Leo został dziś w domu z
Miłoszem, bo ten leń zrobił sobie wolne, więc niech siedzi z
siostrzeńcem. Coś za coś... Gdy tylko pojawiłam się w hotelu,
zaszyłam się w gabinecie i nie wychodziłam. Wiedziałam, że
prędzej czy później przyjdzie się przywitać, ale ja na razie
wymyślałam jak poprowadzić tą nieuniknioną rozmowę.
Godzinę później usłyszałam
pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Chłopaki już chyba
wrócili z treningu, więc zapewne to któryś z nich.
- Proszę. -
odpowiedziałam i wbiłam wzrok w futrynę, w której po chwili
pojawiła się uśmiechnięta twarz Alby. Nie, proszę jeszcze nie
teraz!
- Mogę? - zapytał, a ja
niepewnie skinęłam głową. - Cześć. - podszedł do biurka i
pochylił się by mnie pocałować, ale ja odwróciłam twarz, co
pozostawiło go w osłupieniu. - Stało się coś?
- Możemy porozmawiać? -
zapytałam, błądząc wzrokiem po blacie biurka.
- Mam się bać? -
uśmiechnął się i usiadł naprzeciwko, kładąc dłoń na mojej.
Nie odsunęłam jej. Może nie chciałam?
- Jordi... - zaczęłam i
spojrzałam w okno. Westchnęłam i przeniosłam wzrok na piłkarza.
- Jak ty to sobie wszystko wyobrażasz?
- To znaczy co? - oparł
się o krzesło i oczekiwał mojej odpowiedzi. Dlaczego to musi być
takie trudne?
- Jordi... Za chwile Euro
się skończy i wrócicie do Hiszpanii. Ja zostaję tutaj, a my... -
znów zaczęłam błądzić wzrokiem po pokoju. Po woli przysunęłam
swoją dłoń do siebie, pozbawiając się tym jego dotyku.
- My? Zuza, nie chcesz
spróbować stworzyć właśnie 'nas'? - zapytał, patrząc na mnie.
- Jak?! Dwa i pół
tysiąca kilometrów od siebie? - przymrużyłam powieki. -
Wyobrażasz to sobie jakoś? Posłuchaj, ja mam syna i chcę dla
niego jak najlepiej. Potrzebuję spokoju i stateczności.
- Czyli żałujesz tego co
było? - zapytał ciszej.
- A co było? Kilka
pocałunków i miłych słówek? - wypaliłam i po chwili mnie samą
zraniły te słowa. Było mi z nim dobrze, a tak go traktuję... Ale
to nie ma sensu. On wraca do Hiszpanii by grać w FC Barcelonie, a ja
zostaję w Gdańsku by zajmować się synem i pomagać ojcu z
hotelem.
- Aha, okay... - mruknął,
a w jego oczach od razu zobaczyłam smutek.
- Chcę zostać teraz
sama. - szepnęłam.
- Zuza...
- Proszę cię, wyjdź! -
krzyknęłam i z trudem powstrzymałam łzy. Alba wstał i wyszedł,
trzaskając za sobą drzwiami. Ja oparłam łokcie na biurku i
zakryłam dłońmi swoją twarz. Teraz już łzy poleciały mi same.
Przy Jordim naprawdę czułam się wyjątkowo, ale to przecież nie
miało nawet przyszłości! Wolałam mu to jasno przedstawić i
zakończyć teraz niż później, gdy będzie trudniej!
Minęła może kolejna godzina
gdy w końcu zdecydowałam się wyjść z gabinetu. Upewniłam się,
że po moich łzach już nie ma śladu i wyszłam, kierując się do
windy. Zjechałam na dół, przywitałam się z dziewczynami ze
zmiany na recepcji i ruszyłam w stronę restauracji. Poprosiłam o
kawę i rozejrzałam się po sali. W kącie, przy stoliku siedział
David, Jose, trzymający na kolanach mojego syna i Miłosz,
popijający kawę. Ruszyłam do nich i usiadłam na czwartym miejscu.
- Cześć. - uśmiechnęłam
się do nich i ucałowałam Davida i Pepe w policzki, bo nie
widziałam się z nimi jeszcze dziś. - Witaj skarbie. -
wyszczerzyłam się do Leo, a on wyciągnął rączki w moją stronę.
