poniedziałek, 26 listopada 2012

Dos



   Byłam zdenerwowana jak nigdy. Siedziałam przy biurku ojca, bawiąc się piórem i w chwila, stukając nerwowo obcasem. Spoglądałam ciągle na tarczę zegara, wiszącego nad ciemnobrązowymi drzwiami. Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Do lądowania samolotu Hiszpanów zostało jakieś pół godziny, plus czas, dojazdu z lotniska do nas.
 Wszystko było zapięte na ostatni guzik, pokoje przygotowane, pracownicy również. Przez czas, gdy piłkarze i cały hiszpański sztab będą u nas mieszkać, nikt inny prócz nich samych, pracowników i osób z pozwoleniem, nie będzie tu mieszkał ani przebywał. Wszyscy niecierpliwie czekali na jakieś sygnały, że są już w Polsce, czekaliśmy na ich przyjazd.
  Usłyszałam pukanie do drzwi, które w pierwszej chwili mnie wystraszyły. W progu stanęła uśmiechnięta Daniela.
   - Jak tam pani kierownik? Gotowa na przyjazd Hiszpanów? – wyszczerzyła się, siadając w fotelu, naprzeciw mnie.
   - Jestem strzępkiem nerwów. – westchnęłam. – To jest dla mnie wyzwanie i to nie małe. – dodałam. – A ty co tutaj robisz? – uśmiechnęłam się do najmłodszej Czarneckiej.
   - Nie miałam jednych zajęć, a i tak muszę później jechać na praktyki, więc wstąpiłam zobaczyć jaka atmosfera panuję tu. I raczej nie tylko ty jesteś taka podenerwowana, bo Arek na recepcji, wystraszył się samym tym, że przycisnęłam dzwoneczek. Nie zauważył, że weszłam do hotelu. – zaśmiała się.
   - Oj tak. Wszyscy to przeżywamy. – zaśmiałam się pod nosem. Tak, przeżywam to, że będzie tu reprezentacja tak wspaniałego kraju, Mistrzowie Europy z 2008 roku oraz Świata sprzed dwóch lat, a kto wie, może i tegoroczni wygrani? Była jednak jeszcze jedna spraw, o której wiedzieli tylko Laura i Jose, mój kuzyn, a mianowicie sprawa z ojcem Leo. Już dziś go zobaczę. Zobaczę faceta, który jeszcze nie wie, że ma tu syna, faceta, który oczywiście jest przystojny i na pewno wspaniały, ale nie kocham go i wspominając tego mężczyznę, nie robi mi się ciepło na sercu. Wtedy to była jednorazowa przygoda, a na dodatek pod wpływem procentów i euforii z wygranej mundialu.
   - Halo, Zuza… Jesteś tam? – usłyszałam po chwili głos Dani.
   - Tak? Przepraszam. Zamyśliłam się. – mrugnęłam powiekami i spojrzałam na nią.
   - Pytałam czy Miłosz jest z Małym w domu czy gdzieś wyszli? – uśmiechnęła się promiennie.
   - Nie mam pojęcia. Ważne, że z został, teraz nie wysłuży się twoją najstarszą siostrą. – obie się zaśmiałyśmy.
   - Ty naprawdę się tym wszystkim przejmujesz i denerwujesz. – zaśmiała się. – Ale przecież twój ojciec wszystko przygotował, więc nie ma się co martwić. – oparła się o blat biurka i uśmiechnęła się pocieszająco.
   - Wiem o tym, ale męczy mnie jeszcze jedna sprawa. – westchnęłam.
   - Dlaczego? Coś się stało? – zmartwiła się. Ostatnio Laura strasznie dużo czasu spędza w studio z zespołem, więc nie miałam okazji z nią o tym porozmawiać. Znów westchnęłam i powiedziałam jej o wszystkim, a ona jak dobry słuchacz, siedziała i chyba nawet trochę niedowierzała w to, że ojcem mojego syna jest znany piłkarz.
