jest basen! - Cesc klasnął w dłonie i spojrzał na każdego z osobna.
   - Nie mam przy sobie stroju. - skrzywiła się Czarnecka.
   - Ja ci pożyczę, mam dwa! - zawołała Perea i pociągnęła ja za sobą.
   - To za piętnaście minut na dole! - usłyszały jeszcze krzyk Ramosa i zniknęły za drzwiami pokoju blondynki, która od razu zaczęła grzebać w szafie.
   - Trzymaj! - podała Danieli czarny, dwuczęściowy strój. - Fabregas padnie jak cię zobaczy. - zaśmiała się
   - Nie żartuj Gracia! - spojrzała na nią z wyrzutem.
   - No co? Podobasz mu się! - puściła do niej oczko. - Tylko błagam, nie mów, że on ci się nie podoba! Cesc jest przystojny i fajny! - wyszczerzyła się.
   - Ale przypomnę ci, że dopiero co zerwałam z chłopakiem. - odparła.
   - Ale mi wymówka! Dani, jesteś młoda i zasługujesz na idealnego faceta! A nóż to może Cesc.
   - A ty i Sergio? - spojrzała na blondynkę.
   - My jesteśmy tylko przyjaciółmi. - uśmiechnęła się, spuszczając wzrok. - I nie drąż tego tematu, dobrze? - zapytała od razu.
   - Jasne, jak chcesz. Dzięki za strój. - uśmiechnęła się Daniela.
  Gdy zeszły na dół, chłopcy już pławili się w długim basenie, w którym była przejrzysta woda.
   - Wchodźcie. - zaśmiał się Sergio, gdy stanęły na krawędzi płytek.
   - Za chwilę, dobrze? - odpowiedziała zalotnie Gracia.
   - Nie, teraz! - zawołał Lobo i pociągnął ją za nogę. Jak długa wpadła do basenu. Daniela zaczęła się głośno śmiać, a blondynka zaczęła wyklinać swojego przyjaciela. Dani rozejrzała się, ale w wodzie nie było Cesca, Po chwili jednak poczuła mokre dłonie na swojej talii.
   - Ciebie też to nie ominie. - zaśmiał się za jej uchem i razem z nią wskoczył do zimnej wody. Zaczęło się chlapanie, ściganie i krzyki.