- Koniec zachwytu wujkiem?
- zaśmiał się Reina i podał mi mojego synka.
- A czy kiedykolwiek jakiś
był? - zaśmiałam się, a on pokazał mi język.
- Zuza, chcielibyśmy cię
z Jose zapytać czy nie znasz czasem aby jednej przyczyny... - zaczął
niepewnie Villa.
- Ale przyczyny czego? -
nie rozumiałam o co mu chodziło.
- Zuziu, nie wiemy
dlaczego od jakiegoś czasu nasz Alba chodzi naburmuszony, a jeżeli
ktoś się o coś pyta to nas zbywa. Wiesz coś może o tym? -
zapytał Jose, patrząc na mnie przenikliwie.
- Ale dlaczego myślicie,
że ja coś mam z tym wspólnego? - udałam powagę.
- Bo widzieliśmy jak
wkurzony Jordi wychodzi z twojego gabinetu i trzaska drzwiami. -
nagle ni z tego, ni z owego obok nas pojawili się Cesc i Gerard,
przysuwając sobie krzesła.
- Oooo, tak no więc? -
Pepe założył ręce, ciągle na mnie patrząc.
- Zacznijmy od tego, że
nie jestem na żadnym przesłuchaniu... - spojrzałam kolejno na
każdego.
- Oj kochana jesteś... -
Miłosz skinął głową.
- Pokłóciliście się? -
zapytał Fabregas.
- O co? - drążył
Gerard.
- Coś poważnego? - tym
razem to był Villa.
- Siostra, tylko mi nie
mów, że coś mi strzeliło go głowy po obejrzeniu tego zjebanego
programu wczoraj?! - palnął Miłosz, a ja na niego spojrzałam z
piorunujących wzorkiem.
- Ej, ej! Jaki program? -
Jose zmarszczył brew.
- Jakieś stare cioty
siedziały i pieprzyły coś o związkach na odległość, o
młodszych facetach, dzieciakach.... - Miłosz spojrzał na mnie
wymownie.
- To by pasowało... -
zamyślił się Francesc. - No, ale Zuza... Pomyśl, ty i Jordi
wyglądacie razem jakbyście byli dla siebie stworzeni! - słodził.
- Leo lubi Jordiego, Jordi
lubi Leo. Wszystko jest idealne. - dorzucił się Pique.
- To, że ja na co dzień
jestem tu, a on w Hiszpanii też jest idealne? - przewróciłam
oczami. - Wiecie co? - wstałam, mając na rękach Leosia. -
Zakończmy ten temat na dobre i radzę go nie zaczynać. - zmierzyłam
każdego wzrokiem i wyszłam z restauracji.
- Zuza, kawa! - zawołał
za mną Paweł, kelner.
- Daj ją komuś. -
wskazałam na stolik, przy którym wcześniej siedziałam. Wyjechałam
na górę i wróciłam do pokoju. Leo od razu pobiegł do kąta,
gdzie leżały jego zabawki, a ja usiadłam na skraju łóżka i
podparłam rękami swoją głowę, patrząc na bawiącego się synka.
Chciałam dobrze, a wyszło na to, że to ja jestem ta zła...
Do końca wczorajszego dnia
starałam się nie wpadać na obrońcę, a jeżeli tak już się
stało, to wymienialiśmy krótkie spojrzenie i uciekaliśmy w swoją
stronę. Tak samo następnego dnia. David i Jose ciągle za mną
chodzili i wbijali do głowy swoje mądrości, ale ja nawet nie
chciałam ich słuchać. Już postanowiłam i powinni to uszanować!
Fernando chciał żebym wzięła
Leo na ostatni mecz tutaj. Przystanęłam na to, bo nawet sama w
końcu chciałam pójść na ich mecz. Ubrałam synka w koszulkę,
którą dostał od swojego ojca i wyszliśmy z pokoju na korytarz, na
którym panował chaos i wrzawa, czyli normalna rzecz zanim wyjadą
na stadion. Na końcu korytarza stał Pepe, o dziwo już zwarty i
gotowy, a obok niego Laura z Norą na rękach. Dziewczynka również
miała na sobie bordowy trykot z jej imieniem i dziewiątką.
