Byłam zdenerwowana
jak nigdy. Siedziałam przy biurku ojca, bawiąc się piórem i w chwila, stukając
nerwowo obcasem. Spoglądałam ciągle na tarczę zegara, wiszącego nad
ciemnobrązowymi drzwiami. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Do lądowania
samolotu Hiszpanów zostało jakieś pół godziny, plus czas, dojazdu z lotniska do
nas.
Wszystko było zapięte
na ostatni guzik, pokoje przygotowane, pracownicy również. Przez czas, gdy
piłkarze i cały hiszpański sztab będą u nas mieszkać, nikt inny prócz nich
samych, pracowników i osób z pozwoleniem, nie będzie tu mieszkał ani przebywał.
Wszyscy niecierpliwie czekali na jakieś sygnały, że są już w Polsce, czekaliśmy
na ich przyjazd.
Usłyszałam pukanie
do drzwi, które w pierwszej chwili mnie wystraszyły. W progu stanęła
uśmiechnięta Daniela.
- Jak tam pani
kierownik? Gotowa na przyjazd Hiszpanów? – wyszczerzyła się, siadając w fotelu,
naprzeciw mnie.
- Jestem strzępkiem
nerwów. – westchnęłam. – To jest dla mnie wyzwanie i to nie małe. – dodałam. –
A ty co tutaj robisz? – uśmiechnęłam się do najmłodszej Czarneckiej.
- Nie miałam
jednych zajęć, a i tak muszę później jechać na praktyki, więc wstąpiłam
zobaczyć jaka atmosfera panuję tu. I raczej nie tylko ty jesteś taka
podenerwowana, bo Arek na recepcji, wystraszył się samym tym, że przycisnęłam
dzwoneczek. Nie zauważył, że weszłam do hotelu. – zaśmiała się.
- Oj tak. Wszyscy
to przeżywamy. – zaśmiałam się pod nosem. Tak, przeżywam to, że będzie tu
reprezentacja tak wspaniałego kraju, Mistrzowie Europy z 2008 roku oraz Świata
sprzed dwóch lat, a kto wie, może i tegoroczni wygrani? Była jednak jeszcze
jedna spraw, o której wiedzieli tylko Laura i Jose, mój kuzyn, a mianowicie
sprawa z ojcem Leo. Już dziś go zobaczę. Zobaczę faceta, który jeszcze nie wie,
że ma tu syna, faceta, który oczywiście jest przystojny i na pewno wspaniały,
ale nie kocham go i wspominając tego mężczyznę, nie robi mi się ciepło na
sercu. Wtedy to była jednorazowa przygoda, a na dodatek pod wpływem procentów i
euforii z wygranej mundialu.
- Halo, Zuza…
Jesteś tam? – usłyszałam po chwili głos Dani.
- Tak? Przepraszam.
Zamyśliłam się. – mrugnęłam powiekami i spojrzałam na nią.
- Pytałam czy
Miłosz jest z Małym w domu czy gdzieś wyszli? – uśmiechnęła się promiennie.
- Nie mam pojęcia.
Ważne, że z został, teraz nie wysłuży się twoją najstarszą siostrą. – obie się
zaśmiałyśmy.
- Ty naprawdę się
tym wszystkim przejmujesz i denerwujesz. – zaśmiała się. – Ale przecież twój
ojciec wszystko przygotował, więc nie ma się co martwić. – oparła się o blat
biurka i uśmiechnęła się pocieszająco.
- Wiem o tym, ale
męczy mnie jeszcze jedna sprawa. – westchnęłam.
- Dlaczego? Coś się
stało? – zmartwiła się. Ostatnio Laura strasznie dużo czasu spędza w studio z
zespołem, więc nie miałam okazji z nią o tym porozmawiać. Znów westchnęłam i
powiedziałam jej o wszystkim, a ona jak dobry słuchacz, siedziała i chyba nawet
trochę niedowierzała w to, że ojcem mojego syna jest znany piłkarz.
- O tym wiedziała
tylko Laura, Jose no i teraz ty. Proszę cię, na razie nie mów nic o tym nikomu.