   - O tym wiedziała tylko Laura, Jose no i teraz ty. Proszę cię, na razie nie mów nic o tym nikomu.
   - Jasne, nikomu nic nie pisnę. – odpowiedziała jeszcze zaskoczona. Spojrzała na zegarek i zerwała się ze swojego miejsca.
   - Przepraszam cię Zuza, ale muszę zmykać. – zawołała. – Trzymaj się. I zobaczysz, wszystko będzie dobrze. – uśmiechnęła się i wyszła. Dalej zostałam sama. Jednak po chwili rozdzwonił się mój telefon. Nie znałam tego numeru. Odebrałam.
   - Zuzanna Robles, słucham.
   - Witam, melduję, że jesteśmy już w busie i za niedługo będziemy. – mówił po hiszpańsku, poważnym tonem, ale i tak wiedziałam, że to Pepe.
   - Już się nie mogę doczekać. – zaśmiałam się.
   - Ja również. No dobra, to widzimy się praktycznie za chwilę. – odpowiedział i się rozłączył, a ja zerwałam się z miejsca i wybiegłam z gabinetu, wpadłam do windy i nacisnęłam guzik z parterem. Gdy z niej wyszłam, prawie nie wpadła na mnie Kinga, manager hotelu.
   - Już wyjechali z lotniska! Rozmawiałam ze znajomym z lotniska! – zawołała.
   - Wiem, właśnie dzwonił do mnie Jose. Zbierz wszystkich, tak jak ustaliłyśmy w lobby. Ja idę już do recepcji. – dałam jej wskazówki i pognałam przed siebie. – Pełna gotowość, już jadą. – zwróciłam się do Arka i Kasi, recepcjonistów i Roberta, naszego concierge’a, który akurat stał razem z tą dwójką przy wysokim blacie recepcji.
   - Zuza! Damy radę. Gościliśmy prezydenta, więc z piłkarzami też damy radę. – zaśmiał się Robert, pracownik ‘Maravillas’ z najdłuższym stażem. Najpierw zaczynał od boya, przenoszącego walizki, potem recepcjonisty i wreszcie jest conciergem. Kinga, manager też ma swoją historię tutaj. Była pokojówką, recepcjonistką i managerką. Wspomnę też, że ta dwójka dzięki pracy tutaj, stała się bardzo szczęśliwą parą, mającą już pięcioletniego synka.
  Dziesięć minut później cały personel był zebrany w holu, stali ustawieni w jednym miejscu z Kingą na czele. Dwójka recepcjonistów zajmowała swoje miejsca, a ja stałam obok stanowiska Roberta, razem z nim.
   - Widać już hiszpańskiego busa! – do środka zajrzał chłopak, który stał przy drzwiach i je otwierał i zamykał.
   - Ok, pilnuj. – odpowiedział concierge, a chłopak zasalutował jak do kapitana na statku i wrócił przed budynek.
   - Musi się udać. – westchnęłam, ostatni raz poprawiając marynarkę.
  Jakieś dwie minuty później, szklane drzwi się otworzyły i pierwszy przez próg przeszedł selekcjoner, równo z jednym z ochroniarzy, a za nim sztab i piłkarze, w czarnych garniturach, wyglądający obłędnie. W tłumie oczywiście wypatrzyłam kuzyna z przeciwsłonecznymi okularami na nosie. Razem z Robertem, jako że najlepiej z obecnych tu znaliśmy język hiszpański, wyszliśmy do nich z powitaniem.
   - Witamy w Gdańsku, w naszym hotelu ‘Maravillas’, nazywam się Zuzanna Robles i zastępuję właściciela. To jest concierge, Robert Gawroński. – wskazałam na towarzysza, po tym jak uściskałam dłoń trenera. Pracownik zrobił to samo.