^^^

Było już późno, a Leo drzemał przed telewizorem, oglądając bajkę z Norą. Wzięłam torbę z gabinetu i wróciłam do pokoju, w którym rezydowały Laura z małą Torresówną. Wzięłam go na ręce, a mój mały mężczyzna, całkiem już bez sił, wtulił się w moje ramię. Pożegnałam się z Norą i swoją przyjaciółką i skierowałam się do windy, by zjechać na dół.
 Na dole, na kanapach siedziało kilku piłkarzy i o czymś rozmawiali, śmiejąc się. Między innymi byli tam Jordi i Fernando. Pierwszy lekko się do mnie uśmiechnął, a drugi wstał i podszedł.
   - Idziecie już? - zapytał, a wtedy Leo odciągnął się i spojrzał na swojego ojca, przecierając zaspane oczy.
   - Zmęczony już jest, a nie chcę by znów spał w hotelu. - odpowiedziałam, patrząc na swojego synka.
   - Biedaczysko. - uśmiechnął się blondyn i pogłaskał Leo po główce. Ten znów się do mnie przytulił i tradycyjnie włożył kciuk do buzi.
   - Dobra, idę, bo na prawdę mi tu zaraz zaśnie. - uśmiechnęłam się do napastnika i wyszłam. Przed swoim samochodem, zrzuciłam torbę na ziemie, by móc jakoś bez problemu wpakować Leosia do fotelika. Już miałam wyciągnąć dłoń, by otworzyć drzwi, ale wyręczył mnie w tym ktoś inny.
   - Może pomóc? - to był uśmiechnięty Jordi. Zaśmiałam się i skinęłam głową. Włożyłam Leo do samochodu i go zapięłam, a Alba czekał, podtrzymując drzwi.
   - Dziękuję. - uśmiechnęłam się i spojrzałam na piłkarza.
  - Ależ proszę bardzo. Zawsze do usług. - schylił się i podał moją torbę. Wzięłam ją od niego i otworzyłam drzwi od kierowcy. Wrzuciłam ją do środka, na siedzenie pasażera.
   - Będę już zmykać. - powiedziałam i już miałam wsiadać do auta, gdy poczułam jak łapie mnie za rękę i przysuwa do siebie. Objął mnie w pasie i z triumfalnym uśmiechem, spojrzał mi w oczy. - Alba, co ty kombinujesz? - zaśmiałam się.
   - Nic takiego. - słodko się uśmiechnął i przybliżył swoją twarz do mojej. Delikatnie dotknął swoim nosem mojego i potarł go. Automatycznie się uśmiechnęłam, a on wtedy musnął moje wargi.
   - Twoi koledzy mogą to zobaczyć. - zaśmiałam się.
   - Co mnie koledzy obchodzą? Nich widzą. - mruknął.
   - Mama! - zawołał Leo.
   - Na prawdę muszę jechać. - spojrzałam ze smutkiem na piłkarza.
   - Słyszę. - znów się uśmiechnął i szybko mnie pocałował. Zrobił krok do tyłu, bym mogła wsiąść. Jednak znów poczułam jak przyciąga mnie do siebie i wpija się w usta.
   - Wariat. - szepnęłam, obejmując jego szyję. Wtedy usłyszeliśmy gwizdy i głupie wiwatowanie. Oboje spojrzeliśmy w kierunku wejścia do hotelu. Stał tam nie kto inny jak mój ukochany i ulubiony kuzyn, obok niego Villa, a dalej Llorente, Torres, Arbeloa i Navas. - Jadę. - szepnęłam.
   - Pa. - ucałował mnie w czubek głowy i całkowicie pozwolił mi odjechać.
 
 Leo już dawno spał, a ja siedziałam w salonie przed telewizorem z pudełkiem lodów. Film, który oglądałam właśnie się skończył, a zaczynał się jakiś program, w którym kilka kobiet siedziało przy stoliku z kawą i pieprzyły farmazony. Sięgnęłam po pilota i zaczęłam skakać po kanałach. Nie było nic ciekawego. Same wiadomości, powtórki jakichś rajdów czy durne horrory, których nie cierpię. Z nudów wróciłam na kanał z tym całym programem dla kobiet.
 Mówiły o związkach. Najpierw o związku z młodszym facetem, później o mężczyźnie-dzieciaku, a na końcu o związkach na odległość. Siedziałam znudzona i ich słuchałam.
   - Jestem. - usłyszałam głos swojego brata. Właśnie wszedł do domu i stanął za mną. - Cześć siostra. - pocałował mnie w czubek głowy. - Matko, co ty oglądasz?! - wzdrygnął się.
   - Nie ma nic innego. - mruknęłam, a on właśnie ukradł mi odrobinę moich lodów. 
   - One niszczą męski ród. - zawołał, kierując się na górę. - Nie waż się ich słuchać.
   - Jesz coś? - zapytałam.
   - Nie, jadłem na mieście. Dobranoc! - o i tyle go dziś widziałam. Podciągnęłam do siebie kolana i pomyślałam o tym wszystkim. Jest młodszy o rok, chłopaki nazywają go 'dzieciakiem' i mieszka w Hiszpanii. Jordi... Jestem kobietą z dzieckiem, która potrzebuje stateczności i spokoju. To nie miałoby sensu...
__________________________________________
 Nie bijcie mnie za tak długą nieobecność tu! I... Nie bijcie też za końcówkę!
Koniec roku szkolnego, więc jest szansa, że będę więcej pisać!

Dedykacje:
1. Dla IswedWolf
2. Dla Nataleczka
3. Dla Moniikka

Do skończenia (w końcu) tego rozdziału, natchnęły mnie dwie rzeczy. Po pierwsze - wczorajsza rozmowa z IswedWolf oraz wczorajszy mecz Hiszpanów! Jordi pokazał swój talent i to, że gra wychodzi mu na każdym skrawku boiska :)


  
Do następnej, kochani ♥