- Jasne, nikomu nic
nie pisnę. – odpowiedziała jeszcze zaskoczona. Spojrzała na zegarek i zerwała
się ze swojego miejsca.
- Przepraszam cię
Zuza, ale muszę zmykać. – zawołała. – Trzymaj się. I zobaczysz, wszystko będzie
dobrze. – uśmiechnęła się i wyszła. Dalej zostałam sama. Jednak po chwili
rozdzwonił się mój telefon. Nie znałam tego numeru. Odebrałam.
- Zuzanna Robles,
słucham.
- Witam, melduję,
że jesteśmy już w busie i za niedługo będziemy. – mówił po hiszpańsku, poważnym
tonem, ale i tak wiedziałam, że to Pepe.
- Już się nie mogę
doczekać. – zaśmiałam się.
- Ja również. No
dobra, to widzimy się praktycznie za chwilę. – odpowiedział i się rozłączył, a
ja zerwałam się z miejsca i wybiegłam z gabinetu, wpadłam do windy i nacisnęłam
guzik z parterem. Gdy z niej wyszłam, prawie nie wpadła na mnie Kinga, manager
hotelu.
- Już wyjechali z
lotniska! Rozmawiałam ze znajomym z lotniska! – zawołała.
- Wiem, właśnie dzwonił
do mnie Jose. Zbierz wszystkich, tak jak ustaliłyśmy w lobby. Ja idę już do
recepcji. – dałam jej wskazówki i pognałam przed siebie. – Pełna gotowość, już
jadą. – zwróciłam się do Arka i Kasi, recepcjonistów i Roberta, naszego
concierge’a, który akurat stał razem z tą dwójką przy wysokim blacie recepcji.
- Zuza! Damy radę.
Gościliśmy prezydenta, więc z piłkarzami też damy radę. – zaśmiał się Robert,
pracownik ‘Maravillas’ z najdłuższym
stażem. Najpierw zaczynał od boya, przenoszącego walizki, potem recepcjonisty i
wreszcie jest conciergem. Kinga, manager też ma swoją historię tutaj. Była
pokojówką, recepcjonistką i managerką. Wspomnę też, że ta dwójka dzięki pracy
tutaj, stała się bardzo szczęśliwą parą, mającą już pięcioletniego synka.
Dziesięć minut
później cały personel był zebrany w holu, stali ustawieni w jednym miejscu z
Kingą na czele. Dwójka recepcjonistów zajmowała swoje miejsca, a ja stałam obok
stanowiska Roberta, razem z nim.
- Widać już
hiszpańskiego busa! – do środka zajrzał chłopak, który stał przy drzwiach i je
otwierał i zamykał.
- Ok, pilnuj. –
odpowiedział concierge, a chłopak zasalutował jak do kapitana na statku i
wrócił przed budynek.
- Musi się udać. –
westchnęłam, ostatni raz poprawiając marynarkę.
Jakieś dwie minuty
później, szklane drzwi się otworzyły i pierwszy przez próg przeszedł
selekcjoner, równo z jednym z ochroniarzy, a za nim sztab i piłkarze, w
czarnych garniturach, wyglądający obłędnie. W tłumie oczywiście wypatrzyłam
kuzyna z przeciwsłonecznymi okularami na nosie. Razem z Robertem, jako że
najlepiej z obecnych tu znaliśmy język hiszpański, wyszliśmy do nich z
powitaniem.
- Witamy w Gdańsku,
w naszym hotelu ‘Maravillas’, nazywam
się Zuzanna Robles i zastępuję właściciela. To jest concierge, Robert Gawroński.
– wskazałam na towarzysza, po tym jak uściskałam dłoń trenera. Pracownik zrobił
to samo.
- Tak, wiem.
Rozmawiałem z panem Javierem i mówił, że będzie zastępować go jego córka. –
odparł z uśmiechem.
- Cieszę się. Mamy
nadzieję, że spodoba się państwu w naszym hotelu i że nikt nie będzie żałował,
że go wybraliście. – odparłam.
- Na pewno nie.