   - Tak, wiem. Rozmawiałem z panem Javierem i mówił, że będzie zastępować go jego córka. – odparł z uśmiechem.
   - Cieszę się. Mamy nadzieję, że spodoba się państwu w naszym hotelu i że nikt nie będzie żałował, że go wybraliście. – odparłam.
   - Na pewno nie. Polska to piękny kraj, stwierdzamy to już po tym ile zobaczyliśmy. Zostaliśmy wspaniale przyjęci na lotnisku, więc już czujemy się jak w domu.
   - Tutaj postaramy się to jeszcze bardziej urzeczywistnić. Chcemy, żeby piłkarze tu wypoczęli i dawali z siebie wszystko na boisku. Każdy z personelu służy pomocą, o każdej porze. – powiedziałam.
   - Dziękujemy.
   - Może najpierw kolega pokaże wszystkim hotel, a później zapraszam do recepcji by odebrać klucze do pokoi, dobrze? – zapytałam, wskazując na mężczyznę obok.
   - W porządku. – odpowiedział. – Panowie, więc idziemy oglądać nasz nowy tymczasowy dom. – zawołał i ruszyli za Robertem. Stałam w miejscu i patrzyłam na idących w tłumie piłkarzy. Mój wzrok zatrzymał się na czterech piłkarzach idących na końcu, a w szczególności na piłkarzu z blond czupryną. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego jaki Leo jest do niego podobny. Szybko przeniosłam wzrok na bramkarza, idącego obok. Od razu, zamiast iść dalej, podbiegł do mnie i mocno mnie przytulił.
   - Chcesz mnie udusić?! – zapiszczałam, a tamta trójka się zaśmiała.
   - Dawno cię nie widziałem. – zaśmiał się. – Potem tradycyjnie muszę cię dorwać i porozmawiać, poopowiadać sobie. – dodał.
   - Też tak myślę. Obowiązkowo.
   - Jose, idziesz? – zawołał jeden z piłkarzy, z którymi wlókł się na szarym końcu.
   - Idę, idę! – zawołał. – Znam ten hotel na pamięć, ale nie wybaczę sobie jeżeli nie będę zabawnie wchodził w słowo Robertowi. – dorzucił mi i pobiegł, a ja się zaśmiałam. Gdyby czegoś nie wymyślił, to nie byłby Jose Reiną, charakterem Liverpoolu i La Roji.
   - Super, teraz wracajcie do swoich obowiązków. – zawołała Kinga do personelu, który w mgnieniu oka się rozszedł. – Jest dobrze. Ja teraz muszę wracać do gabinetu. Mam trochę papierkowej roboty. Dasz już radę? – podeszła do mnie i uśmiechnęła się.
   - Pewnie, dzięki. Poczekam tu aż wrócą. Pomogę w recepcji z językiem. – odparłam.
   - Dobra, to idę. – odparła i ruszyła w stronę bocznego korytarza, prowadzącego do pomieszczeń dla personelu i jej gabinetu. Jakieś pięć minut później do hotelu wkroczył Miłosz z Leo na rękach.
   - Siostrzyczko, twój skarb żądał spotkania z tobą. – wyszczerzył się młodszy Robles, podchodząc do mnie i przekazując mi go. Podeszliśmy razem do stanowiska recepcji, opierając się o nią. –  I jak? Powitałaś już ich?
   - Tak. Po pierwszym strachu. Teraz Robert ich oprowadza, ale mu współczuję, bo Jose obiecał, że będzie mu tradycyjnie w tym przeszkadzał. – zaśmiałam się. – Zaraz tu wrócą i będzie jedno wielkie zamieszanie, czyli meldunki i pokoje. – przewróciłam oczami.