Podeszłam do nich, a równo ze mną pojawiły się Daniela i
Gracia.
- No i następne! - Pepe
przewrócił oczami.
- A o co chodzi? -
zapytała zdezorientowana Dani. W prawdzie żadna z nas trzech nie
wiedziała o co chodzi mojemu kuzynowi.
- Jose właśnie
stwierdził, że nie jestem odpowiednio ubrana do tego by im
kibicować. - powiedziała starsza Czarnecka. - I chyba zorientował
się, ze wy też.
- Co to za zbiorowisko? -
tuż obok pojawił się Cesc z torbą na ramieniu.
- No spójrz na nie!
Przydałoby się skombinować dla nich koszulki! - zawołał Reina.
- Masz całkowitą rację.
- zamyślił się Fabregas.
- Następny przeciwko
nam?! - Gracia udała obrażoną.
- Tak się składa, że
mam jedną swoją na zbyciu, więc... - objął Danielę ramieniem. -
Pozwolisz? - poruszył brwiami, a ona się zaśmiała.
- Tylko nie porywaj mi
siostry na długo. - Laura pogroziła mu palcem.
- Nie martw się, zaraz
oddam ci ją z powrotem. - puścił jej oczko i razem z Dani zrobili
w tył zwrot i zniknęli za drzwiami pokoju dziesiątki.
- No to jeszcze mi zostały
trzy do przyodziania... - wyszczerzył się i wziął na ręce Leo.
Za chwilę zauważyłam, że w naszym kierunku zmierzają Fernando,
Sergio i David, ubrany w swoją reprezentacyjną koszulkę. Nie może
jej ubrać na boisku i pobiegać z kolegami, więc będzie z nimi
sercem z trybun.
- Jak wy pięknie oboje
wyglądacie! - zachwycił się Torres.
- Oczywiście miałeś
mnie na myśli? Och, nie musiałeś. - śmiał się bramkarz.
- Nie ciołku. - Fer
zdzielił go lekko po jego łysej glacy. - Miałem na myśli moje
dzieci. - uśmiechnął się.
- Gracia, a może zamiast
tego topu, jednak skusisz się na moją koszulkę, co? - wyszczerzył
się Ramos.
- W końcu jedyny, który
się domyślił. - zaśmiał się Jose. - A Fernando wyskakuje z
koszulki dla Laury. - wskazał na Nino, a on jakby nie wiedział co
zrobić i tylko skinął głowa. Nora wtedy powędrowała na ręce
wujka Davida, a Jose praktycznie wygonił dziewczyny za piłkarzami
po te koszulki.
- A ty głuptasie pewnie
miałabyś na sobie teraz koszulkę z osiemnastką na plecach. -
David lekko szturchnął mnie w ramię.
- Ciocia Zuza jest
głuptasem? - zaśmiała się Nora.
- No takim malutkim. -
dopowiedział Jose.
- A możecie ze mnie
zejść? - zapytałam i spojrzałam kolejno na obu.
- Możemy, ale to nie
zmienia faktu, że nie masz reprezentacyjnej koszulki na sobie. -
wyszczerzył się Pepe.
- Oj, bo sobie ubzdurałeś,
że mamy się wystroić... - przewróciłam oczami. - I wszystko musi
być tak jak ty chcesz.
- Ta kłótnia na ciebie
także podziałała, bo robisz się tak kąśliwa jak Jordi wczoraj.
- David... - spojrzałam
na niego.
- Tak to ja. - zaśmiał
się. - Co Nora, idziemy po koszulkę dla cioci Zuzy? - zwrócił się
do dziewczynki, a ona skinęła głową.
- Czekaj! - zawołał Jose
i podał mi na ręce Leo. - Po co ma siedzieć w takiej koszulce
grającego Xaviego czy Iniesty, skoro może siedzieć z Reiną na
plecach i kibicować najukochańszemu kuzynowi. - pokazał nam język
i zniknął w swoim pokoju. Poszłam za nim.
- Ale ty jesteś uparty! -
pokręciłam głową.