Polska to piękny kraj, stwierdzamy to już po tym ile zobaczyliśmy. Zostaliśmy
wspaniale przyjęci na lotnisku, więc już czujemy się jak w domu.
- Tutaj postaramy
się to jeszcze bardziej urzeczywistnić. Chcemy, żeby piłkarze tu wypoczęli i
dawali z siebie wszystko na boisku. Każdy z personelu służy pomocą, o każdej
porze. – powiedziałam.
- Dziękujemy.
- Może najpierw
kolega pokaże wszystkim hotel, a później zapraszam do recepcji by odebrać
klucze do pokoi, dobrze? – zapytałam, wskazując na mężczyznę obok.
- W porządku. –
odpowiedział. – Panowie, więc idziemy oglądać nasz nowy tymczasowy dom. –
zawołał i ruszyli za Robertem. Stałam w miejscu i patrzyłam na idących w tłumie
piłkarzy. Mój wzrok zatrzymał się na czterech piłkarzach idących na końcu, a w
szczególności na piłkarzu z blond czupryną. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z
tego jaki Leo jest do niego podobny. Szybko przeniosłam wzrok na bramkarza,
idącego obok. Od razu, zamiast iść dalej, podbiegł do mnie i mocno mnie
przytulił.
- Chcesz mnie
udusić?! – zapiszczałam, a tamta trójka się zaśmiała.
- Dawno cię nie
widziałem. – zaśmiał się. – Potem tradycyjnie muszę cię dorwać i porozmawiać,
poopowiadać sobie. – dodał.
- Też tak myślę. Obowiązkowo.
- Jose, idziesz? –
zawołał jeden z piłkarzy, z którymi wlókł się na szarym końcu.
- Idę, idę! –
zawołał. – Znam ten hotel na pamięć, ale nie wybaczę sobie jeżeli nie będę
zabawnie wchodził w słowo Robertowi. – dorzucił mi i pobiegł, a ja się
zaśmiałam. Gdyby czegoś nie wymyślił, to nie byłby Jose Reiną, charakterem
Liverpoolu i La Roji.
- Super, teraz
wracajcie do swoich obowiązków. – zawołała Kinga do personelu, który w mgnieniu
oka się rozszedł. – Jest dobrze. Ja teraz muszę wracać do gabinetu. Mam trochę
papierkowej roboty. Dasz już radę? – podeszła do mnie i uśmiechnęła się.
- Pewnie, dzięki.
Poczekam tu aż wrócą. Pomogę w recepcji z językiem. – odparłam.
- Dobra, to idę. –
odparła i ruszyła w stronę bocznego korytarza, prowadzącego do pomieszczeń dla
personelu i jej gabinetu. Jakieś pięć minut później do hotelu wkroczył Miłosz z
Leo na rękach.
- Siostrzyczko,
twój skarb żądał spotkania z tobą. – wyszczerzył się młodszy Robles, podchodząc
do mnie i przekazując mi go. Podeszliśmy razem do stanowiska recepcji,
opierając się o nią. – I jak? Powitałaś
już ich?
- Tak. Po pierwszym
strachu. Teraz Robert ich oprowadza, ale mu współczuję, bo Jose obiecał, że
będzie mu tradycyjnie w tym przeszkadzał. – zaśmiałam się. – Zaraz tu wrócą i
będzie jedno wielkie zamieszanie, czyli meldunki i pokoje. – przewróciłam oczami.
^^^
Zobaczyłem anioła.
Tak, to musiał być anioł. Stwierdzam to pewnie i nieodwołanie. Od momentu
wkroczenia do tego hotelu, nie interesowało mnie nic. Nie słyszałem szeptów
kolegów, mowy del Bosque, widziałem tylko jej uśmiech i słyszałem jej głos.
Tyle.
Chodziłem na końcu
naszego pochodu w towarzystwie Fernando, Sergio i Jose. Wszyscy podśmiewali się
z anegdotek dwudziestki trójki, a ja
jakby byłem w innym świecie, zaprzątany tą dziewczyną. Dlaczego ona nie chciała
mi wyjść z głowy? Przecież na pewno kogoś ma.