^^^

   Zobaczyłem anioła. Tak, to musiał być anioł. Stwierdzam to pewnie i nieodwołanie. Od momentu wkroczenia do tego hotelu, nie interesowało mnie nic. Nie słyszałem szeptów kolegów, mowy del Bosque, widziałem tylko jej uśmiech i słyszałem jej głos. Tyle.
 Chodziłem na końcu naszego pochodu w towarzystwie Fernando, Sergio i Jose. Wszyscy podśmiewali się z anegdotek dwudziestki trójki, a ja jakby byłem w innym świecie, zaprzątany tą dziewczyną. Dlaczego ona nie chciała mi wyjść z głowy? Przecież na pewno kogoś ma.
 Weszliśmy do jakiejś sali konferencyjnej, która miała być ostatnim przystankiem. Nasz przewodnik coś tak mówił, ale i tak go od początku nie słuchałem.
   - Wiecie co, jak tak teraz sobie to wszystko obliczę, to wychodzi na to, że ja w tym hotelu spłodziłem swoje córki. – Pepe zrobił zamyśloną minę. Wszyscy, którzy to usłyszeli wybuchli niepohamowanym śmiechem, a w szczególności Gerard i Cesc. Trener tylko zmroził nas wzrokiem.
   - I tak już koniec. Jeszcze tylko poinformuję, że sztab rozmieściliśmy w pokojach na pierwszym piętrze, a zawodników na drugim. Tak chyba będzie wygodniej dla jednej grupy i drugiej. – powiedział concierge i zaprosił nas z powrotem do lobby. Tym razem z chłopakami szliśmy pierwsi, dobrze pamiętając drogę go głównego holu. Gdy tylko ujrzeliśmy recepcje, Jose puścił się pędem. Dopiero po chwili zorientowaliśmy się dlaczego. Obok wysokiego blatu stał mój anioł, ale w towarzystwie jakiegoś młodego mężczyzny i w dodatku tuliła do siebie małego chłopca. Nie no, ja muszę zawsze wspaniale trafić… Ma już swoją rodzinę.
 Przyglądałem się z boku jak chłopaki ustawiali się w dwóch kolejkach do recepcji, by odebrać klucz do swojego pokoju. Szczerze, to bardziej przyglądałem się czwórce stojącej obok, jak to Reina zaczepia ciągle małego chłopczyka, śmiejącego się do niego.
 Po chwili brunet, zapewne facet, zastępczej właścicielki tego hotelu, pożegnał się z nią przez całusa w policzek, z Jose, przez uścisk dłoni i z małym przez rozczochranie jego, króciutkich brązowych włosów. Wyszedł z hotelu. Jose wziął na ręce synka kuzynki, a ona stanęła za recepcją. Bramkarz się rozejrzał i z nie wiadomo jakich powodów, gestem dłoni, przywołał mnie do siebie.  

^^^

   - Mój kochany chrześniak! – usłyszałam za sobą, a to był Jose, który zostawił za sobą resztę drużyny. – Cześć Miłosz. – przywitał się z moim bratem. Wymienili kilka słów, podokuczali małemu, a gdy piłkarze zaczęli się meldować, Miłosz stwierdził, że musi zmykać, pożyczyć notatki z zajęć. Tak, bo już mu wierzę… Potem ma tu wrócić i zostać na noc, żebym ja mogła wrócić z Leo do domu.
   - Daj mi go i możesz mnie zameldować bez kolejki. – wyszczerzył się Jose.
   - I jeszcze co, kochany kuzyn sobie życzy? – zażartowałam, a ten wziął na ręce mojego synka i się rozejrzał, przywołując tu innego piłkarza, stojącego z boku. – Dasz też klucz tej zabłąkanej owieczce. – wskazał za siebie ze śmiechem, a ja mu pokazałam język. Wtedy podszedł ten drugi Hiszpan, z lekkim uśmiechem na twarzy, który przyznam, że dodawał mu uroku. – Tak właściwie to się poznajcie. Zacznę od kobiety. – zaśmiał się Jose. – To moja ukochana kuzynka, Zuzia lub Zuza, jak kto woli. To mój siostrzeniec, chrześniak, Leo. – wskazał na chłopca.
   - Cześć kolego. – uśmiechnął się piłkarz, pokazując rząd swoich zębów, a Leo odpowiedział mu tym samym.
   - Nie poznaję swojego dziecka. Nie wstydzi się przy nowych osobach. – pokręciłam głową z niedowierzaniem.
   - Najwidoczniej zna się na ludziach. – zdawało mi się, czy właśnie puścił do mnie oczko. – Jordi Alba, miło mi. – podał mi swoją dłoń, którą uścisnęłam. 
_______________________________________________________
Okey, okey! Większość zgadła ! A teraz pisząc o blond czuprynie, już każdy wie kto jest ojcem małego Leo. ;pp