- Uwierz, bardziej do
twarzy byłoby ci w bordowej z osiemnastką. - powiedział i wyjął
z szafy swoją zieloną koszulkę z krótkim rękawem.
- Teraz ty uwierz, że
jakbym się w to bardziej wkręciła, później bym cierpiała.
- Ty już cierpisz. -
spojrzał na mnie wymownie i zabrał Leo. - Oboje cierpicie. - dodał
i wyszedł. Miał rację. Cierpię, bo musiałam zakończyć coś co
mi się podobało, ale przynajmniej nie robię sobie wielkich
nadziei! Przebrałam bluzkę na tą mojego kuzyna i wyszłam z
pokoju.
Siedzieliśmy już na trybunach,
Gracia, Dani, Laura z Norą, ja z Leo oraz David i Miłosz.
Czekaliśmy na to, aby piłkarze wyszli na boisko. W końcu się
pojawili, odsłuchaliśmy hymny obu krajów. Uściśnięcie sobie
dłoni, później kapitanowie wybrali swoje połowy i zaczęło się.
Piłka od razu jakby przykleiła się do nóg Hiszpanów, a
czarodziej Andres od razu rozpoczął swoje magiczne przedstawienie.
Nora, jako częsta bywalczyni na meczach ojca, zaczęła instruować
Leo, żeby bił brawo i krzyczał.
Nie wiem dlaczego tak reagowałam,
ale za każdym razem, gdy Alba miał piłkę przy nogach, zaczynałam
mocno zaciskać kciuki. To działo się automatycznie. Gdzieś w
szesnastej minucie dość porządnie sfaulowali Jordiego, a ja
wstrzymałam oddech, gdy ten leżał na murawie, krzywiąc się.
Czułam jak wzrasta we mnie wtedy jakieś napięcie. Tak samo dwie
minuty później, gdy to Srna podstawił mu nogę. Kategorycznie
musiałam przestać o nim myśleć!
Zbliżał się koniec pierwszej
połowy połowy, bezbramkowej połowy, chociaż było parę bardzo
ładnych akcji. Nagle na telebimie pokazała się twarz Fernando.
Nora zaczęła bić brawo.
- Tata, tata, tata! - krzyczała,
a my wszystkie się uśmiechnęłyśmy. Wtedy Leo krótko pisnął.
Spojrzałam na niego, a on wskazał palcem na ekran.
- Tata. - powiedział niepewnie, a mnie
po prostu wmurowało. Tak samo resztę. Daniela, Gracia, Laura, David
i mój brat wtedy patrzyli ze zdziwieniem na Leo. Uśmiechnęłam się
lekko i pocałowałam go w czubek główki.
- Tak skarbie, tata. -
powiedziałam.
- No to mamy nowe słowo do
kolekcji. - zaśmiał się Miłosz.
- Tylko szkoda, że sam Fernando
nie był tego świadkiem. - odrzuciła Gracia.
- Jeszcze usłyszy nie raz, bo
to najpiękniejsze słowo na świecie. - odezwał się Villa.
- Oj, kłóciłabym się. -
pokazałam mu język. Wiedziałam, że kiedyś to słowo zagości w,
na razie ubogim słowniczku mojego synka, ale nie myślałem, że już
teraz. Jednak chyba najważniejsze, że pierwszy raz to słowo
wypowiedział, patrząc na swojego biologicznego ojca, niż jakiegoś
faceta, który pojawi się w moim życiu.
Myślałam o Leo, o Fernando i o
Jordim, chociaż nie wiem dlaczego to robiłam. O nim ostatnim nie
powinnam. To już jestem skończone, Zuza! Skończone. Nagle rozległa
się wrzawa i huk, krzyki radości, a wszyscy wokół mnie wstali ze
swoich miejsc. Zrobiłam to samo, chociaż byłam całkowicie
zdezorientowana. Dopiero gdy spojrzałam na ekran, zobaczyłam
powtórkę akcji. Cesc podał idealnie do Andresa, a ten spokojnie do
Jesusa, który po prostu wbiegł sobie z piłką na pustą bramkę.