Weszliśmy do jakiejś sali
konferencyjnej, która miała być ostatnim przystankiem. Nasz przewodnik coś tak
mówił, ale i tak go od początku nie słuchałem.
- Wiecie co, jak
tak teraz sobie to wszystko obliczę, to wychodzi na to, że ja w tym hotelu
spłodziłem swoje córki. – Pepe zrobił zamyśloną minę. Wszyscy, którzy to
usłyszeli wybuchli niepohamowanym śmiechem, a w szczególności Gerard i Cesc.
Trener tylko zmroził nas wzrokiem.
- I tak już koniec.
Jeszcze tylko poinformuję, że sztab rozmieściliśmy w pokojach na pierwszym
piętrze, a zawodników na drugim. Tak chyba będzie wygodniej dla jednej grupy i
drugiej. – powiedział concierge i zaprosił nas z powrotem do lobby. Tym razem z
chłopakami szliśmy pierwsi, dobrze pamiętając drogę go głównego holu. Gdy tylko
ujrzeliśmy recepcje, Jose puścił się pędem. Dopiero po chwili zorientowaliśmy
się dlaczego. Obok wysokiego blatu stał mój
anioł, ale w towarzystwie jakiegoś młodego mężczyzny i w dodatku tuliła do
siebie małego chłopca. Nie no, ja muszę zawsze wspaniale trafić… Ma już swoją
rodzinę.
Przyglądałem się z
boku jak chłopaki ustawiali się w dwóch kolejkach do recepcji, by odebrać klucz
do swojego pokoju. Szczerze, to bardziej przyglądałem się czwórce stojącej
obok, jak to Reina zaczepia ciągle małego chłopczyka, śmiejącego się do niego.
Po chwili brunet,
zapewne facet, zastępczej właścicielki tego hotelu, pożegnał się z nią przez
całusa w policzek, z Jose, przez uścisk dłoni i z małym przez rozczochranie
jego, króciutkich brązowych włosów. Wyszedł z hotelu. Jose wziął na ręce synka
kuzynki, a ona stanęła za recepcją. Bramkarz się rozejrzał i z nie wiadomo
jakich powodów, gestem dłoni, przywołał mnie do siebie.
^^^
- Mój kochany
chrześniak! – usłyszałam za sobą, a to był Jose, który zostawił za sobą resztę
drużyny. – Cześć Miłosz. – przywitał się z moim bratem. Wymienili kilka słów,
podokuczali małemu, a gdy piłkarze zaczęli się meldować, Miłosz stwierdził, że
musi zmykać, pożyczyć notatki z zajęć. Tak, bo już mu wierzę… Potem ma tu wrócić
i zostać na noc, żebym ja mogła wrócić z Leo do domu.
- Daj mi go i
możesz mnie zameldować bez kolejki. – wyszczerzył się Jose.
- I jeszcze co,
kochany kuzyn sobie życzy? – zażartowałam, a ten wziął na ręce mojego synka i
się rozejrzał, przywołując tu innego piłkarza, stojącego z boku. – Dasz też
klucz tej zabłąkanej owieczce. – wskazał za siebie ze śmiechem, a ja mu
pokazałam język. Wtedy podszedł ten drugi Hiszpan, z lekkim uśmiechem na
twarzy, który przyznam, że dodawał mu uroku. – Tak właściwie to się poznajcie.
Zacznę od kobiety. – zaśmiał się Jose. – To moja ukochana kuzynka, Zuzia lub
Zuza, jak kto woli. To mój siostrzeniec, chrześniak, Leo. – wskazał na chłopca.
- Cześć kolego. –
uśmiechnął się piłkarz, pokazując rząd swoich zębów, a Leo odpowiedział mu tym samym.
- Nie poznaję
swojego dziecka. Nie wstydzi się przy nowych osobach. – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Najwidoczniej zna
się na ludziach. – zdawało mi się, czy właśnie puścił do mnie oczko. – Jordi Alba,
miło mi. – podał mi swoją dłoń, którą uścisnęłam.
_______________________________________________________
Okey, okey! Większość zgadła ! A teraz pisząc o blond czuprynie, już każdy wie kto jest ojcem małego Leo. ;pp