18 komentarzy:

  1. Hiszpanie , Polska , czego można chcieć więcej ... jak narazie bardzo mi się podoba i zapewne jeszcze długo będzie jak wszystkie Twoje blogi , pozdrawiam Nikaaaa

    OdpowiedzUsuń
  2. swietny rozdzial ;> Jordi ! Uwielbiam go. A Pepe cudowny jak zawsze ;) czekam na kolejny ;* pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Super rozdział :) No to Torres zbroił dzieciaka i nawet o tym nie wie, pewnie się nieźle zdziwi chłopak :D Trochę mu współczuję
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. czyli co... Chodzi o MOJEGO Torresa?! xD
    nie wierzę, nooo. a mówił, że był mi wierny! xD
    Świetny odcinek.
    Czekam na nowość :*

    OdpowiedzUsuń
  5. zaczęłaś bardzo ciekawie ten rozdział. Zuza niepotrzebnie się tak denerwowała, gdyż wszystko się udało. widziała ojca swojego syneczka, a do tego poznała Jordiego Albę. oczywiście moim ulubionym bohaterem jest Pepe Reina, który jest wprost cudowny. mam nadzieję, że będzie się często pojawiał. czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  6. O zgadłam! Czyli Torres tatusiem, a Jordiemu podoba się Zuza :D Jestem zachwycona <3
    :D
    Rozdział napisany genialnie, podoba mi się bardzo. No i ten Pepe :D
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, że nie przez gg, ale poinformuję Cię tu :) Dodałam właśnie rozdział 34, więc jeśli chcesz, to zapraszam :)

      Usuń
  7. Suuuuper . < 3 . czekam na kolejny . < 3

    OdpowiedzUsuń
  8. Że Torres ojcem? E tam! Mam nadzieje, że jednak zaiskrzy coś pomiędzy Zuzą a Jordim :D
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Hmmm... A więc Torres... Ale ja tam mam nadzieję, że między Zuzą a Jordim coś zaskoczy. Taka chemia czy coś. :D A rozdział zarąbisty! Czekam na kolejny ;**
    ~Epic/Pauli$

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapraszam do siebie na 14 rozdział: http://big-time-rush-epic-opowiadanie.blogspot.com/ ;**
      ~Epic/Pauli$

      Usuń
  10. od początku domyślalam się kto jest ojcem :P kroi się coś jak widać, ale do tego Torres jako ojciec... oj będzie się działo :D Wiolcia, dawaj szybko kolejny :* ;D

    OdpowiedzUsuń
  11. Oł, czyli Fernando tatusiem... No, no, robi się ciekawie. Jeszcze do tego Alba, któremu Zuza wpadła w oko. Coś przeczuwam, że pobyt Hiszpanów w Polsce będzie obfitował w ogrom ciekawych sytuacji.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  12. Haha wiedzialam ze torres bedzie tatusiem :D ale tak jak juz wczesniej zostalo powiedziala oby cos miedzy Zuza a Jordim zaiskrzylo

    OdpowiedzUsuń
  13. Torres tatusiem. No, no! Jednego nie rozumiem... Jak można nie kochać Torresa?!;p Może jednak zmienią się jej uczucia w stosunku do niego...?;)

    ;**

    OdpowiedzUsuń
  14. O kurczę, tak myślałam, że to będzie Torres ;D
    I nietrudno się dziwić, że Leo polubił Jordiego, przecież Alba sam jest jeszcze jak dziecko, haha!
    Będzie iskrzyć w tym ośrodku, mam nadzieję, że Nando dowie się o synku jak najszybciej ^^'

    Zapraszam do siebie! Mogłabyś mnie informować?
    spanish-heart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Zapraszam na nowość, 35 rozdział! :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz ochotę, to zapraszam na nowość na http://let-me-be-your-heroo.blogspot.com/ ;) Pozdrawiam! ;*

      Usuń