Teraz spojrzałam na zegar - była 88 minuta. Popatrzyłam na Leo i
Norę. Żadne z nich nie wyglądało na zmęczonych, pomimo tak
później pory. Jakaś magia. Mój syn siedział na moich kolanach i
hardo kibicował. Oj coś mi się wydaje, że odziedziczył to po
tatusiu.
Sześć minut po strzelonym golu,
usłyszeliśmy gwizdek sędziego, kończący to spotkanie. Chłopcy
bardzo się cieszyli z wygranej nad Chorwacją.
W hotelu byliśmy chwilę
przed piłkarzami, więc usiedliśmy w lobby i czekaliśmy na nich,
by pogratulować im zwycięstwa. Co było zaskoczeniem dla nas
wszystkich, te nasze dwa szkraby nadal nie były śpiące.
W końcu pojawili się w progu, a
Leo na widok blondyna wypowiedział ciche 'tata'.
- Poczekaj jeszcze
chwilkę. - pocałowałam go w policzek i wstałam. Chłopaki stanęli
wokół nas, a ja, Dani, Gracia i Laura kolejno wyprzytulałyśmy
strzelca dzisiejszej bramki. Wróciłam na kanapę i wzięłam Leo na
kolana. Fernando siedział obok i trzymał na kolanach swoją córkę.
Uśmiechał się też do naszego synka, ale ten nagle zrobił się
wstydliwy.
- A coś ty taki? - obok
nas pojawił się Villa. - Wcześniej bardziej byłeś rozmowny. -
pogłaskał go po główce.
- To co takiego ten mój
chrześniak ci opowiadał? - zaśmiał się Reina.
- Zobaczysz i usłyszysz w
swoim czasie. - uśmiechał się David i spojrzał na Nino.
- Skarbie... -
uśmiechnęłam się do małego. - Kto tutaj obok ciebie siedzi, co?
- wskazałam na blondyna. Leo jeszcze bardziej wtulił się we mnie.
- Tata. - powiedział i
zaczął się uśmiechać. Widać było, że najpierw Fer był
zszokowany, ale później szeroko się uśmiechnął i wyciągnął
dłoń do Leo. Chłopiec niepewnie wstał z moich nóg i po kanapie
podszedł po woli do piłkarza. Torres usadowił go na swoim drugim
kolanie i pocałował w czubek głowy. Ciągle się uśmiechał i
wyglądał na naprawdę szczęśliwego.
- Zobaczyli cie na
telebimie, na stadionie. Nora zaczęła wołać za tobą. - mówił
David.
- A Leo podłapał. -
dokończyłam z uśmiechem.
- Bardzo się cieszę. -
odpowiedział ucałował obie swoje pociechy. Uśmiechałam się na
ten widok, bo wiem, że to cudowne, że mój syn zyskał ojca. Co
prawda, ojca który za chwilę wraca do Londynu, ale go poznał i
nazwał tatą. Piękna chwila.
Rozejrzałam się po holu i mój
wzrok utkwił w grupce, gdzie stał Jordi i rozmawiał o czymś z
Rodriguezem. Po chwili podniósł głowę i spojrzał na mnie, a ja
się zmieszałam i spuściłam wzrok. Jutro wyjeżdżają z hotelu,
więc jak go nie będę widzieć to o nim szybciej zapomnę. Tak
myślę.
Nazajutrz z samego rana
wstawiłam się z Leo w pokoju, w którym mieszkała Nora. Laura
akurat składała rzeczy do jej walizki.
- Cześć. - uśmiechnęłam
się i odstawiłam synka na podłogę. Podbiegł od razu do bawiącej
się Nory.
- Hej. - odparła
Czarnecka. - Jak tam samopoczucie?
- Jest okay. -
uśmiechnęłam się lekko. - Ale jednak mi smutno, że wszyscy
zostawiacie mnie tu samą. Szczególnie chłopaki, bo przyzwyczaiłam
się, że jest tu ich wszędzie pełno. Szczególnie samego Reiny.
- Współczuj mi, ja go
nadal będę mieć na co dzień. - zaśmiała się. - Wiesz, bardziej
chodziło mi o sprawę z Jordim. - obie usiadłyśmy na skraju
łóżka.
- Mówiłam ci już, że
jest zamknięta. - westchnęłam.
- Zuzia, no! On ci się
przecież podoba. - przewróciła oczami.
- No to co? Jest ode mnie
młodszy i skąd mam wiedzieć, czy jest odpowiednim facetem? -
spojrzałam na nią z wyrzutem.
- To trzeba było się
przekonać.
- Nie mówmy o nim,
dobrze? - zmarszczyłam czoło.
- Wiesz, że zabieram
Danielę ze sobą? - zaśmiała się.
- Jak to? - zdziwiona
spojrzałam na Laurę. Myślałam, że Dani tu ze mną zostanie.
- Cesc jej to
zaproponował, gdy zabrał ją do pokoju wczoraj po tą koszulkę.
Długo myślała i w środku nocy mu oddzwoniła i się zgodziła.
Myślisz, że oni...
- Będą razem? Myślę,
że do siebie pasują, a twoja siostra zasługuje na dobrego
chłopaka, po tym jak potraktował ją Miłosz. Aż wstyd się
przyznać, że to mój młodszy brat... - mruknęłam.
- Przestań. Różnie
bywa... Chociaż faktycznie sama chciałam rozszarpać wtedy Miłosza.
- zaśmiała się.
Godzinę później staliśmy już
wszyscy praktycznie pod hotelem. Tak jak wcześniej mieli orszak
powitalny, tak teraz mają pożegnalny. Najpierw Del Bosque wygłosił
krótkie przemówienie, że było im dobrze w 'Maravillas' i że na
pewno hotel poleci znajomym. Podziękował za ten czas tu spędzony i
tak dalej. Uścisnął dłoń mi, Kindzie, Robertowi i Miłoszowi,
czyli czwórce, która stanęła na czele by reprezentować personel.
Leo wtedy był na rękach u swojego ojca, który ciągle coś do
niego mówił i się uśmiechał. Cudny widok.
Po tej części bardziej
oficjalnej, wpadłam kolejno w ramiona każdego obecnego tu
reprezentanta... Przesuwałam się do każdego po kolei, kiedy
stanęłam przed Jordim. Nie wiedziałam jak się zachować.
- Powodzenia. - szepnęłam
cicho.
- Na pewno się przyda. -
uśmiechnął się lekko.
- Jesteście nieznośni,
wiecie? - usłyszałam za sobą głos Pepe i po chwili mnie popchnął
tak, że uparłam w ramiona Jordiego. Uśmiechnęłam się
przepraszająco do obrońcy i posłałam morderczy wzrok kuzynowi,
który tylko się szczerzył. Miałam ochotę go dosłownie
ukrzyżować! Odeszłam od Alby i podbiegłam do dziewczyn, by mocno
je wyściskać. Odjeżdżają moje dwie ukochane Czarneckie i Gracia,
z którą też zdążyłam się mocno zaprzyjaźnić. Wzięłam Leo
od Fernando, któremu ciężko się było z nim rozstać. Patrzyłam
jak wszyscy wsiadają do busa, drzwi się zamykają, a kierowca
odpala silnik. Nagle zauważyłam, że obok mnie stoi sobie, jakby
nigdy nic David. Najpierw spojrzałam na niego, później na busy,
wyjeżdżający na ulicę i po chwili znów na napastnika.
- A ty nie miałeś lecieć
z nimi? - zdziwiłam się.
- Niby miałem, ale na
razie zostaję, żeby wtłuc ci do głowy, że mój kolega jeszcze z
Valencii i teraz z Barcelony, to bardzo dobra partia. - wyszczerzył
się, a ja tylko przewróciłam oczami.
- A co, wyganiasz mnie? -
zrobił smutną minkę.
- Nigdy w życiu. -
uśmiechnęłam się. - Fajnie, że jeszcze zostajesz. - puściłam
do niego oczko i wszyscy weszliśmy do hotelu.
________________________________
Tak, że ten... Opinia wędruje do Was! I nie bijcie za to co się stało na początku rozdziału!
A teraz...
To mi się wcale nie podoba!
Kochanie Ty moje, zmień znaczek na koszulce ;cc
Ale za to bardzo podoba mi się taki widok! Jordi w garniaczku *.*
No i oczywiście wszystkiego dobrego na nowej drodze życia dla Xaviego i Nurii ♥